{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Premier League. Adam Buksa w Anglii? West Ham United idealnym wyborem
Paweł Smoliński /
Adam Buksa jest nie do zatrzymania w tym sezonie MLS. Zdobył już szesnaście bramek i jest wiceliderem klasyfikacji strzelców. Swoją dobrą dyspozycję potwierdził też w narodowych barwach (pięć goli w pięciu meczach). Jego forma nie umknęła uwadze możnych futbolowego świata. 25-latkiem zainteresowane ma być Leicester City.
Czy Leicester to odpowiedni kierunek?
Choć zainteresowanie klubu z Premier League może zawrócić w głowie, to otoczenie Buksy powinno zachować trzeźwy umysł. W kadrze drużyny Brendana Rodgersa jest już bowiem trzech innych napastników. Rywalizacja z nimi nie jest zresztą jedynym zagrożeniem.
O miejsce w składzie Leicester City, obok legendy klubu – Jamiego Vardy'ego – walczą Kelechi Iheanacho i Patson Daka. Każdy z nich gra inaczej, niż potencjalny nowy nabytek.
W ostatnich spotkaniach Leicester City korzystał z dwóch napastników. "Żądłem" drużyny, odpowiadającym za strzelanie goli, był Vardy, a ustawionym głębiej napastnikiem pozostawał Iheanacho.
To on schodził po piłkę, wspomagając partnerów w rozegraniu. Nierzadko przemieszczał się też na skrzydła, uczestnicząc w kombinacjach z którymś z wahadłowych. Był łącznikiem pomiędzy Yourim Tielemansem i czyhającym na błąd obrońców Vardym.
Daka, będący żelaznym rezerwowym, dobrze wywiązywał się z obu ról. W spotkaniu ze Spartakiem Moskwa pokazał, że może wejść w buty Vardy'ego, a w starciu z Manchesterem United – że potrafi też zastąpić Iheanacho.
Buksa, będący potencjalnym wzmocnieniem Leicester, mógłby zmienić tylko tego drugiego. Tym bardziej, że w ostatnich meczach Kasper Schmeichel częściej wznawiał grę długimi wykopami. Nigeryjczyk nie radził sobie w powietrzu, przegrywając większość batalii.
Polak z walką o górne piłki nie ma problemu. Ten aspekt jest jednak jedynym, który pozwala marzyć o ewentualnych występach w Leicester. Iheanacho przeważa nad Polakiem w grze kombinacyjnej, a Vardy i Daka potrafią urwać się na kilku metrach, gubiąc obrońców. Buksa w Leicester pozostawałby więc – najprawdopodobniej – czwartym napastnikiem...

Nie Leicester, a Londyn...
Premier League jest jednak ligą stworzoną dla Buksy. Dobra gra w powietrzu, umiejętność zastawienia się z piłką i skuteczność pod bramką to cechy wciąż pożądane przez brytyjskie zespoły. A zwłaszcza przez jeden z nich...
Niekoniecznie przez Leicester. Analizując grę New England Revolution widać znaczące różnice pomiędzy obecnym zespołem Buksy, a tym potencjalnym. Gracze Bruce'a Areny dośrodkowują w pole karne najczęściej spośród wszystkich drużyn występujących w obu konferencjach MLS. Równie często dostarczają też piłkę w pole karne.
Poza grą bezpośrednią potrafią również skonstruować dłuższy atak pozycyjny, wyróżniając się w tym aspekcie na tle pozostałych zespołów. Dominują w lidze tworząc mnóstwo sytuacji i często strzelając. Ich ofensywna taktyka przynosi efekty – w tym roku w MLS żaden zespół nie zdobył tylu bramek, co New England Revolution.
Szukając tak skutecznej ekipy w Premier League, Buksa musiałby trafić do którejś z drużyn z "TOP 6". Jako że na to się raczej nie zanosi, uwagę warto zwrócić na zespoły pozostające w cieniu ligowej czołówki.
Takie jak Brentford, Everton czy Burnley. Wszystkie stylem gry – mniej lub bardziej – przypominają New England Revolution. Kluczową postacią w ataku jest środkowy napastnik, który może liczyć na mnóstwo dośrodkowań z bocznych sektorów boiska.
Każda z tych ekip stanowi potencjalnie lepszy kierunek dla Buksy niż Leicester City. Żadna z nich nie może równać się jednak z drużyną, która – przynajmniej statystycznie – jest najbardziej zbliżona do obecnego zespołu Polaka.
West Ham United, bo o nim mowa, w ujęciu liczbowym jest idealnym odzwierciedleniem New England Revolution. Piłkarze Davida Moyesa dośrodkowują rzadziej tylko od Burnley, oferując przy tym znacznie więcej możliwości w ataku pozycyjnym, niż drużyna Seana Dyche'a. Czyli dokładnie tak, jak obecny klub Buksy.
Bo choć gracze z Londynu zdecydowaną większość bramek zdobywają z pola karnego, to nie bazują wyłącznie na "wrzutkach w szesnastkę". Tak jak piłkarze z Foxborough potrafią się również utrzymać przy piłce i rozegrać składną akcję kombinacyjną. Często też strzelają i tworzą mnóstwo szans. W tych statystykach ustępują jedynie drużynom z "TOP 6".
West Ham nie Leicester
"Znamy Londyn, choć tam nie mieszkam, najlepszy klub? Jak dla mnie West Ham" – rapował przed laty Pan Wankz. Adam Buksa, przenosząc się do stolicy Anglii, mógłby śmiało przytoczyć te słowa...
Trafiając na London Stadium znalazłby się w klubie przypominającym jego obecną ekipę, a przy okazji nie musiałby martwić się rywalizacją. Bynajmniej nie tak, jak w Leicester. Zamiast walki z trzema rywalami, musiałby stanąć w szranki tylko z jednym.
Ale za to z jakim. Michail Antonio w ostatnich miesiącach wyrósł nie tyle na gwiazdę West Hamu, co całej Premier League. Został najlepszym strzelcem w historii "Młotów" w najwyższej klasie rozgrywkowej, a także zjednał sobie serca ekspertów.
Z piłkarza, który występował w przeszłości niemal na każdej pozycji na boisku, stał się gwiazdą ligi. Najlepiej odnalazł się pod bramką rywali. Nie tylko walczył o każdą piłkę, ale i skutecznie wykańczał akcje kolegów. W tym sezonie strzelił już sześć goli i miał trzy asysty.
Postępując podobnie, jak z NE Revolution i West Hamem, Buksę można porównać do Antonio także na bazie statystyk. I da się zrobić to dużo łatwiej, niż w przypadku zestawiania go z graczami Leicester City.
Bazując na liczbach można dojść bowiem do wniosku, że Buksa i Antonio są w wielu elementach podobni. Świetnie radzą sobie w powietrzu, z łatwością dochodzą do sytuacji strzeleckich i znakomicie odnajdują się w polu karnym rywala.
Napastnik reprezentacji Polski te umiejętności potwierdził jednak – jak na razie – tylko w MLS. Jamajczyk z powodzeniem gra za to w najlepszej lidze świata. Hierarchia w zespole byłaby więc ustalona z góry. Pomimo tego Buksa w Londynie mógłby czuć się lepiej niż w Leicester. Byłby przecież nie czwartym, a drugim napastnikiem. I to takim, który pasowałby do stylu gry zespołu.