| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Dominik Furman latem wrócił do Wisły Płock. Jego drużyna od początku sezonu świetnie radzi sobie w meczach domowych, ale przegrywa wszystkie na wyjazdach. W piątek Nafciarze zmierzą się w Poznaniu z Lechem. – Jeśli wystraszymy się rywala, to skończy się źle – stwierdził pomocnik płockiego zespołu w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Parę tygodni temu deklarowałeś, że niebawem wrócisz do najlepszej formy. Możesz powiedzieć, że teraz grasz już tak, jakbyś chciał?
Dominik Furman: – Wszystko weryfikuje boisko. Z każdym treningiem i meczem jest coraz lepiej, chociaż nie uważam, by mój występ z Pogonią Szczecin był wyjątkowo udany. Czuję jednak, że powoli wchodzę na swój najwyższy poziom. Mam nadzieję, że będę też poprawiał swoje liczby. Na razie mam dwie asysty, ale tęsknię już za zdobywaniem bramek. Trochę czekam na tego kolejnego gola.
– Jesteście drużyną o dwóch obliczach. U siebie potraficie postawić się rywalom z czołówki, natomiast na wyjeździe przegrywacie mecz za meczem. Dlaczego?
– Faktycznie, naszą dyspozycję można podzielić na spotkania domowe i wyjazdowe. Znamy swoją wartość, zresztą kilka razy pokazaliśmy w tym sezonie, że stać nas na wiele. Nie znam jednak recepty na to, jak sprawić, byśmy zaczęli wygrywać na wyjazdach. Wydaje mi się, że musi nadejść spotkanie, w którym odwrócimy tę kartę. Jeden przełomowy mecz. Nieważny będzie styl, a to, że wreszcie uda się zwyciężyć. Z wyjazdów powinniśmy przywieźć co najmniej sześć punktów. W Łęcznej prowadziliśmy 2:0 i nie mieliśmy prawa wypuścić wygranej z rąk. W Zabrzu było 2:1 dla nas i znów stało się to samo…
– W piątek zagracie z Lechem. Biorąc pod uwagę wasz problem z grą na stadionach rywali, trudno o optymizm.
– Wiemy, w jakiej formie jest Lech, ale nie możemy się go bać. Jeśli podejdziemy do tego meczu ze strachem, z kompleksami, to skończy się bardzo źle. Zremisowaliśmy z Rakowem Częstochowa, pokonaliśmy Pogoń. Stać nas na to, by pokonać każdego w tej lidze. Być może to jest właśnie mecz, w którym zaskoczymy? To przeciwnik jest faworytem, mało kto stawia na to, że wywalczymy punkty. Paradoksalnie może być nam łatwiej.
– Niejednokrotnie pokazywałeś swoje przywiązanie do Legii Warszawa. Mecze z Lechem, nawet w barwach Wisły Płock, budzą w tobie dodatkowe emocje?
– Wiadomo, że to wszystko we mnie siedzi. Nie patrzę jednak na rywalizację z Lechem przez pryzmat tego, że przez tyle lat byłem związany z Legią. Kolejorz jest rozpędzony, na trybuny przyjdzie wielu kibiców. Fajnie jest grać przy takiej atmosferze.
– Latem wróciłeś do Wisły Płock. W mediach pojawiały się spekulacje o ofertach z innych polskich klubów. Dlaczego wybrałeś Wisłę?
– Wiem, że pisano o Rakowie czy Lechii. Do mnie nie dotarła jednak żadna konkretna propozycja. Uznałem, że powrót do Płocka to najlepsza opcja. Tutaj grałem wcześniej przez cztery lata. Dobrze czuję się w tym miejscu. W tym zespole jest naprawdę duży potencjał. Mam ambicję i wiem, że z tą drużyną mogę je realizować. W obecnym składzie stać nas na to, by znaleźć się w czołówce Ekstraklasy.
– Swego czasu na pytanie o to, czy gra w Wiśle sprawia ci radość odpowiedziałeś: "pomidor". Po roku przerwy gra w Płocku znów sprawia ci satysfakcję?
– Tamta sytuacja to było nieporozumienie. Pytanie padło tuż po przegranym meczu z Wisłą Kraków. Byłem zaskoczony tym, o co mnie zapytano. Odpowiedziałem w taki sposób i później zrobiło się o tym głośno. Nie było w tym jednak żadnego podtekstu. Uważam, że to pytanie było nie na miejscu. Nasz ówczesny trener Radosław Sobolewski powiedział mi, że i tak zareagowałem grzecznie, bo on odpowiedziałby zdecydowanie ostrzej. Moja odpowiedź została nadinterpretowana.
– Żałujesz przenosin do Turcji? To była twoja ostatnia zagraniczna przygoda?
– Od pierwszego dnia wszystko było nie tak jak powinno. Chciałem sprawdzić się raz jeszcze w innej lidze. Mogłem jednak wybrać inaczej. Nie chcę mówić, że już nigdy nie zagram w zagranicznym klubie, bo w świecie piłki nic nie jest pewne. Kluby w Europie chętniej sięgają jednak po młodych zawodników. Teraz nie skupiam się na takich rozmyślaniach. Sezon tak naprawdę dopiero się dla mnie zaczyna.
– W ostatnich dwóch spotkaniach rozegrałeś po 90 minut. Fizycznie czujesz się już w stu procentach dobrze?
– Tak, chociaż przed Pogonią "złapała mnie" choroba. Nie bez znaczenia przy powrocie do optymalnej dyspozycji była też czerwona kartka z Piastem Gliwice. Przez to straciłem trzy spotkania, co wpłynęło na rytm meczowy.
– Wcześniej pracowałeś w Wiśle z Radosławem Sobolewskim. Gdy wróciłeś do klubu, trenerem był już Maciej Bartoszek. Jak porównasz tych szkoleniowców?
– Obaj to bardzo charakterni goście. Swój silny charakter starają się przełożyć na zespół. Sobolewski miał za sobą dużą karierę piłkarską. Zawsze widać różnicę między takim szkoleniowcem, a tym, który nie grał profesjonalnie w piłkę. Nie znaczy to jednak, że porównanie wychodzi na niekorzyść obecnego szkoleniowca. Dochodziły mnie słuchy, że drużyny trenera Bartoszka nie grają atrakcyjnej piłki. Spójrzmy na liczbę strzelonych przez nas goli. Pod tym względem jesteśmy w czołówce ligi. Nasz obecny trener różni się od poprzedniego także tym, że nieco więcej z nami rozmawia. Ten kontakt wygląda inaczej niż wcześniej.
– W defensywie jest za to dużo gorzej. Straciliście już 17 goli.
– Rozmawialiśmy o tym. Znaleźliśmy przyczynę, ale nie chcę o tym mówić, by nie ułatwić Lechowi zadania. W obronie musimy się poprawić, ale nie ma też wielkiej tragedii. Zachowaliśmy czyste konto w czterech starciach. Ostatnio z Pogonią spisaliśmy się świetnie. Tak mocny rywal doszedł do niewielu sytuacji.
– Rywalizacja o czołowe miejsce w tym roku zapowiada się bardzo ciekawie. Liga dawno nie była tak mocna, jeśli chodzi o liczbę klasowych zespołów?
– Z tym byłbym ostrożny. Nie sądzę, by o tytuł biło się cztery lub pięć zespołów. Za nami dopiero jedenaście kolejek. Nie wierzę, by w walkę o tytuł nie włączyła się Legia, dlatego uważam, że czeka nas jeszcze sporo zmian w czołówce. My też chcemy włączyć się do gry o te wysokie miejsca. Trzy wygrane z rzędu od razu dadzą wyraźny awans i pozycję w czubie tabeli. Tak samo wygląda sytuacja jeśli chodzi o walkę o utrzymanie. Na poważne przewidywania jest za wcześnie. Obecny format rozgrywek jest jednak dużo lepszy niż ten z podziałem na grupy. Nikt nie może kalkulować.
– W piątek spotkasz byłego trenera z Legii – Macieja Skorżę. Lech, którego zbudował, jest obecnie głównym kandydatem do mistrzostwa?
– Drużyna z Poznania ma bardzo szeroką kadrę. Na ławce siedzą Dani Ramirez, Artur Sobiech czy Rafał Murawski. To pokazuje, jak duże pole manewru ma trener i jaka panuje tam konkurencja. Co do Skorży, to były to moje początki w Legii. Grałem rzadko, czasami siedziałem na ławce. Trener Skorża ponoć zmienił się od tamtego czasu. Radomiak i Pogoń wracały w tym sezonie z Poznania z punktami. Jeśli zagramy na miarę naszych możliwości, również nie stoimy na straconej pozycji.
– Wróciłeś do Ekstraklasy jako lepszy piłkarz?
– Na pewno bardziej doświadczony, bo w Turcji rozegrałem ponad dwadzieścia spotkań. Czy lepszy? Trudno ocenić. Znam swoje mankamenty i cały czas chcę je poprawiać. Mam nadzieję, że ten sezon będę mógł zaliczyć do udanych, a Wisła spisze się lepiej, niż w ostatnich latach. Mamy ciekawy zespół i możemy osiągnąć dużo.