Dwukrotny mistrz olimpijski amerykański alpejczyk Ted Ligety, mimo zakończenia kariery w lutym pojedzie na igrzyska do Pekinu, ale w nowej roli – komentatora i analityka. 37-latek nie ukrywa, że będzie mu w związku z tym towarzyszyć trema.
– Oczywiście, że będą nerwy (z powodu nowego wyzwania). To będzie mini wersja tremy, jaka towarzyszyła mi podczas zawodów olimpijskich – powiedział dwukrotny złoty medalista igrzysk cytowany na stronie charlotteobserver.com.
Amerykanin zakończył karierę w lutym z powodu kłopotów ze zdrowiem. Nie zdołał nawet pożegnać się z publicznością, gdyż ze względu na kontuzję pleców musiał odwołać udział w slalomie gigancie podczas mistrzostw świata w Cortina d'Ampezzo. Ta rywalizacja miała być ostatnią w karierze.
Pierwotnie miał w planach udział sportowy w igrzyskach w Pekinie, bo marzył o tym, by wyprzedzić Bode Millera i zostać najstarszym amerykańskim olimpijczykiem – alpejczykiem. Kłopoty zdrowotne pokrzyżowały jego marzenia.
Ligety w Turynie (2006) sięgnął po mistrzostwo olimpijskie w kombinacji, a po raz drugi złoty medal igrzysk wywalczył w Soczi (2014), triumfując w slalomie gigancie. W Pjongczangu w 2018 r. najwyższe miejsce – piąte – zajął w kombinacji. Startował też w Vancouver (2010), gdzie uplasował się na piątej pozycji, także w kombinacji.
W dorobku ma także pięć tytułów mistrza świata – pierwszy z 2011 w gigancie rozegranym w Garmisch-Partenkirchen, ostatni z 2015 r także w tej konkurencji z Beaver Creek. Pięć razy zdobył małą "Kryształową Kulę" właśnie w slalomie gigancie, w której to konkurencji odniósł 24 z 25 zwycięstw w Pucharze Świata. Na podium zawodów tego cyklu stawał 52 razy. Słynny Austriak Marcel Hirscher nazwał go "Mr. GS" w nawiązaniu do specjalizacji Amerykanina.