To był fantastyczny turniej, zakończony epokowymi rozstrzygnięciami, o których Australijczycy i Hiszpanie napiszą pewnie wzniosłe eposy. I trudno się dziwić, bo nazwiska zwycięzców – Ashleigh Barty i Rafaela Nadala – zostaną wygrawerowane na pierwszych kartach historii tenisa. I dobrze, że tak się stało, wygrał sport, który w takim wydaniu zawsze się obroni. Po dwóch tygodniach niesamowitej rywalizacji nikt nie wspomniał nawet słowem o szczepionkowo-covidowej epopei Novaka Djokovicia.
Gospodarze na sukces swojej tenisistki czekali ciągnące się w nieskończoność 44 lata. Trudno w to uwierzyć, patrząc co działo się w Melborune przed 1978 rokiem. Z pierwszych pięćdziesięciu trzech finałów tylko dziewięć nie wygrały Australijki. I nagle, jak ręką odjął, skończyły się sukcesy. W kraju zakochanym w tenisie próżno było szukać następczyń Margaret Court, Evonne Goolangong, czy ostatniej mistrzyni Chris O’Neil. Nie pomogła też zmiana z 1988 roku, gdy turniej przeniesiono z kortów trawiastych na twarde. Dopiero na początku nowej ery pojawiła się nadzieja. Niestety dla Australijczyków płonna i gorzka, bo kończąca dziś karierę Samantha Stosur swój jedyny wielkoszlemowy tytuł zdobyła nie w Melbourne, a w Nowym Jorku. Przed własną publicznością jej gwiazda gasła, przygnieciona coraz większym ciężarem oczekiwań rodaków. Przez dwadzieścia lat ani razu Stosur nie dotarła w Melbourne nawet do ćwierćfinału. Pierwsze starty Barty też nie rokowały. Po pierwszych trzech kompletnie nieudanych występach obecna liderka rankingu WTA rzuciła rakiety w kąt i zajęła się grą w krykieta. Gdy w tym sporcie osiągnęła wszystko postanowiła wrócić do tenisa. Tym razem szybko się pięła w hierarchii. Wygrała Rolanda Garrosa, Wimbledon a od ponad dwóch lat jest numerem jeden na świecie. Największym wyzwaniem pozostawało jednak wygranie Australian Open. I tak też było, choć do finału dotarła błyskawicznie. Decydujący mecz z Danielle Collins już nie był spacerkiem, ale i z tej próby sił ta dzielna dziewczyna wyszła zwycięsko. Stała się „nieśmiertelna”, bo status gwiazdy i bohaterki narodowej ma od dawna. Jest wzorem dla całej Australii, ale też i ambasadorem tej rdzennej części rodaków, walczącej o swoje prawa. Podkreśla swoje aborygeńskie korzenie, bo w istocie wywodzi się z ludu Ngarigo, od wieków zamieszkującego Nową Południową Walię. Spełnieniem wielkiego marzenia zamknęła jeden rozdział ale jednocześnie otworzyła kolejny – teraz celem będzie zdobycie korony szlemów, czyli triumf w US Open.
Inne wyzwanie, choć gruncie rzeczy cel ten sam, postawił sobie starszy o dziesięć lat od Barty Rafael Nadal. Hiszpan od lat, czy chce czy nie chce, bierze udział w wyścigu o rekordową liczbę wygranych turniejów wielkoszlemowych. I gdy wydawało się, że podobnie jak Rogera Federera, Rafę z tej rywalizacji wykoleiły kontuzje, mistrz jeszcze raz wrócił i pokazał nadzwyczajną siłę, a do tego nadludzką wręcz ambicję. Podróż do finału trwała ponad siedemnaście godzin. Finał kolejne pięć i pół! Jak 35-letni sportowiec, z przewlekłymi problemami zdrowotnymi to wytrzymał, pozostanie wielką tajemnicą. Podobnie okoliczności w jakich odwrócił losy ostatniego meczu turnieju. Jeszcze raz Nadal pokazał, czym w sporcie jest psychika i wiara do samego końca w zwycięstwo. Walczył z perfekcjonistą, niechybnie przyszłym liderem rankingu, który kilka miesięcy temu spektakularnie pozbawił szans na szlema Novaka Djokovicia. Tym razem Daniił Miedwiediew chciał zatrzymać Hiszpana w drodze po historyczny, dwudziesty pierwszy tytuł (dotąd Nadal, Djoković i Federer mieli po dwadzieścia). Nie zrobił tego, nie był wstanie, sam został boleśnie złamany, czego nie był wstanie ukryć na pomeczowej konferencji. Nadal wygrał Australian Open dopiero drugi raz, po trzynastu latach od pierwszego triumfu i po czterech przegranych w Melbourne finałach. Jeszcze raz udowodnił, że dla największych sportowców nie ma wyzwań niemożliwych.
Ten wielki mecz z trybun oglądała Iga Świątek. Dla niej to był najlepszy start w Australian Open a przy okazji fantastyczne otwarcie współpracy z Tomaszem Wiktorowskim. Polka nie była w najwyższej formie, ale też pokazała niesamowitą wolę walki, wytrzymałość, hart ducha i okazała się najlepszą z Europejek. Półfinał Idze nie wyszedł, ale szansa do rewanżu pojawi się na pewno szybko. Za kilka miesięcy ulubiony turniej Igi, czyli French Open. Polka powalczy w Paryżu o drugi tytuł a Jej idol – Rafa już o rekordowy czternasty.
Gabriela Dabrowski, Erin Routliffe
2 - 0
J. Aleksandrowa, Shuai Zhang
Aryna Sabalenka
2 - 0
Jasmine Paolini
J. Aleksandrowa
0 - 2
Jelena Ostapenko
Carlos Alcaraz
0 - 2
Holger Rune
Sander Arends, Luke Johnson
2 - 1
Joe Salisbury, Neal Skupski
Elina Switolina
2 - 0
Olga Danilovic
Irina Chromaczowa, Linda Noskova
0 - 2
Aleksandra Krunić, Sabrina Santamaria
Alexander Zverev
2 - 0
Ben Shelton
Anna Blinkowa
8:00
Neus Torner
Kaitlin Quevedo
8:00
Nuria Parrizas Diaz
Maya Joint
8:00
Sara Errani
Yanina Wickmayer
8:00
Jil Teichmann
Botic van de Zandschulp
8:00
Moise Kouame
Juan Manuel Cerundolo
8:00
Thiago Seyboth Wild
Jesper de Jong
8:00
Tristan Boyer
Harold Mayot
8:00
Aleksandr Szewczenko