Kolejny Polak zagra w najlepszej koszykarskiej lidze świata? Okaże się 23 czerwca, a największe szanse ma Jeremy Sochan. – Mówi się o Chicago Bulls, Atlanta Hawks, Washington Wizards, San Antonio Spurs, czy Charlotte Horners, którzy potrzebują dobrego obrońcy. Sochan to ma. Potrafi świetnie bronić przy swoich warunkach – przekonuje Cezary Trybański, pierwszy Polak w NBA, w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Jakie są pana przewidywania przed draftem? Z którym numerem może zostać wybrany Jeremy Sochan?
Cezary Trybański, pierwszy Polak w NBA: – Ciężko jest typować, bo w przewidywaniach draftowych mówi się nawet o pierwszej "dziesiątce", choć ostatnio jego notowania nieco spadły, mimo to nadal znajduje się w pierwszej "20". To jest NBA i ciężko przewidzieć pewne rzeczy. Nie siedzimy wewnątrz klubów i nie wiemy, jaką decyzję podejmą. Niektóre wykorzystują nazwiska mniej znanych zawodników, żeby odwrócić uwagę od swoich kandydatów. Myślę, że raczej na pewno Jeremy uściśnie rękę Adama Silvera na scenie. Tego mu bardzo życzę.
– Numer ma znaczenie czy ważniejsze jest miejsce, do którego trafiasz?
– Przede wszystkim wybór w pierwszej rundzie daje pewny kontrakt. Myślę, że duże znaczenie ma to, do jakiego klubu trafi. Nie da się ukryć, że jest to bardzo młody zawodnik, który jeszcze potrzebuje dalszego rozwoju i dobrze by było, gdyby trafił do klubu gdzie popracują nad jego słabościami i dostanie szansę gry. Wtedy może stać się graczem kompletnym, który może stanowić o sile zespołu.
– W jakim zespole widziałby pan Jeremy'ego Sochana? Który klub najbardziej promuje młodych zawodników?
– Przewidywania są różne. Mówi się o Chicago Bulls, Atlanta Hawks, Washington Wizards, San Antonio Spurs, czy Charlotte Horners, którzy potrzebują dobrego obrońcy. Sochan to ma. Potrafi świetnie bronić przy swoich warunkach. Mógłby się tam dobrze wpasować.
Draft NBA już w czwartek, a tu taki pech. Sochan odniósł kontuzję
– Dopytam jeszcze o atuty. Co jest największą zaletą Sochana?
– Potrafi bronić na każdej pozycji. Jest bardzo mobilny, ma ciąg na kosz, potrafi dobrze atakować. Jest inteligentny, dobrze "czyta" boisko, kiedy trzeba to rozciągnie grę. To coś niesamowitego, aby w tak młodym wieku być na tyle koszykarsko doświadczonym i świadomym. Warto też wspomnieć o jego mankamentach, jakim jest rzut, zwłaszcza za trzy i osobisty. Jednak te elementy można wypracować. Boiskową inteligencję ciężko nabyć, a on ją ma. Jest niezłym materiałem na solidnego zawodnika.
– Proszę powiedzieć ze swojej perspektywy, jak wygląda cała otoczka wokół wyboru do NBA?
– To na pewno ogromne przeżycie. Ja nie miałem okazji zostać "draftowanym", ale wiem z opowieści kolegów, że to wielka sprawa. Czeka się na wyczytanie swojego nazwiska. Sochan został zaproszony do "green roomu", a tam trafiają zawodnicy, którzy powinni zostać wybrani w pierwszej rundzie. Zdarzały się przypadki, gdy tak się nie działo, jednak w jego przypadku nie widzę takiej opcji.
– Spodziewa się pan większego zainteresowania NBA i basketem w naszym kraju?
– Zainteresowanie jest, ale tego typu wydarzenie mocno pomogłoby środowisku koszykarskiemu. Warto wspomnieć też o Olku Balcerowskim. On już rok temu sondował swoje szanse, ale w ostatniej chwili się wycofał. Teraz przystępuje do draftu z automatu. Był w kilku klubach na treningach i moim zdaniem również ma spore szanse. Gdyby dwóch Polaków dostało się do NBA w tym samym roku, bylibyśmy świadkami historycznego momentu.
– Balcerowski z dobrej strony zaprezentował się na treningach. Jak ocenia pan jego szanse na wybór w drafcie?
– NBA jest nieprzewidywalna. Nie znamy sytuacji we wszystkich klubach. Nie wiemy, jakich dokładnie zawodników poszukują. Olek ma świetne warunki fizyczne. Jest mobilny, potrafi rzucić z dystansu. Cały czas jest młodym koszykarzem, nad którym można popracować i dać mu szansę rozwoju. Nie zdziwię się, jak któryś z klubów sięgnie po niego w drugiej rundzie. Byłaby to dobra inwestycja w przyszłość. W reprezentacji pokazuje, że potrafi wziąć ciężar gry na siebie.
– Dlaczego Polska tak długo czeka na kolejnego przedstawiciela w NBA?
– Tutaj nasuwa się wiele pytań. Kolejny Polak, który będzie wysoko notowany, nie przeszedł szkolenia w naszym kraju. Dzięki temu, że rodzice uprawiali sport, mama go ukierunkowała i szybko wyjechał z Polski. Nasze szkolenie troszeczkę kuleje, albo chcemy od razu mieć gotowych zawodników, których można wycisnąć tu i teraz.
– Znów pojawia się magiczne hasło szkolenie. W jaki sposób powinniśmy szkolić, żeby za jakiś czas było lepiej?
– Już to powoli się zmienia. Coraz więcej trenerów przeprowadza indywidualne treningi. Takie zajęcia dają dużo więcej. Gdy trener ma pod opieką 10–15 zawodników, to nie jest w stanie zwrócić uwagi na detale. Miałem okazję doświadczyć tego w Stanach, kiedy trafiłem już do NBA. Miałem zajęcia ze szkoleniowcami, którzy wcześniej grali na mojej pozycji. To coś ciekawego, gdy ktoś dzieli się doświadczeniem. Nie tylko książkową wiedzą, ale praktyką zbieraną latami. Często można dowiedzieć się od nich rzeczy, których nie masz szans usłyszeć od kogokolwiek innego. Oni stosowali dane manewry na boisku. Wiedzą, które z nich są skuteczne i z jakich należy korzystać.
– Z pana słów można wywnioskować, że Trybański, Lampe i Gortat powinni szkolić polską młodzież i pomagać na przykład przy młodzieżowych kadrach?
– Podam prosty przykład. Tak robi NBA. Oni współpracują z byłymi zawodnikami, którzy są autorytetami i dzielą się wiedzą. Kiedy byłem na wykładach motywacyjnych i usłyszałem słowa od byłego gracza NBA, to zupełnie inaczej na wszystko patrzyłem. Jego słowa dawały do myślenia. Mogliśmy usłyszeć o problemach, gorszych chwilach i sytuacjach z życia wziętych. Jak walczyć o miejsce w zespole, co robić, gdy się nie układa. Nie ma lepszej motywacji niż słowa koszykarza, którego wcześniej znałeś z telewizji.
– Dopytam raz jeszcze. Doświadczenie i wiedza waszej trójki mogłyby być lepiej wykorzystywane, na przykład przez PZKosz w młodzieżowych kadrach?
– Myślę, że nie tylko nasze doświadczenie, w Polsce jest wielu świetnych koszykarzy, którzy z chęcią podzieliliby się swoją wiedzą. Taka inicjatywa powinna wyjść ze strony związku i obie strony powinny chcieć tej współpracy. Prowadzę swoją akademię i trenuję z młodymi adeptami basketu. Dzielę się swoją wiedzą, organizuję obozy sportowe. Staram się przekazywać innym to, co udało mi się zebrać przez wszystkie lata przygody z koszykówką.
– Selekcjoner Igor Milicić i wszyscy kibice mocno liczą, że Sochan będzie dostępny dla kadry na EuroBasket. Pana zdaniem przy wyborze do NBA, nowy klub pozwoli mu przyjechać na turniej?
– Powiem szczerze, że może być z tym ciężko. Po podpisaniu kontraktu klub będzie chciał jak najszybciej zacząć pracę nad jego słabymi stronami. Nie wiem, jaki dokładnie pomysł będzie miał jego nowy pracodawca. Zapewne Jeremy’ego czeka trudny okres wakacyjny i wiele pracy. W moim przypadku było tak, że podpisałem umowę i zostałem wysłany na obóz na Hawaje. Tam najlepsi trenerzy pracowali z centrami i zawodnikami podkoszowymi. Uczyłem się pracy pod koszem i współpracy z rozgrywającymi. Myślę, że jego przypadku będzie podobnie Nie zdziwię się, jak po prostu zabraknie czasu na grę w kadrze.
– W jakim konkretnie klubie widziałby pan Sochana?
– Widziałbym go w Charlotte Horners, którzy bardzo potrzebują obrońcy. To byłoby ciekawe miejsce dla niego. Mógłby z marszu wejść do zespołu i od razu otrzymywać minuty.
Były kapitan kadry: nie chcę na razie wracać do Polski