W czwartek reprezentantki Polski rozegrają pierwszy mecz siatkarskich mistrzostw Europy. Ich rywalkami będą Niemki. – Trener dostał kredyt zaufania i musi pokazać, że stworzył zespół – powiedział Witold Roman, były reprezentant Polski, a obecnie działacz PZPS.
W środę rozpoczynają się mistrzostwa Europy w siatkówce kobiet. Polki będą rywalizowały w grupie B. Prócz nich, znalazły się tam również Niemki, Bułgarki, Czeszki, Hiszpanki i Greczynki. Biało-czerwone pierwszy mecz turnieju rozegrają w czwartek o 19:30 z Niemkami.
Karolina Potrykus, TVPSPORT.PL: – W kadrze pojawiło się dużo nowych nazwisk i została ona bardzo odmłodzona. Jak to może wpłynąć na grę?
Witold Roman: To zależy, jak bardzo trener popracował z dziewczynami. Wierzę w te młode kobiety i mam nadzieję, że udźwigną one odpowiedzialność, która wiąże się z grą w kadrze. Chciałbym, by ta reprezentacja pokazała się podobnie jak na zeszłych mistrzostwach, ale to będzie bardzo trudne. Na razie skupmy się na rywalizacji grupowej i na tym, by z tej grupy wyjść. Ta drużyna musi coś udowodnić zarówno sobie, jak i nam. Trener dostał od Polskiego Związku Piłki Siatkowej duży kredyt zaufania i musi teraz pokazać, że stworzył zespół, który być może będzie w stanie wrócić do takich sukcesów, jakie odnosiły nasze "Złotka".
– Na boisku zabraknie Joanny Wołosz, czyli jednej z najlepszych siatkarek świata. Zawodniczka poprosiła trenera o roczną przerwę.
– Brak Wołosz to duża strata dla tej reprezentacji, zarówno pod względem mentalnym, jak i sportowym. Jacek Nawrocki został jednak postawiony trochę przed faktem dokonanym – nie mógł odmówić tej prośby. Stara zasada mówi przecież, że z niewolnika nie ma zawodnika. Oczywiście szkoda, że ten czas przypada akurat na rok mistrzostw Europy, choć powiedzmy sobie szczerze – w kalendarzu siatkarskim co roku odbywają się ważne imprezy i tak naprawdę z punktu widzenia trenera nie ma dobrego miejsca na przerwy.
– Wyjście z grupy wydaje się bardzo prawdopodobne. Pierwszy mecz Polki rozegrają z Niemkami i wydaje się, że to on może zdecydować o tym, kto wygra rywalizację w pierwszej fazie turnieju.
– Parę dni temu obie te reprezentacje rozegrały ze sobą mecz towarzyski. Wtedy to my wygraliśmy z nimi dość gładko, lecz teraz będzie już dużo trudniej. Obie ekipy będą nastawione na granie na pełnych obrotach. Prawda jest taka, że w tej ostatniej fazie treningu bardzo trudno jest zweryfikować, czy zespół już doszedł do formy turniejowej, czy jeszcze nie. Wtedy trochę zmniejsza się obciążenia i drużyna zaczyna łapać świeżość. W tym przypadku tak naprawdę może zdecydować jeden czy dwa dni i one mogą okazać się kluczowe dla całego turnieju.
– Jeśli Polki wyjdą z grupy i wygrają mecz 1/8 finału, wtedy w ćwierćfinale prawdopodobnie czeka je przeprawa z Turczynkami lub Holenderkami. To nie będzie łatwy mecz.
– Wolałbym, żeby to nie były Turczynki (śmiech). Na tym etapie jednak już z każdym będzie trudno. Jeśli my mamy coś wygrać i ugrać w tym turnieju to musimy zwyciężać i takie spotkania. Najpierw jednak wyjdźmy z grupy i przejdźmy 1/8. Dopiero później myślmy o tym, z kim przyjdzie nam zmierzyć się w ćwierćfinale. Zadaniem trenera jest to, by drużyna jak najdłużej grała w tym turnieju i pokazała się jak najlepiej. Większość kadry to młode osoby. Myślę, że z każdym kolejnym meczem ręce będą im się trząść coraz mniej i będą prezentowały się coraz lepiej.
Krzysztof Ignaczak o reprezentacji Polski siatkarzy: czy jest między nimi ogień? Czy nadal jest zaufanie?
– A czy te najmłodsze zawodniczki, jak Martyna Czyrniańska czy Zuzanna Górecka, dostaną wiele szans na grę?
– To zależy od sytuacji na boisku. Trener będzie reagował na bieżąco. Jeśli będziemy mieć przewagę to Nawrocki da im szansę. W tym momencie każda z tych zawodniczek ma rolę zmianową i zadaniową. Później, jeśli pozwoli na to sytuacja, a one oczywiście dobrze spełnią swoje zadanie, to sądzę, że dostaną szanse, ale myślę, że nie będzie tak, iż nowa kadrowiczka zagra cały wymiar meczu.
– Na rozegraniu sytuacja jest jednak trochę inna. Tam stery przejmie prawdopodobnie Julia Nowicka, która dotychczas też nie grała pierwszych skrzypiec w reprezentacji.
– Zazwyczaj wygląda to tak, że rozgrywająca kieruje piłkę do Magdaleny Stysiak albo Malwiny Smarzek-Godek. Boję się, że i tym razem skończy się podobnie. Siatkówka jest jednak taką grą, w której poszczególne naczynia bardzo się ze sobą łączą. Jeśli przyjęcie będzie dobre, wtedy wystawiająca będzie miała komfort grania do każdej zawodniczek. Gorzej, gdy się nie sprawdzą. Wtedy będziemy szukać punktów zdobywanych przez nasze najbardziej ograne reprezentantki. Musimy też pamiętać o tym, że blok w ciemno będzie skakał do tych dwóch opcji. Naszym zadaniem jest jak najczęściej korzystać z innych możliwości, żeby rywalki na tej płaszczyźnie rozregulować.
– Czyli żeby osiągnąć sukces, potrzeba bardzo dużo swobody i luzu w grze?
– Tak. Naszym siatkarkom potrzeba właśnie luźnego podejścia. One powinny sobie powtarzać, że z każdą kolejną akcją może być tylko lepiej, jeśli dadzą z siebie wszystko. Obawiam się jednak, że gdy będzie nerwowo, to poszczególne zawodniczki mogą same na sobie wywierać presję, a to doprowadzi do konfliktu wewnątrz drużyny. Rozgrywająca będzie miała tu więc szczególnie trudne zadanie, by nie ulec tym bardziej doświadczonym i grać tak, jak czuje, i jednocześnie być skuteczną.
Kto stanie na podium?
– Myślę, że na pewno Turczynki. Rosjanki są dla mnie wielką niewiadomą, bo na dużych imprezach prezentują się różnie. Dobrym zespołem z ciekawą historią są tez Holenderki. Nie było ich na igrzyskach, wiec na pewno dobrze przygotowały się do tego turnieju. Serbki, obrończynie tytułu, to kolejny faworyt. To już cztery świetne drużyny, a na podium są tylko trzy miejsca.