| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Wicemistrz Polski z 2007 roku, GKS Bełchatów, nie przystąpił do meczu 2. ligi ze Śląskiem II Wrocław. Władze zespołu na trzy dni przed startem rozgrywek poinformowały, że ze względu na zbyt duży dług dalsza działalność klubu stoi pod znakiem zapytania. – Dla mnie to jest niepojęte, że drugi rok z rzędu w 2. lidze dzieją się tak rzeczy – powiedział dla TVPSPORT.PL, szkoleniowiec bełchatowian, Kamil Socha.
Dominik Pasternak, TVPSPORT.PL: – W międzynarodowy dzień walki z depresją, dowiedział się pan, że ostatnie dwa miesiące poszły na marne i traci pan pracę. Ciężko się podnieść po takim ciosie?
Kamil Socha:– Nadal się po nim nie podniosłem. To nie jest tak, że można z marszu o tym zapomnieć i wrócić do normalnego funkcjonowania, tym bardziej po tym, co spotkało mnie w Bytovii. Tam również graliśmy i pracowaliśmy za darmo, wiedząc na koniec, że robimy to tylko i wyłącznie dla siebie, bo było wiadome, że po zakończeniu rozgrywek klub przestaje istnieć. Prawie taka sama sytuacja wydarzyła się w Bełchatowie. Nie tylko ja, ale również zawodnicy są źli i myślę, że to jeszcze przez jakiś czas w nas pozostanie.
– Wspomina pan o grze za darmo. W GKS-ie też nie dostawaliście pensji na czas?
– Były poślizgi, ale nie takie, żeby ogłaszać alarm. Wydawało nam się, że te wszystkie zapewnienia o tym, że będzie dobrze, mają jakieś pokrycie, bo do stycznia normalnie otrzymywaliśmy pieniądze. Ten problem zaczął się teraz, kiedy najpierw powiedziano nam, że wypłata za styczeń się opóźni, a potem konsekwentnie przesuwano datę wypłacenia pieniędzy na konto, aż w końcu usłyszeliśmy, że ktoś je zablokował. Wtedy zapanowało ogromne oburzenie w szatni. Wymusiło to różne zachowania i finalnie pensję otrzymaliśmy, jednak za luty nadal nie wiemy, czy uda nam się ją odzyskać.
– Nie bał się pan dołączać do tak niestabilnego finansowo klubu, jak GKS Bełchatów? Ich problemy nie zaczęły się w ostatnich miesiącach, tylko dużo wcześniej.
– Wiedziałem o tych problemach, ale w momencie, gdy przychodziłem do klubu, to dostałem jasną deklarację, że będą pieniądze z PGE, bo jest podpisana umowa. Powiedziano mi, że uda się spłacić wierzytelności i będą też pieniądze na zawodników i sztab. Wkrótce miało dojść do tego, że pieniądze byłyby nawet w większej ilości, dlatego, żeby po utrzymaniu w 2.lidze, myśleć o czymś więcej. I faktycznie nam się wydawało, że to prawdziwe słowa, bo przez trzy miesiące płatności były w miarę regularne.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której wiele osób zapomina, a ja muszę zacząć o tym mówić – chodzi o kwestie licencji. Jeśli klub dostaje prawo gry w danych rozgrywkach od PZPN-u, to znaczy, że związek jest przekonany, co do tego, że ten zespół stać na spłatę tych zobowiązań. Teraz mam pytanie – kto odpowie za to, co się stało w Bełchatowie? Kto odpowie za to, że zostaliśmy na lodzie i nie dostaniemy wynagrodzenia? Klub? Poniekąd tak, ale czy ludzie, którzy przyznali licencję, powinni być bez winy? Rozmawiałem wczoraj z moim przyjacielem, który pracował w wielu angielskich drużynach i pytałem o to, jak to u nich wygląda. On mi odpowiedział jasno, że żaden klub, który nie ma pokrycia finansowego na wypłaty, nie może otrzymać licencji, a w momencie, gdy dochodzi do takich sytuacji jak ta w Bełchatowie, to wtedy związek wypłaca piłkarzom pensje w formie odszkodowania. To jest prawidłowe podejście według mnie. Proszę sobie wyobrazić, że poważny bank daje pożyczkę firmie zadłużonej na kilka milionów. On bierze na siebie w tym momencie odpowiedzialność za to, co się wydarzy w przyszłości. W polskiej piłce natomiast jest kompletna dowolność. Dla mnie to jest niepojęte, że drugi rok z rzędu w 2. lidze dzieją się takie rzeczy. Dalej będziemy chować głowę w piasek i mówić, że no trudno, ale nic na to nie poradzimy? Ktoś musi za to odpowiadać. Kara odjęcia czterech punktów jest śmieszna. Ja tymi punktami nakarmię rodzinę?
⚠ [KOMUNIKAT O STANIE SPÓŁKI]
— GKS Bełchatów (@GKSBelchatow_) February 23, 2022
�� https://t.co/RXKJMShgzP pic.twitter.com/gnbBe7eeG4
– Wiedział pan, ile wynosi dług, w momencie, gdy dołączał do klubu?
– Wiedziałem, że ten dług istnieje, ale nie znałem dokładnej kwoty. Nie drążyłem tego tematu, bo wystarczyło mi tylko zapewnienie, że w momencie podpisania umowy z PGE, jest pewna przyszłość finansowa klubu i będziemy mogli normalnie funkcjonować.
– Jak wygląda sprawa z pana kontraktem? Klub chyba nie może ot tak go rozwiązać.
– Na obecną chwilę cały sztab nawet nie dostał propozycji rozwiązania kontraktu. Otrzymaliśmy tylko informację, że my możemy sami to zrobić w dowolnym momencie, ale oferty żadnej ze strony klubu nie było. Zawodnikom zaproponowano rozwiązanie kontraktu w taki sposób, że mogą liczyć na pensję z lutego, ale na żadne odszkodowanie już nie. My nadal pozostajemy pracownikami i zgodnie ze wcześniejszymi zapewnieniami we wtorek przyjeżdżamy na trening i poprowadzimy zajęcia z tymi piłkarzami, którzy pozostaną.
– Będzie pan chciał rozwiązać tę sprawę w sądzie?
– Pracowałem w pięciu klubach w Polsce na poziomie centralnym i tylko w Zagłębiu Sosnowic i Wigrach Suwałki rozstaliśmy się w normalnych stosunkach. Z każdej innej sytuacji pozostał brud i nawet oddawałem sprawę z Pogonią Siedlce do sądu, czekałem rok na to, żeby ktokolwiek z sądu piłkarskiego się ze mną skontaktował, a to wszystko kosztuje. Muszę opłacić adwokatów i uiścić kilka innych opłat, a nie mam żadnej gwarancji, że otrzymam należne mi pieniądze. Na kursach UEFA PRO uczono nas, że najlepszym przyjacielem trenera jest kontrakt. Ja, po tym wszystkim, co mnie spotkało, to mogę te umowy rozwiesić w łazience, na wszelki wypadek, jak zabraknie mi papieru toaletowego.
– W tych kontraktach miał pan jakieś absurdalne adnotacje, że np. w przypadku rozwiązania klubu, nie przysługuje panu żadne odszkodowanie?
– Nie, na szczęście takiego czegoś nie było. Zdawałem sobie sprawę, w jak trudnym momencie znalazł się Bełchatów i jak trudna praca mnie czeka. Wierzyłem jednak, że uda mi się zbudować solidny zespół i jestem pewny, że gdyby dano nam szansę, to utrzymalibyśmy się w lidze. Byłem do tego stopnia przekonany, że w moim kontrakcie zawarłem klauzulę tylko jednomiesięcznego wypowiedzenia, także to jest coś bardzo rzadko spotykanego, bo z reguły ten okres wynosi kilka miesięcy. W przypadku utrzymania miałem zagwarantowane automatyczne przedłużenie umowy o kolejny rok i wiedziałem, że to nam się uda, dlatego nie potrzebowałem dłuższych klauzul, niż miesięczna.
– Nie sądzi pan, że takie błędy w zarządzaniu klubami wynikają z tego, że prowadzę je osoby niekompetentne?
– My szkoleniowcy, żeby uzyskać licencję UEFA PRO, musimy odbyć profesjonalny kurs, zdobyć wcześniej uprawnienia UEFA C,B,A i na koniec PRO. Ja, w starszych czasach, zrobiłem jeszcze status trenera pierwszej i drugiej klasy, więc tak naprawdę przeszedłem wszystkie szczeble, poświęciłem na to bardzo dużo czasu, jakbym miał policzyć, to na spokojnie 15 lat. Nadal wychodzę z założenia i zgadzam się w tej kwestii z Sokratesem – „wiem, że nic nie wiem”, jeśli chodzi o piłkę nożną, dlatego cały czas pogłębiam swoją wiedzę. Natomiast nie spotkałem się wcześniej z czymś takim jak kurs na dyrektora sportowego, czy prezesa klubu.
– W ostatnich trzech tygodniach doszło do zmiany w zarządzie GKS-u Bełchatów. Nowi ludzie szybko przeszli do działania i… wycofali klub z rozgrywek. Trochę to wygląda tak, jakby poprzednie szefostwo zostawiło takie bagno, że obecne po prostu nie widziało sensu, żeby dalej w to brnąć.
– Najłatwiej jest machnąć szabelką, odciąć się od wszystkiego i rozpocząć od nowa. Dla mnie nie powinno to tak wyglądać. Nie wiem, kto zawinił i się nad tym nie zastanawiam. Ja wiem jedno, że przy poprzednim zarządzie nie mieliśmy żadnych problemów z wypłatami, cały okres przygotowawczy był przeprowadzony profesjonalnie, nie mieliśmy problemu, żeby jeździć na sparingi i jeść obiady w klubie, gdy mieliśmy dwie sesje treningowe. Wszystko obróciło się o 180 stopni, gdy zmieniła się władza. Wiem, że każdy ma swoje wizje i włącza się w to też polityka. Pojawiła się grupa osób, która ma swój plan na budowanie klubu i wjeżdża w nas walcem, równając z ziemią. Jest to przykre, ale nie mamy na to żadnego wpływu.
– Miał pan okazję porozmawiać z tymi ludźmi na temat przyszłości klubu?
– Nie mieliśmy żadnego spotkania. Osobą, która przejęła stanowisko prezesa, został były kierownik drużyny, Szymon Serwa. On nic nie mówił, że coś takiego może się wydarzyć, a wręcz przeciwnie, na stronie GKS-u, kilka dni wcześniej, ukazał się wywiad, w którym prezes stwierdził, że zespół jest bardzo dobrze przygotowany do walki o utrzymanie w 2. lidze i zapewnił kibiców o tym, że czekają nas duże emocje itd. Chociażby już to pokazuje, że te decyzje płyną chyba z innego źródła.
– Wracacie we wtorek do treningów, tylko nie bardzo wiem, w jakim celu. Z tego, co można wyczytać, to drużyna ma grać, ale w 4. lidze.
– Tak można wyczytać z nieoficjalnych źródeł, bo żaden komunikat od piątku nie okazał się w tej sprawie. Mnie się wydaję, że to było już wcześniej przemyślane, bo pierwszy zespół to spółka, ale akademia jest oddzielnym tworem i ma drużynę w 4. lidze. Wystarczy odciąć się od spółki i nadal mamy akademię GKS-u Bełchatów, wszyscy mają czyste ręce, a że po drodze są jakieś ofiary, to nikogo to nie obchodzi.
Jeśli ktoś pisze poradnik „jak wpadać z deszczu pod rynnę” i potrzebuje przykładu, to nie ma lepszego kandydata niż ja ����
— Kamil Socha (@SochaKamil) February 23, 2022