Mistrzostwa Polski w narciarstwie alpejskim przeszły do historii, podobnie jak do olimpijskich annałów przejdzie dwoje zawodników, którzy za sprawą sukcesów na Palenicy znalazło się w kadrze na igrzyska w Pekinie. Zuzanna Czapska i Paweł Pyjas w Chinach będą mieli okazję sprawdzić, ile dzieli ich od najlepszych narciarzy świata. A ile dzieli Polskę od bycia mocną reprezentacją wśród potęg? Coraz mniej, ale wciąż zalecana jest cierpliwość – zgodnie mówią trenerzy, działacze i sami zawodnicy. Co więc polska kadra może zwojować na IO? Może... najwięcej od lat.
Alpejskie mistrzostwa kraju w Szczawnicy rozgrywane były czwarty raz z rzędu. I o ile na Palenicy w poprzednich sezonach zdarzało się, że na metę docierała mniej niż połowa zawodników, o tyle tym razem poziom naprawdę wydawał się być wysoki. Również jeśli chodzi o kwestię przygotowania stoku. Zlodzona trasa na Palenicy mogła dać namiastkę zawodów wyższej aniżeli mistrzostwa Polski rangi. I dla zwycięzców kwalifikacji olimpijskich były przetarciem przed tym co czeka ich w Pekinie, a w zasadzie w Yanqing, gdzie rozgrywane będą zawody w narciarstwie alpejskim.
Tak się bowiem złożyło, że dysponująca na ten moment pięcioma miejscami na igrzyska Polska przed mistrzostwami kraju rozdała tylko trzy nominacje. Tylko Maryna Gąsienica-Daniel, Magdalena Łuczak i Michał Jasiczek spełnili warunki, postawione przez PZN. Panie zdobyły punkty Pucharu Świata, zaś olimpijczyk z Soczi i Pjongczangu w Pucharze Europy wywalczył dwa oczka, w slalomie w Val di Fassa tracąc 7,53 sekundy do zwycięzcy i faworyta igrzysk, Clementa Noela. Dla Polski były to pierwsze punkty zawodów drugiej rangi wśród mężczyzn od 2017 roku i... siedmiu punktów Jasiczka ze slalomu w Obereggen. To pokazuje, jak daleko naszym alpejczykom do światowej czołówki. Promykiem nadziei był niedawno bardzo dobry jak na nasze możliwości występ Jasiczka w slalomie w Adelboden. 42. miejsce było najlepszym wynikiem Polaka od lat.
Na punkty Pucharu Świata wśród panów czekamy od 2016 roku. Wtedy to po raz ostatni miejsce w czołowej trzydziestce wywalczył Maciej Bydliński, który obecnie jest trenerem kadry juniorów Polskiego Związku Narciarskiego. – W porównaniu do moich czasów, sytuacja w związku bardzo się zmieniła. Obrano coraz większy kurs na narciarstwo. Coraz więcej zawodników jest szkolonych, widać dużo większe zainteresowanie trenerów. Mamy Marynę, mamy Magdę, dziewczyny pokazują, że się da. Musimy jednak być cierpliwi. Mężczyźni dużo dłużej dochodzą na pucharowe szczyty niż dziewczyny. Efektów możemy się spodziewać najwcześniej za trzy-cztery lata, może pięć lat – przyznaje szef Team MB Szczyrk.
Młodzież, i to bardzo młoda, naciera na nieco bardziej doświadczonych zawodników. Jan Łodziński w ubiegłym roku został nieoficjalnym mistrzem świata dzieci. Po pierwszym przejeździe slalomu giganta prowadził 17-letni Wojciech Gałuszka, który ostatecznie zakończył zmagania na czwartym miejscu. U pań giganta wygrała 16-letnia Hanna Zięba, wobec której plany są coraz poważniejsze. – Jeśli ktoś rokuje tak bardzo, czemu nie dać mu szansy w Pucharach Europy, a potem Pucharach Świata. Tam jeżdżą, i to z sukcesami 17-letnia Zrinka Ljutić z Chorwacji czy rok starsza Emma Aicher z Niemiec. Czemu więc nie Hania – przekonuje wiceprezes PZN ds. narciarstwa alpejskiego, Marcin Blauth.
Zięba zresztą jest pierwszą rezerwową w składzie reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie w Pekinie. W slalomie równoległym kwalifikację z jej rąk wyszarpała siedem lat starsza Zuzanna Czapska, która doświadczeniem, także tym negatywnym, bije rywalkę na głowę. Czapska, która znajduje się w tzw. młodzieżowej kadrze narodowej w sezonie 2021/22 wraca po poważnej kontuzji kolana. – Narciarstwo to kontuzje i wyrzeczenia, masa czasu spędzonego poza domem, w rozjazdach, z dala od rodziny. Takie dni, jak ten, w którym wywalcza się kwalifikację olimpijską uświadamia, że jest to warte – przyznawała tuż po wygranej w slalomie równoległym.
W Szczawnicy Czapska nie ukończyła swojej koronnej konkurencji, slalomu giganta, ale doskonale poradziła sobie z rywalkami w slalomie i slalomie równoległym. Na igrzyskach najwięcej powinna dać z siebie w konkurencji, w której wypadła na MP. W gigantowym rankingu FIS jest 77. A to miejsce uprawniające do startów w Pucharze Świata. W nim 23-latka pojawiła się dwukrotnie. Najlepszym miejscem było 42. w Kranjskiej Gorze. Na igrzyskach powinno być lepiej, bo konkurentek przez tzw. kwoty startowe będzie mniej.
W zawodach najwyższej rangi nigdy nie brał udziału drugi z Polaków, który najprawdopodobniej pojedzie na igrzyska olimpijskie, Paweł Pyjas. U stóp Trzech Koron 22-latek wywalczył trzy złote mistrzowskie korony i udowodnił, że zasłużył na wyjazd. Ten stanie się faktem, jeżeli Polska utrzyma się w czołowej piętnastce Pucharu Narodów do 17 stycznia. Do tego czasu alpejczyków rywalizujących w PŚ czeka jeszcze pięć zawodów. Polaków najbardziej interesować będą slalom mężczyzn w Wengen i supergigant pań w Zauchensee. Jeśli punktów nie zdobędą tam Brytyjczycy i Nowozelandki, sprawa będzie jasna, a przed Pyjasem stać będzie wielkie wyzwanie.
Kwalifikacja Pyjasa zależy od tego, czy do 17 stycznia Polska zachowa miejsce w TOP 15 Pucharu Narodów @fisalpine. Oto klasyfikacja:
— Jakub Pobożniak (@JPobozniak) January 13, 2022
13. 🇨🇿 159 pkt
14. 🇵🇱 157 pkt
15. 🇬🇧 149 pkt
16. 🇳🇿 92 pkt
17. 🇷🇺 70 pkt
Jeśli utrzymamy miejsce w TOP 15, na IO 🇵🇱 pojedzie w zawodach drużynowych
A po co pojedzie cała reprezentacja Polski? Liderka, Maryna Gąsieica-Daniel ma realną szansę na walkę o czołową szóstkę w slalomie gigancie i na miejsce w TOP 20 supergiganta. Magdalena Łuczak w koronnej konkurencji Maryny również może powalczyć o miejsce w czołowej piętnastce zawodów. W slalomie lokata w TOP 30 będzie sukcesem. Indywidualnie Michał Jasiczek powinien zmieścić się w czołowej trzydziestce slalomu. Dla Pyjasa i Czapskiej każde miejsce w TOP 30 będzie wielkim krokiem naprzód.
W drużynowym slalomie równoległym, jeśli Polska wywalczy do niego kwalifikację, to na Łuczak i Gąsienicy-Daniel możemy opierać szansę na awans do czołowej ósemki. Panowie... po prostu mają niczego nie zepsuć i dołożyć coś od siebie z zaskoczenia. Wtedy jest szansa na coś więcej. – Medal? Każdy się przed tym wzdryga, by to powiedzieć. Po tylu latach oczekiwania mamy jednak fajną reprezentację z liderką w postaci Maryny. Jesteśmy gotowi do równej, mocnej walki. Nadzieje są – przyznaje prezes Blauth. I nam więc trzeba je mieć. Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział, że będziemy mieli choć cień szansy na medal w Pekinie w narciarstwie alpejskim, wybuchnęlibyśmy śmiechem. Teraz możemy uśmiechnąć się i czekać, co wydarzy się podczas igrzysk olimpijskich.