| Inne

Prezes Polskiego Związku Judo odpowiada na list zawodników. "To był policzek, ale nie jestem zawistny"

Beata Pacut podczas igrzysk olimpijskich w Tokio (fot. PAP/Leszek Szymański)
Beata Pacut podczas igrzysk olimpijskich w Tokio (fot. PAP/Leszek Szymański)

Był list judoków, były wypowiedzi kandydata na stanowisko prezesa Polskiego Związku Judo – Krzysztofa Wiłkomirskiego, jest wreszcie rozmowa z tym, który kierował polskim judo od 2016 roku i będzie to robił do igrzysk w Paryżu. Jacek Zawadka odpowiada na zarzuty zawodników, oponenta i wszystkich, którzy – jak twierdzi – wciąż rzucają kłody pod nogi i sprawiają, że dyscyplina kojarzy się źle.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Damian Pechman, TVP Sport: – Jak wyglądają pana relacje z Krzysztofem Wiłkomirskim?
Jacek Zawadka, prezes PZJudo: – Szczerze?

– Tylko szczerze.
– Pochodzimy z Warszawy, jestem od niego starszy o dziesięć lat. Gdy ja kończyłem karierę, on dopiero stawiał kroki jako kadet i junior. Nigdy nie zamieniliśmy wtedy więcej słów niż grzecznościowe "cześć" i "co słychać?". Nasza najdłuższa rozmowa trwała dwie minuty i miała miejsce przed wejściem do Centrum Olimpijskiego, gdzie był zaplanowany kongres Polskiego Związku Judo. Śmieję się, że to była najdłuższa rozmowa w ciągu 30 lat.

– Ale numery telefonów chyba do siebie macie?
– Ja nie mam...

– To już wiem, dlaczego przed wyborami nie udało zorganizować debaty.
– Debata, jaka debata? Nie róbmy przedstawienia. Jesteśmy byłymi judokami, byłymi wojownikami, usiądźmy jak ludzie i porozmawiajmy. Na kongresie okazało się, że zwracamy uwagę na podobne sprawy. Nie było wcale tak, że mamy zupełnie odmienne wizje. Dlatego pytałem: "Krzysiek, dlaczego rzucasz mi kłody po nogi? Działajmy razem dla polskiego judo". Ale nie wiem, czy do niego trafiłem.

– W pana wypowiedziach często pojawiają się "hejt" i "manipulacja".
– Zaczęło się w 2017 roku, po mistrzostwach Europy. Paweł Nastula napisał okropny paszkwil na mój temat. Miałem zareagować w podobny sposób, ale odpuściłem. Jestem tak nauczony, żeby nie zaogniać sytuacji. Takie sprawy powinno się załatwiać wewnątrz rodziny judo, a nie za pośrednictwem mediów społecznościowych. Wysłałem jedynie e-mail do wszystkich trenerów, których miałem w mojej bazie. Przedstawiłem im swoją wersję zdarzeń, ale Paweł nigdy się do tego nie odniósł. W kolejnym roku ponowiłem e-mail, już tylko do niego. Zero reakcji.

– Do niego numer telefonu pan już chyba ma?
– Całe życie! Paweł jest moim kolegą z maty. Miał do mnie pretensje o poprzednie wybory i obietnice, które wtedy złożyłem. Niesłusznie i chciałem z nim to wyjaśnić. Z jego strony poszedł jednak foch. Szkoda, nie rozumiem jego zachowania... To był dla mnie trudny okres pod względem emocjonalnym. Bardzo przeżyli to także moi przyjaciela i rodzina. Padło wiele pytań: "Czy to prawda, co o mnie czytają?" i "Jakim jestem naprawdę człowiekiem – takim, jakiego oni znają, czy takim, o którym czytają w Internecie".

– Skoro znacie się całe życie, to po co pisać e-maile? Nie łatwiej się spotkać?
– Spotkaliśmy się jeszcze przed napisaniem paszkwila, we wtorek 25 kwietnia 2017 roku. Nie była to więc, jak twierdzi Paweł, rozmowa telefoniczna. Poinformowałem go, że po ME i po konsultacjach z moimi rówieśnikami z zarządu jestem praktycznie ostatnim zwolennikiem, który mógłby dać szansę całemu teamowi Pawła na pracę z kadrą. Zasugerowałem, aby przyjął etatowe stanowisko trenera-eksperta, ale nie wyraził zgody. Prawdą jest, że po publikacji tego szkalującego mnie posta napisałem do Pawła e-mail. Wyraziłem niezadowolenie, że nie potrafimy tego załatwić we własnym gronie i szkodzimy wizerunkowi polskiemu judo.

– To był wasz ostatni kontakt?
– Nie. W tym czasie udało się załatwić dla niego stanowisko trenera Akademii IJF. Zadzwoniłem do niego, żeby mu o tym powiedzieć. "Wiem, że jesteś na mnie obrażony, ale przyjmij proszę tę pracę ". Rozmowa była niby spokojna, luźna, ale nie przekonałem go. Jeśli żałuję czegoś z mojej ostatniej kadencji, to właśnie tych popsutych relacji z Pawłem. Na pewno podejmę jeszcze próby ich naprawienia.

Walczył dla chorego syna, teraz chce zostać prezesem

Czytaj też

Krzysztof Wiłkomirski podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie (fot. PAP/Jacek Kostrzewski)

Walczył dla chorego syna, teraz chce zostać prezesem

– Zanim ogłosił pan ponowny start w wyborach, nie miał pan wątpliwości?
– Może przez chwilę, ale wciąż mam w związku misję do wykonania. Jeśli się czegoś podejmuję, to staram się doprowadzić sprawy do końca. Nigdy nie odpuszczałem. Byłem średnim zawodnikiem, średnim trenerem, ale zawsze dążyłem do perfekcji. W 2016 roku kilka osób zasugerowało, że mój charakter przydałby się w związku, że mógłbym wprowadzić tam nowoczesne zarządzanie. Do tego byłem, szczególnie w województwie mazowieckim, rozpoznawalną osobą. To ja wymyśliłem i wprowadziłem judo do szkół. Zacząłem jeszcze w 2006 roku, od zajęć świetlicowych. Później projekt rósł, rósł i obecnie działa w ponad 150 szkołach. Później z mojego pomysłu skorzystały także inne dyscypliny.

– Czekam i czekam, kiedy wspomni pan o milionowym długu, który udało się spłacić...
– No tak, jest mi to często wypominane. Jakbym kogoś okradł, komuś zabrał te pieniądze... Myślałem, że inni będą się z tego cieszyć, że będą z tego dumni, a jest wręcz odwrotnie. Może dlatego, że mi się udało? Gdy rozpoczęła się moja pierwsza kadencja, zadłużenie księgowe związku wynosiło 870 tysięcy złotych, a na bieżące rozliczenia brakowało 1 milion zł. Żeby spłacić dług, a jednocześnie mieć pieniądze na bieżącą działalność musieliśmy pożyczyć dużo więcej.

– Pożyczyć od...?
– Od Czarnych Bytom oraz ode mnie. Owszem, były pomysły zaciągnięcia kredytów w banku, ale w tamtym momencie mogliśmy otrzymać maksymalnie 500 tysięcy, a potrzebowaliśmy miliona. Dzięki tej pożyczce w ciągu kilku miesięcy spłaciliśmy dług i mogliśmy normalnie funkcjonować. W kolejnych latach udało się oddać pieniądze i jest duża szansa, że rok 2021 zakończymy na plusie.

– I rodzina tak bez mrugnięcia okiem zaakceptowała pomysł pożyczki?
– Kwestia zaufania. Moi najbliżsi wiedzieli, że zrobię wszystko, aby wyprowadzić związek na prostą. A jeśli mi się to uda, to później jako prezes zwrócę pieniądze do domowego budżetu. Zresztą, to jest nie tylko moja zasługa, ale całego zarządu. Oczywiście, mogliśmy pewne sprawy poprowadzić lepiej, ale to wiemy dopiero po pięciu latach. Ta wiedza przyda się w następnej kadencji. Za trzy lata chcę przekazać związek mojemu następcy nie z długiem, ale z pieniędzmi.

– Milionem na koncie?
– Byłoby to możliwe, ale nie zamierzamy oszczędzać na siłę. Chcemy zainwestować pieniądze w szkolenie zawodników, trenerów czy sędziów. Naszym celem jest między innymi powstanie specjalnych publikacji, dostępnych dla trenerów, aby mogli podnosić swoje umiejętności.

– Naprawdę były potrzebne tak radykalne oszczędności? Przecież związek już dawno zaprzyjaźnił się z długiem i świetnie funkcjonował.
– Wyznaję w życiu zasadę, że jeśli pożyczam pieniądze, to zawsze je oddaję. Podobnie chciałem działać i działałem jako prezes Polskiego Związku Judo. W 2016 roku musieliśmy zapłacić zaległe faktury. Gdybyśmy tego nie zrobili, to nie dość, że musielibyśmy oddać dotację do Ministerstwa Sportu, to i tak bylibyśmy wciąż dłużnikami kontrahentów. Dług byłby jeszcze wyższy, bo urósłby do 1,6 mln złotych. Kredyt w bankach? Już mówiłem. Maksymalnie 0,5 mln, nikt nie dałby nam wtedy więcej. W dodatku taki kredyt miałby wysokie oprocentowanie, 10 proc., co wpędziłoby nas w dalsze długi.

– Dług spłaciliście, ale pomogli wam zawodnicy i kluby.
– Nie zgodzę się z zarzutami, że stało się to kosztem zawodników. Wyznaję zasadę: "jaka praca, taka płaca". Nie stać nas na program stypendialny, ale mamy przewidziane nagrody za medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Ktoś może powiedzieć, że za mało. Przykro mi, ale na więcej nas nie stać. Proszę pamiętać, że zawodnicy, którzy w najważniejszych imprezach zajmują miejsca 1-7., mogą liczyć na stypendium z ministerstwa sportu. Zarzuty, że nasi sportowcy nie mają żadnego wsparcia są więc absurdalne.

– Kluby też nie zostały poszkodowane?
Czytałem rozmowę z Krzysztofem, w której zarzuca, że niby zmusiliśmy kluby do opłacenia z góry licencji na kilka lat. Tyle, że licencje to kropla w morzu, kilka procent naszego budżetu – w skali roku dokładnie 23 tysiące zł. Przychody związku to około 1,36 mln złotych, na co składają się zyski z organizacji imprez sportowych, takich jak mistrzostwa kadetów, juniorów, opłaty za stopnie kyu (na marginesie dodam, że byłem autorem pomysłu, aby zyskami z tego tytułu podzielić się z okręgowymi związkami) czy licencje U12 i U14.

Walczył dla chorego syna, teraz chce zostać prezesem

Czytaj też

Krzysztof Wiłkomirski podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie (fot. PAP/Jacek Kostrzewski)

Walczył dla chorego syna, teraz chce zostać prezesem

Polski policjant w Tokio. Zamiast bić woli rozmawiać
Maciej Sarnacki podczas igrzysk olimpijskich w Tokio (fot. Getty Images)
Polski policjant w Tokio. Zamiast bić woli rozmawiać

– Nie trzeba było zaciskać pasa i liczyć każdy grosz, gdyby udało się w ciągu pięciu lat znaleźć sponsora.
– Byliśmy już na finiszu rozmów z dużą firmą państwową, ale niespodziewanie temat upadł. Później okazało się, że były osoby, które donosiły na obecny zarząd i skutecznie zniechęciły sponsora. To był dla mnie cios. Myślałem, że wszystkim powinno zależeć na polskim judo. A jeśli ktoś nie chce pomagać, to przynajmniej niech nie przeszkadza.

– Czyli nie ma żadnych nadziei, że sponsor pojawi się w związku w trakcie pana drugiej kadencji?
– Wierzę, że tak się stanie. Chcę, aby w związku pojawił się specjalny pełnomocnik ds. pozyskania sponsorów. Może stworzyć sobie zespół, który będzie mu w tym pomagał. I w związku, i w środowisku działa wiele młodych osób, które mają niesamowite pomysły. Jeśli połączą siły, to pierwszy sponsor wreszcie się pojawi. Nie będzie to sponsor strategiczny, bo takim może zostać tylko spółka skarbu państwa, ale realne wsparcie. Krok po kroku chcemy odzyskać zaufanie społeczne. Gdy to zrobimy, dołożymy do tego sukcesy sportowe, łatwiej będzie o większych sponsorów.

– Największa porażka pierwszej kadencji?
– Brak medalu olimpijskiego. Bardzo na niego liczyłem w Tokio. Mam nadzieję, że drugą i ostatnią kadencję zakończę z medalem polskiego zawodnika w Paryżu.

– Wrócę jeszcze do kongresu. Czy to nie dziwne, że ani pan, ani Krzysztof nie wiedzieliście wcześniej, ilu głosów potrzebujecie do zwycięstwa?
– Zaskoczyła mnie liczba delegatów. Myślałem, że przyjedzie około 330 osób, a pojawiło się aż 376.

– Nie brakuje opinii, że w ostatnich tygodniach przybyła rekordowa liczba nowych klubów, a więc dodatkowa pula głosów.
– Ten wzrost nie był jakiś ogromny, jak to przedstawiają moi oponenci. W porównaniu z poprzednim kongresem, gdy mogło głosować 380 delegatów, teraz uprawnionych było 425. To również efekt pandemii. Wcześniej, wskutek deregulacji ministra Jarosława Gowina, treningi judo mógł prowadzić każdy. Wystarczyła sala w szkole plus działalność gospodarcza. Koronawirus to zmienił, bo przez wiele miesięcy trenować mogły wyłącznie kluby zrzeszone w polskich związkach sportowych i posiadające odpowiednią licencję. Stąd właśnie nowe kluby, które pojawiły się w ciągu ostatniego roku i nadal się pojawiają. To żadna tajemnica. Informację o wszystkich klubach judo można znaleźć na stronie internetowej związku.

– A czy to normalne, że klub, który szkoli dzieci w wieku 4-6 lat ma takie samo prawo głosu jak ten, który wysyła zawodników na igrzyska?
– Kwestia ordynacji wyborczej. Od pół roku jest dostępny nowy statut związku, który czeka na zatwierdzenie. Na razie nikt się do mnie nie zgłosił i nikt nie zabrał głosu w jego sprawie. Jednym z punktów statutu jest nagradzanie zawodników, którzy zdobywają medale na imprezach mistrzowskich, a przy okazji także ich kluby. W pewnym stopniu dzieje się to już teraz i na przykład Czarni Bytom mieli na kongresie cztery głosy. Wystarczy zdobyć klasę mistrzowską A, a można to zrobić poprzez dobre miejsca w Pucharze Świata, ME czy MŚ. Ktoś może powiedzieć, że to ciągle za mało. Proszę bardzo – jestem otwarty na dyskusję. Zdaję sobie sprawę, że obowiązujący statut związku jest przestarzały i niedostosowany do panujących realiów.

Polska znów będzie potęgą? Mocny kandydat na trenera kadry

Czytaj też

Igrzyska w Rio de Janeiro 2016. Robert Krawczyk jako trener reprezentacji Belgii

Polska znów będzie potęgą? Mocny kandydat na trenera kadry

– Czy to prawda, że zmieni się także trener kadry?
– Mirosław Błachnio oficjalnie zakończy pracę 30 września i nie będzie się starał o przedłużenie umowy. Możliwe, że zostanie w związku, na przykład jako koordynator ds. szkolenia młodzieży, ale to na razie luźna sugestia.

– Z perspektywy czasu żałuje pan, że go zatrudnił?
– Nie jest tajemnicą, że jesteśmy przyjaciółmi. Podobnie jak to, że i ja, i wiele innych osób uważamy go za świetnego fachowca. Przez wiele lat był trenerem kadry narodowej juniorów i jego praca przynosiła znakomite efekty. Trener zero-jedynkowy, z twardą ręką, tytan pracy... Porównałbym go do Janusza Pawłowskiego, który swego czasu też był krytykowany za styl pracy i olbrzymie wymagania, a dziś cieszy się z medalu olimpijskiego zdobytego przez Kanadyjkę Jessicę Klimkait.

– Czyli decyzja o zatrudnieniu Mirosława Błachnio była słuszna?
– Wie pan, to był trudny moment dla polskiego judo. Po udanych MŚ 2017 w Budapeszcie, w kolejnym roku przyszła klęska w ME. Trenerzy podali się do dymisji i wtedy pojawił się wspólny pomysł zarządu, bo nie tylko mój, aby Mirek poprowadził kadry. Będę bronił tego i powtórzę: jest trenerem ze świetnym warsztatem...

– Dlaczego więc nie wyszło?
– Zaczęło się obiecująco, widać było postęp. Rozbudował sztab, pojawił się w nim trener od przygotowania motorycznego, wreszcie spadła liczba kontuzji. Wprowadził zasadę ciężkiej pracy i pojawiło się światełko w tunelu. Najpierw punktowane miejsca w ME i Igrzyskach Europejskich, z kolei w MŚ medal Julii Kowalczyk. Zmierzało to w dobrym kierunku, aż pojawiła sią pandemia. Trudno było kontynuować pracę na dotychczasowych zasadach. Poza tym, miał spore grono nieprzychylnych trenerów klubowych. Nie chcę tłumaczyć Mirka, ale tak było. A wiadomo, kim jest trener klubowy dla zawodników. Jak drugi ojciec lub matka. I jeśli ciągle krytykuje trenera kadry, to zawodnik zaczyna wierzyć, że coś z nim nie tak. Szkoda, że tak to się posypało. Wystarczyło wziąć telefon, zadzwonić i podyskutować, a nie rzucać publiczne oskarżenia.

– Naprawdę nikt do pana nie zadzwonił?
– Nikt. Jestem osobą empatyczną, na pewno bym wysłuchał i spróbował znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Taka mała dygresja: gdy zacząłem pracę w związku, to zakazałem używania słowa "problem", bo to kojarzy się z czymś, co jest nie do rozwiązania. W kadrze "problemu" nie było, tylko sytuacja do rozwiązania. Jeśli czegoś żałuję to tego, że nikt do mnie nie zadzwonił, że nikt nie dał mi sygnału, że dzieje się coś złego.

Polska znów będzie potęgą? Mocny kandydat na trenera kadry

Czytaj też

Igrzyska w Rio de Janeiro 2016. Robert Krawczyk jako trener reprezentacji Belgii

Polska znów będzie potęgą? Mocny kandydat na trenera kadry

Najlepszy dzień dla polskiego olimpizmu. Trzy złota jednego dnia!
Paweł Nastula, Andrzej Wroński i Ryszard Wolny zdobyli medale olimpijskie w Atlancie jednego dnia! (fot. Getty)
Najlepszy dzień dla polskiego olimpizmu. Trzy złota jednego dnia!

– Jak naprawić to, co zepsuło się w kadrze?
– Na pewno usiądę z nowym sztabem szkoleniowym, aby poznać listę zawodników, z którymi chcą pracować w kontekście igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku. Później porozmawiam z każdym zawodnikiem. Na tym nie koniec. Będę chciał dotrzeć do każdego trenera klubowego. Mam nadzieję, że odbiorą telefon i poznam ich sugestie, wątpliwości oraz pomysły. W trakcie kadencji Mirka Blachnio zabrakło tego kontaktu. Dopiero w kwietniu, rzutem na taśmę, udało mi się porozmawiać z trenerami klubowymi olimpijczyków.

– Trener Błachnio musiał polecieć do Tokio?
– Nie chodzi o to, czy musiał. Był odpowiedzialny za monitoring zawodników i koordynację szkolenia, miał ważną umowę do września, został dużo wcześniej zgłoszony do ministerstwa sportu jako trener kadry. Teraz czekamy na jego szczegółowy raport, podobnie jak od trenerów klubowych naszych olimpijczyków. Po zapoznaniu się z nimi poznamy odpowiedź, dlaczego nie wyszło... Wcześniej powinniśmy poznać jego następcę.

– Kto nim zostanie?
– Chciałbym, żeby był to Robert Krawczyk. Jest świetnym trenerem, kolegą z maty, z trochę młodszego pokolenia. Wzorem do naśladowania jako człowiek. Ma duże doświadczenie, które mógłby teraz wykorzystać z pożytkiem dla polskiej kadry. To druga propozycja, którą mu złożyłem. Pierwsza była w 2017 roku, ale wówczas jej nie przyjął. Twierdzi, że zachęcałem go do jedynie do udziału w konkursie, ale żaden konkurs nie został wtedy ogłoszony. Chciałem, żeby realnie został trenerem. Po latach inaczej pamiętamy nasze spotkanie i rozmowę, ale to bez znaczenia. Mam nadzieję, że przyjmie moją drugą ofertę. Wiem, że ma silny charakter, jest trenerem niezależnym – to fakt, a nie zarzut. Niestety, Robert po konsultacji z Krzysztofem Wiłkomirskim odmówił mi definitywnie podjęcie współpracy.

– Jeśli nie on, to kto?
– Dyskutujemy nad różnymi koncepcjami. Między innymi prowadzimy zaawansowane rozmowy z trenerami z zagranicy.

Złoto w wielkim stylu. Tak w IO w Seulu wygrywał Legień
Waldemar Legień (fot. Getty Images)
Złoto w wielkim stylu. Tak w IO w Seulu wygrywał Legień

– Jak odebrał pan list otwarty zawodników, w którym został skrytykowany i poproszony, by nie startował w kongresie?
– To był policzek. Nie chciałem się do niego odnosić przed wyborami, zrobię to teraz, ale na pewno nie publicznie. Wolę takie sprawy rozwiązywać w cztery oczy. Każdy zawodnik jest dla nas wartościowy, ale... warto zwrócić uwagę, kto się podpisał pod tym listem. Jedna grupa zawodników powoli kończy kariery, druga prawdopodobnie nigdy nie wejdzie na poziom międzynarodowy.

– Znalazły się też podpisy pięciu z sześciu olimpijczyków z Tokio.
– Wiem... Najbardziej jestem zawiedziony postawą Beaty Pacut. Otrzymała od Polskiego Związku Judo wszystko, czego potrzebowała. Zarówno wsparcie finansowe, jak i mentalne. Wcześniejsi trenerzy klubowi Przemek Matyjaszek i Marek Słyk zawsze uczestniczyli w przygotowaniach Beaty jako trenerzy współpracujący z PZ Judo . Podobnie było wiosną, gdy poprosiła, żeby do startu w igrzyskach pomagał jej Robert Krawczyk. Wcześniej nie było takiego tematu, bo miał umowę z belgijską federacją. Nie było to wcale łatwe, bo budżet naszego związku nie jest z gumy. Trudno nagle znaleźć pieniądze i dać, bo ktoś ma takie życzenie. W trakcie pandemii koszty wzrosły znacznie – mam na myśli testy, podróże, hotele. Mimo wszystko na początku kwietnia zgłosiliśmy Roberta do wyjazdu do Tokio. Wychodzę bowiem z założenia, że jaka praca, taka płaca, a Robert i Beata pokazali w trakcie mistrzostw Europy, że warto im pomóc.

– Jaka kara czeka buntowników?
– Proszę nie żartować. Nie jestem zawistny. Tego nauczył mnie biznes i z tego korzystam jako prezes związku. Nie mogę się na nikogo obrażać, bo to nikomu nie służy. A już na pewno nie polskiemu judo. Trzeba więc schować swoją dumę, rozmawiać, dyskutować i wyciągać wnioski. Każdy zawodnik, który będzie brany pod uwagę przez nowy sztab i każdy, który myśli nadal o karierze międzynarodowej, będzie mógł ze mną porozmawiać. Przed nikim się nie zamykam. W przypadku buntowników, jak pan ich nazwał, pierwszy wyciągnę rękę – zadzwonię i zaproszę na spotkanie.

– Nadal uważa pan, że list był manipulacją?
– Moja krótka, publiczna odpowiedź była dokładnie przemyślana. Zostali wciągnięci w brudną kampanię.

– W którym miejscu listu pojawiają się kłamstwa?
– Kwestie finansowe już panu dokładnie wyjaśniałem – jeśli ktoś pożycza pieniądze, to musi je oddać. Jeśli zgłaszali się do mnie zawodnicy z prośbą o pomoc, to nigdy im nie odmawiałem. Dotyczyło to zarówno olimpijczyków, jak i reszty. Osoby, które zwróciły się do mnie w kwestii wsparcia socjalnego czy medycznego, nawet te podpisane pod listem, zawsze taką pomoc otrzymywały. Jeśli ktoś chciał trenować pod sztandarami Wojska Polskiego, to mógł liczyć na mój lobbing. Podobnie było w przypadku spotkań z burmistrzami, wójtami, prezydentami. W pierwszej kadencji odbyłem ponad 30 takich spotkań, aby przekonać ich do wspierania polskich judoków. Naprawdę nie siedziałem w fotelu, ale jeździłem po Polsce i działałem.

Historyczny wyczyn Legienia. Różne kategorie i dwa złota
zrzut
Historyczny wyczyn Legienia. Różne kategorie i dwa złota

– Była nie tylko pomoc, ale też kary. Na przykład za brak godła na stroju.
– To już szczyt żenady. Maciej Sarnacki dostał najpierw jedno ostrzeżenie, później drugie, a za trzecim razem wyciągnąłem konsekwencje. Rozmawiałem z prezesem jego klubu, z Gwardii Olsztyn. Wiem, że też prosił Maćka o naszycie godła. I nic. To nie może tak wyglądać. Zawodnicy jadą na zawody międzynarodowe, reprezentują kraj, muszę wyglądać godnie. Na to zwraca nam uwagę również ministerstwo sportu.

– Takich przypadków było podobno więcej, ale związek ukarał tylko Maćka.
– Tak, ale innym zdarzyło się to raz i po upomnieniu, na kolejnych zawodach, wystartowali już z naszytym godłem.

– Wypada, żeby zawodnicy martwili się przed startami o igłę i nitkę?
– Nie było innej drogi, dziś to zmienimy. Jeśli chodzi o judogi, to otrzymują od producenta kilka sztuk, żeby mogli przymierzyć i wybrać, w których czują się lepiej. Resztę zwracają. Judogi z naszytym już godłem, nie mogłyby zostać odsprzedane, a nie byłoby także pewności, że zostałyby wykorzystane przez innego zawodnika z danego kraju. Nie rozumiem więc zarzutów Maćka. Mam wrażenie, że zachował się jak małe dziecko, czyli na złość babci odmrożę sobie uszy. Przepraszam, ale porozmawiajmy o poważnych sprawach.

– Miał pan w ogóle czas, żeby poświętować drugie zwycięstwo?
– Nie cieszyłem się jakoś mocno. Nie miałem ani siły, ani ochoty. Byłem zmęczony psychicznie. Podziękowałem tylko delegatom, a następnego dnia zabrałem się do pracy.

– Czym się pan pochwali za trzy lata?
– Wiem, że spłata długu czy dobre funkcjonowanie naszego biura, na kimś z zewnątrz nie robi wrażenia. Dlatego w trakcie drugiej kadencji dużo energii chcę poświęcić na szkolenie. Polskie judo jest stabilną piramidą, dzieci i młodzież chętnie garną się do treningów, ale zawsze może być lepiej, mam tego świadomość. Nasza dyscyplina oprócz ciężkiej pracy u podstaw, potrzebuje spokoju. No i medalu olimpijskiego. Nic tak nie działa na wyobraźnię jak medal. Jako prezes zrobię wszystko, aby znów było głośno o polskim judo w pozytywnym znaczeniu. Mam nadzieję, że uda się już w Paryżu!

Jacek Zawadka, prezes Polskiego Związku Judo (fot. PZjudo)
Jacek Zawadka, prezes Polskiego Związku Judo (fot. PZjudo)
Zobacz też
Nie żyje polski strongman. Miał 47 lat...
Zmarł Tomasz "Papaj" Lech (fot. Facebook).

Nie żyje polski strongman. Miał 47 lat...

| Inne 
Duda przed turniejem w Polsce: mam spory głód rywalizacji
Jan-Krzysztof Duda (fot. Getty)

Duda przed turniejem w Polsce: mam spory głód rywalizacji

| Inne 
Imprezy sportowe w dniu żałoby narodowej. Zupełnie inny charakter
Pamięć papieża Franciszka zostanie uczczona minutą ciszy (fot. PAP).

Imprezy sportowe w dniu żałoby narodowej. Zupełnie inny charakter

| Inne 
Szczere wyznanie mistrza. "Najtrudniejszy wyścig to wyścig o zdrowie mojej córki"
Bartłomiej Marszałek (fot. TVPSPORT.PL)

Szczere wyznanie mistrza. "Najtrudniejszy wyścig to wyścig o zdrowie mojej córki"

| Inne 
Polski klub nie obroni Ligi Mistrzów. Przegrał w półfinale
Elizabeta Samara (fot. PAP)

Polski klub nie obroni Ligi Mistrzów. Przegrał w półfinale

| Inne 
Najnowsze
Beton pęka. Jest nowy szef małopolskiej piłki
Beton pęka. Jest nowy szef małopolskiej piłki
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
| Piłka nożna 
Bartosz Ryt nowym szefem MZPN (fot. X)
Arka blisko Ekstraklasy. Oglądaj mecz z Pogonią Siedlce [NA ŻYWO]
Pogoń Siedlce – Arka Gdynia. Betclic 1 Liga, 30. kolejka. Transmisja online na żywo w TVP Sport (26.04.2025)
transmisja
Arka blisko Ekstraklasy. Oglądaj mecz z Pogonią Siedlce [NA ŻYWO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Rozpoczynamy ściganie na Służewcu! Bomba w górę
Już w niedzielę 27 kwietnia wielka inauguracja sezonu wyścigów konnych na warszawskim Służewcu (fot. PAP)
Rozpoczynamy ściganie na Służewcu! Bomba w górę
| Inne / Sporty konne 
Świątek gra w Madrycie. Kiedy mecze z udziałem Polki?
WTA Madryt 2025 – kiedy gra Iga Świątek? (fot. Getty)
Świątek gra w Madrycie. Kiedy mecze z udziałem Polki?
| Tenis / WTA (kobiety) 
KSW 105: sprawdź kartę walk. Relacja na żywo z gali w TVP
Mariusz Pudzianowski (fot. PAP)
KSW 105: sprawdź kartę walk. Relacja na żywo z gali w TVP
| Sporty walki / MMA 
Górnik Łęczna – GKS Katowice: oglądaj mecz Orlen Ekstraligi kobiet
Górnik Łęczna – GKS Katowice. Orlen Ekstraliga kobiet, mecz 19. kolejki. Transmisja online na żywo w TVP Sport (26.04.2025)
trwa
Górnik Łęczna – GKS Katowice: oglądaj mecz Orlen Ekstraligi kobiet
| Piłka nożna / Ekstraliga kobiet 
Nowy piłkarz Lecha zawodzi. Otwiera się niespodziewana szansa
Spada forma Rasmusa Carstensena (fot. PAP)
Nowy piłkarz Lecha zawodzi. Otwiera się niespodziewana szansa
Radosław Laudański
Radosław Laudański
Do góry