Nie ustają spekulacje dotyczące tego, kto poprowadzi reprezentację Polski. Obecnie najbliżej posady ma być Andrij Szewczenko, który był już selekcjonerem reprezentacji Ukrainy. – Obcokrajowiec gwarantuje tylko to, że "skasuje" PZPN na większe pieniądze. Po przygodzie z Sousą wstrzymałbym się z zagranicznym trenerem – przekonuje w rozmowie z TVPSPORT.PL były kadrowicz Jacek Bąk.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Kto powinien zostać selekcjonerem reprezentacji Polski?
Jacek Bąk: – Dla mnie najlepszym wyborem jest Adam Nawałka. Słyszałem też o Janie Urbanie, polskie kandydatury są zdecydowanie lepsze, niż te obcokrajowców. Nawałka zna kadrę, to najmniej ryzykowna opcja na ten moment. Zagraniczny selekcjoner nie gwarantuje awansu na mundial. Zagwarantuje jedynie to, że "skasuje" PZPN na o wiele większe pieniądze, niż Polak.
– Rozumiem, że nie przemawia do pana kandydatura Andrija Szewczenki...
– W tej chwili potrzebujemy kogoś, kto doskonale zna naszą piłkę. Ma na nią szerokie spojrzenie i zna nie tylko Roberta Lewandowskiego czy piłkarzy grających w Serie A. Szewczenko też jest człowiekiem z zewnątrz. Może gdyby dostał polskich asystentów? Jednak nawet taki wariant nie do końca do mnie przemawia.
– Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że selekcjonerem niemal na pewno zostanie Nawałka. Co mogło się zmienić?
– Nie wiem, należałoby zapytać rzecznika PZPN, bo to on powiedział, że Nawałka praktycznie zaczął pracę. To wszystko jest trochę dziwne, bo teraz okazało się, że być może to nie on poprowadzi kadrę. Jeśli Jakub Kwiatkowski otrzymał pozwolenie na taką deklarację od swoich szefów, to ich decyzja była nierozważna.
– Paulo Sousa był drugim zagranicznym selekcjonerem w XXI wieku. Z tym pierwszym, Leo Beenhakkerem, miał pan okazję współpracować. Wyobraża pan sobie, by postąpił on tak jak Portugalczyk?
– To była klasa sama w sobie, nie sposób porównać go z Sousą, także pod względem trenerskich osiągnięć. Pracował w największych klubach i reprezentacjach, wygrywał trofea z Realem Madryt. Co istotne, od początku uznał, że musi otoczyć się ludźmi, którzy znają nasz futbol. Sam byłem we Francji przez kilkanaście lat, ale i tak nie znałem kultury Francuzów w stu procentach. Beenhakker też miał tego świadomość. Otoczył się polskimi asystentami, nie lekceważył polskiej ligi, bo przecież w tamtej drużynie piłkarze z Ekstraklasy odgrywali istotną rolę. Może nie był zbyt lubiany przez dziennikarzy, ale okazywał nam większy szacunek, niż Sousa. On nawet nie oglądał spotkań Ekstraklasy. A co najważniejsze – awansował na mistrzostwa Europy. Nie sądzę, czy z Sousą zakwalifikowalibyśmy się na turniej.
– Nie ma pan najlepszego zdania na temat Sousy...
– Chciał się tylko dobrze sprzedać i szybko uciekł. Nie wiem, jakim cudem w ogóle został selekcjonerem. W momencie, gdy zobaczył, że jest krytykowany i nie wszystko układa się po jego myśli, dał nogę. To zero odpowiedzialności za własne czyny.
– Wielka krytyka spadła na niego po porażce z Węgrami, przez którą straciliśmy rozstawienie w barażach...
– Ta porażka to absolutnie jego wina. Kilka dni wcześniej graliśmy z Andorą i jeśli chciał dać odpocząć liderom, to właśnie w takim spotkaniu. Tam mogłem zagrać nawet ja i też byśmy wygrali. Stawka spotkania z Węgrami była wielka, a on zrobił coś takiego. Widzimy, jakie wyniki padają w meczach międzynarodowych, niewiele jest drużyn, które można lekceważyć. Do tego nie czuł żadnej odpowiedzialności, by zmazać plamę w barażach. Mówiąc brzydko, po prostu nas olał.
– Sousa od początku zaczął eksperymentować ze składem, podejmował dziwne decyzje.
– Odstawienie Glika od składu było absurdem. To jeden z kluczowych graczy kadry, przecież w pierwszym spotkaniu z Węgrami zobaczył, że wciąż nie jesteśmy gotowi na grę bez niego. Nie wyciągnął żadnych wniosków, w rewanżu z tym rywalem posadził na ławce Roberta Lewandowskiego. Zabrakło również Kamila Glika i Grzegorza Krychowiaka, któremu kazano się "wykartkować" z Andorą. Już po porażce z Węgrami powinien zostać zwolniony. Wyszło tak, że przynajmniej PZPN nie musiał wypłacać mu odszkodowania. Nie ma co za nim płakać. Często mówi się, że trenerowi trzeba dać czas i że z każdym meczem będzie wyglądało to lepiej. W jego wypadku wcale tak nie było.
– Traciliśmy też mnóstwo bramek. Co dla pana jako byłego obrońcy było tego głównym powodem?
– Brak koncentracji. Czasami miałem wrażenie, że naszym zawodnikom wydawało się, że nawet jeśli źle obliczą tor lotu piłki, to ktoś z tyłu na pewno to naprawi. Niestety tak nie było. Do tego doszedł system gry, który był nietrafiony. Sousa wystawiał też chociażby Tymoteusza Puchacza, mającego problemy z grą w klubie. Nie mam nic do tego zawodnika, być może ma duży potencjał. Nie może być jednak tak, że przyjeżdża na kadrę, by tutaj łapać minuty. Nie na tym to wszystko polega. Po paru spotkaniach Portugalczyk powinien dać sobie spokój z ustawieniem z trójką obrońców, a jednak ciągle na nie stawiał.
– Co powinien zrobić nowy selekcjoner?
– Przede wszystkim musi przestać kombinować, postawić na to, co jest sprawdzone i dawało efekty. Nie potrzebujemy drugiego Sousy, nie w takim momencie. Nowy trener musi wejść i od razu postawić na sprawdzone rozwiązania, a nie wymyślać coś na siłę. Przed nami, miejmy nadzieję, dwa kluczowe mecze. Jeśli uda się awansować na mundial, później będzie trochę czasu, by sprawdzić jakieś inne warianty. Uważam jednak, że powinniśmy wrócić do gry czterema obrońcami i trzymać się tego ustawienia. Chociażby za kadencji Nawałki byliśmy co najmniej solidnym, poukładanym zespołem. Jeśli znów będziemy się tak prezentować, to nasze szanse na mundial wzrosną.