{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Hiannick Kamba upozorował własną śmierć. Został skazany przez sąd

Hiannick Kamba, który w 2016 roku sfingował własną śmierć, został skazany na trzy lata i dziesięć miesięcy więzienia. Taką decyzję podjął niemiecki wymiar sprawiedliwości, który nie uwierzył w mgliste tłumaczenia byłego piłkarza Schalke 04 Gelsenkirchen.
Czytaj też:

Kibice Bayernu z oprawą przeciwko Qatar Airways. Oliver Kahn i Herbert Hainer oskarżeni o pranie pieniędzy
Sprawa dotyczyła wydarzeń sprzed pięciu lat, kiedy to Kamba udał się do rodzinnego Kongo. Zanim wyruszył do ojczyzny ubezpieczył się na życie. Przewidywał bowiem, że w drodze może mu się coś stać. A on nie zamierzał zostawiać rodziny bez grosza.
Przeczucia Kamby się sprawdziły. Po kilkudniowym pobycie w Kongo do Niemiec dotarła informacja, że były piłkarz młodzieżowych drużyn Schalke zginął w wypadku samochodowym. Gdy tylko akt zgonu dotarł do Gelsenkirchen, małżonka – wraz z zawartą wcześniej polisą – udała się do ubezpieczyciela.
Otrzymała od niego ponad milion euro. Dodatkowe pieniądze z tytułu odszkodowania – blisko sto tysięcy euro – dostała także od firmy Evonik, w której Kamba pracował po zakończeniu profesjonalnej kariery piłkarskiej.
Niespodziewana śmierć zawodnika wstrząsnęła Północną Westfalią. Klub VfB Huels, w którym występował Kamba, opublikował nawet wpis wspominający zmarłego gracza. "Reprezentował wartości i idee, którymi kieruje się nasz klub. Jego odejście jest wielką stratą. Nie tylko sportową. Będziemy tęsknić za Hiannickiem" – można było przeczytać.
W śmierć byłego piłkarza tak łatwo nie uwierzyły organy ścigania. W wyniku śledztwa udało się im ustalić, że piłkarz wcale nie zginął, a wrócił do Gelsenkirchen i ma się całkiem dobrze. Co więcej pracuje nawet w firmie, w której zatrudniony był przed rzekomym zgonem. I to pomimo tego, że ta wypłaciła jego żonie odszkodowanie.
Kamba, trafił więc przed oblicze sądu. Podczas rozprawy zarzekał się, że nie wiedział nic o tym, że zmarł. Podczas podróży do Kongo miał zostać porwany i wywieziony do dżungli. Miał też stracić swoje dokumenty i telefon, przez co nie mógł nikogo poinformować, że wciąż żyje.
W mgliste tłumaczenia nie uwierzyli prokurator i sędzia prowadzący sprawę. Kamba, wraz z małżonką, zostali skazani za oszustwo na trzy lata i dziesięć miesięcy pozbawienia wolności. Wciąż mogą się odwołać od wyroku.