W czwartek 23 czerwca kibice koszykarscy będą świadkami wydarzenia, które może odmienić przyszłość NBA. To właśnie wtedy odbędzie się coroczny Draft. Ten będzie wyjątkowy, ponieważ istnieje duża szansa, że w pierwszej rundzie zostanie wybrany reprezentant Polski, Jeremy Sochan. O co chodzi w drafcie NBA i dlaczego jest tak ważnym wydarzeniem w kalendarzu najlepszej koszykarskiej ligi świata?
Co to jest Draft NBA?
Draft NBA to ceremonia, podczas której 30 drużyn wybiera łącznie 60 gotowych do swojego debiutu zawodników, spośród wszystkich zgłoszonych do naboru w danym roku. Zespoły z najgorszymi bilansami z poprzedniego sezonu mają największe szanse na wylosowanie najwyższego wyboru w drafcie. Zamierzenie naboru jest proste – wyrównanie szans. Kluby, które grają gorzej, mają możliwość pozyskania wielkiego talentu, który może odmienić oblicze drużyny.
Draft składa się z dwóch rund. Każdy zespół ma do wyboru łącznie dwa wybory, które może wykorzystać, wymieniać za innego gracza, sprzedawać, lub odłożyć na przyszłość. To od wizji danej ekipy zależy, ilu chcą mieć debiutantów w kadrze na sezon. Kontrakty zawodników wybranych w pierwszej rundzie są gwarantowane. Gracze wyselekcjonowani w drugiej trzydziestce nie mają pewności czy zagrają w NBA.
Podstawowym warunkiem wzięcia udziału w drafcie jest ukończenie rocznikowo 19 lat, przez graczy, uczących się w Stanach Zjednoczonych, grających w akademickiej lidze NCAA. Dla zawodników spoza USA, warunek to 22 lata. Jeden gracz może być zgłoszony do draftu maksymalnie dwa razy.
Kluczowym momentem w procesie naboru graczy do NBA jest loteria draftu. Uczestniczą w niej wszystkie drużyny, które nie dostały się do play-offów. Losowania kolejności wyboru dokonuje się przy użyciu 14 piłeczek pingpongowych ponumerowanych od 1 do 14, spośród których wyciąga się 4, co daje 1 001 czteroelementowych kombinacji. Począwszy od 2019 roku, trzy najgorsze drużyny otrzymają po 140 kombinacji, czwarta najgorsza - 125, itd. Te trzy zespoły będą miały równe szanse na zdobycie pierwszej pozycji w naborze. W tym roku triumfowało Orlando Magic, które miało drugi najgorszy bilans w lidze. Dla porównania, najgorsi, Houston Rockets będą wybierać dopiero jako trzeci. Taka jest loteria, raz przynosi szczęście, raz je odbiera, ale cel ma słuszny – zapobiec "tankowaniu", czyli celowemu przegrywaniu w lidze, żeby uzyskać topowy numer w naborze.
Jedynka to jeszcze nie sukces
Zwycięstwo w loterii draftu nie oznacza, że zespół zagwarantował sobie wybór "kozaka". Warto zauważyć, że w drafcie wybierani są młodzi mężczyźni, wciąż nastolatkowie, którzy dopiero kształtują się jako dorośli ludzie. Skauci i generalni menedżerowie głównie sugerują się potencjałem atletycznym. Zawsze istnieje ryzyko, że ktoś kto miał rządzić na parkiecie przez lata, okazuje się sporym niewypałem. Pokazuje to choćby przykład Anthony'ego Bennetta, który został wybrany w drafcie 2013 z "jedynką" przez Cleveland Cavaliers. Liga bezlitośnie zweryfikowała Kanadyjczyka, który okazał się za słaby na NBA. Wytrwał w niej tylko cztery lata, odbił się od ściany od trzech pozostałych drużyn (Minnesota Timberwolves, Toronto Raptors, Brooklyn Nets), a następnie rozpoczął karierę obieżyświata. Obecnie w wieku 29 lat gra... w Tajwanie, w barwach Kaohsiung Steelers.
Czasami na przeszkodzie stają kontuzje. Przekonał się o tym choćby numer jeden draftu z 2007 roku, Greg Oden, który był nazywany jednym z najlepiej zapowiadających się centrów w dziejach. Portland Trail Blazers wybrało go kosztem przyszłej supergwiazdy ligi, Kevina Duranta. Karierę Odena zahamowały urazy. W ciągu siedmiu lat rozegrał zaledwie 105 spotkań (jeden sezon liczy 82 mecze). 23 lata wcześniej zespół z Portland wykorzystał drugi numer w naborze na również wysokiego środkowego, Sama Bowie. Olbrzym z Kentucky podobnie jak Oden, więcej czasu spędził w gabinetach lekarskich niż na parkiecie. Decyzję Blazers można uznać jednak za spektakularną wpadkę, gdyż dostępny był wówczas... Michael Jordan.
Najlepszy koszykarz w dziejach NBA trafił do Chicago Bulls z numerem trzecim. Jak się później okazało, był to wybór, który całkowicie zmienił oblicze ligi, a z przeciętnej drużyny uczynił hegemona lat 90.
Ten wybór tylko pokazuje jak draft odgrywa olbrzymią rolę w kreowaniu znaczenia drużyn. Poprzedza on tzw. free agency, czyli wolną agenturę – okres, w którym kluby podpisują graczy z wolnymi kontraktami. Draft sprawia, że mało znaczące kluby stają się niekiedy potęgami – takimi przykładami są Hakeem Olajuwon w Houston Rockets (#1 draftu 1984), Shaquille O'Neal w Orlando Magic (#1 draftu 1992), Tim Duncan w San Antonio Spurs (#1 draftu 1997), LeBron James w Clevaland Cavaliers (#1 draftu 2003).
The 2022 Warriors are the FIRST NBA Champions since 1978 to draft EIGHT of their current players.
— WarriorsMuse (@WarriorsMuse) June 20, 2022
This team is the definition of built, not bought. pic.twitter.com/EEyRJQ2H7M
Jak pokazuje historia draftu, nie trzeba wybierać w top 10, żeby złowić prawdziwą perłę. Kobe Bryant został wybrany z dopiero 13. numerem (1996, Charlotte Hornets), Kawhi Leonard z 15. (2011, Indiana Pacers), Giannis Antetokounpo z również 15. (2013, Milwaukee Bucks), a dwukrotny MVP ligi, Nikola Jokić w... drugiej rundzie draftu. Zresztą jego wyboru nie pokazała nawet telewizja ESPN, która w tym czasie puściła reklamę. Reszta jest historią, a Denver Nuggets zyskali jednego z najlepszych graczy w lidze.
Here’s the moment where Nikola Jokic was selected 41st by the Nuggets in the 2014 NBA draft.
— Dionysis Aravantinos (@AravantinosDA) June 8, 2021
Yes, it was a Taco Bell ad ��
(Via @Lvallejocolom)pic.twitter.com/5Ryj0cOGJL