Robert Karaś, najlepszy polski triathlonista, znów bierze udział w 10-krotnym Ironmanie. To kolejne podejście do tego dystansu po kłopotach, które ostatnim razem kosztowały go zdrowie i zakończyły się głośną porażką. Historia jego życia pełna jest wzlotów i upadków. Teraz Karaś znowu wstaje.
Po niepowodzeniu, które w sierpniu 2022 roku kosztowało Roberta Karasia prowadzenie i być może sukces w "Swiss Ultra", najsłynniejszy polski triathlonista powrócił na dystans 10-krotnego Ironmana. Przypomnijmy, że ostatnim razem musiał wycofać się z morderczej rywalizacji wskutek otwarcia się rany pooperacyjnej, z której zaczęła w niebezpiecznym tempie sączyć się ropa. Zespół medyczny uznał, że w takim stanie zawodnik nie może brać udziału w rywalizacji.
Teraz jednak po tamtych problemach nie ma śladu. Karaś zaczął kolejną przygodę, która ma mu przynieść rekord świata. W gronie dziewięciu zawodników zgłoszonych do zawodów "Brasil Ultra Tri 2023" jest jeszcze dwóch innych biało-czerwonych. Poza Robertem to także Jurand Czabański i Rafał Godzwon.
Ich wyniki na żywo można śledzić TUTAJ.
Robert Karaś – ten, którego wyrzucono z SMS-u, bo… nie chciało mu się pływać
Choć Karaś teraz biega, pływa i jeździ na rowerze, to żaden z tych sportów nie był jego pierwszym wyborem. Na samym początku padło bowiem na piłkę ręczną, która była pasją zawodnika. Niestety, rozwój w tej mierze uniemożliwiły kontuzje przez co trafił na basen. Do pływania zainspirował go brat Sebastian, który później… przepłynął Bałtyk wpław. Robert Karaś nie zapałał miłością do pływania. Szkoły Mistrzostwa Sportowego też nie wspominał najlepiej. Opuszczał treningi, nie chciało mu się pływać, wyrzucono go z placówki i maturę zdał zaocznie.
– Dopiero, gdy trafiłem do triathlonu, zacząłem poważnie traktować sport – przyznał w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Jak Robert Karaś przestał być strażakiem i… dotknął hazardu
Robert Karaś nie poszedł w edukację. Wybrał bardzo praktyczny i potrzebny społecznie zawód. Został strażakiem zawodowym w PSP w Nowym Dworze Gdańskim. Paradoksalnie, to ten zawód pchnął go bliżej triathlonu. W 2015 roku w Niemczech został bowiem… mistrzem świata strażaków w triathlonie. Dystans 3,8 km pływania, 180 km jazdy rowerem i 42 km biegu Polak pokonał w 8 godzin, 50 minut, 20 sekund.
Zaczęło się robić o nim głośno. W 2017 roku ukończył podwójnego Ironmana, rok później pobił rekord świata i został mistrzem w potrójnym odłamie dyscypliny. Pojawili się sponsorzy i nowe możliwości zarobkowe, co też utwierdziło go w przekonaniu, że postawienie na sport w stu procentach jest najmądrzejszą decyzją.
– Od tego czasu zacząłem zarabiać naprawdę duże pieniądze, a do tamtego momentu jedynie dokładałem do tego sportu. Pamiętam, był taki przeskok na 600 tysięcy w skali roku. Tyle zarobiłem na triathlonie dzięki kontraktom i zawodom. I cały czas to rośnie. Stąd ostateczna decyzja o ultra. Zależało mi, aby zostać w triathlonie i móc z niego się utrzymać – powiedział Karaś w wywiadzie dla triathlonlife.pl.
Szybkie pieniądze, to duże pokusy. Dla sportowca największą okazał się hazard. Przyznał, że stracił w jedną noc… sto tysięcy złotych. – Wszystkie swoje kontrakty postawiłem. Stwierdziłem, że będę miał dwieście. No i nie udało się, ale wiedziałem, że sobie poradzę, bo zaraz będę miał kolejne wpływy. Później tego błędu nigdy nie popełniłem. Nigdy więcej nie pójdę do kasyna – powiedział Karaś w wywiadzie z Żurnalistą.
Zwykły chłopak, kochający normalność – pizzę, imprezy i… aktorkę Agnieszkę Włodarczyk
Kiedy spędza się tyle czasu uprawiając sport, pojawiają się pytania, czy on się nie nudzi. Kryzys podczas triathlonu to nie nowość.
– Pierwszy, żywieniowy na rowerze. Zazwyczaj w takich długich wyścigach jeden rodzaj jedzenia się nudzi i na samą myśl o nim robi się niedobrze. Ale to zdarzało mi się wcześniej i wiedziałem, że jak zmienię pokarm, to kryzys szybko minie – wspominał po zawodach. Całe szczęście znalazł na to sposób.
– Po 400. kilometrze zatrzymałem się, bo było po 21 i musiałem założyć lampki. Jak się zatrzymałem, adrenalina trochę zeszła i poczułem, że jestem bardziej głodny, a nie mam już ochoty na te papki. Powiedziałem: ”Zamówcie mi pizzę". Co pętlę, trzy razy, trener podawał mi kubeczek ze "zwiniętym" kawałkiem pizzy i jadłem na rowerze, w aerodynamicznej pozycji, wsuwając go pod szybkę kasku. Potrzebowałem, żeby coś pogryźć. Popiłem rozcieńczonym z wodą Red Bullem i colą, i było super. Głowa od razu się lepiej poczuła – powiedział w TVPSPORT.PL po zostaniu mistrzem świata i rekordzistą świata w triathlonie na dystansie potrójnego Ironmana.
Przyznał też, że mimo treningów sześć razy w tygodniu nie stroni od imprez, bo w życiu trzeba mieć balans. Mówił to jednak trzy lata temu, a od tego czasu wiele się zmieniło. A to za sprawą aktorki Agnieszki Włodarczyk, z którą ma syna Milana.
– Poznaliśmy się osobiście w kwietniu 2020 roku. Choć już dwa lata wcześniej znaliśmy się przez social media. Czasem Aga życzyła mi powodzenia na zawodach. Wzajemnie wiedzieliśmy, kim jesteśmy. W grudniu 2019 wyjechałem z Elbląga i zamieszkałem w Warszawie. Rozstałem się z żoną. Szukałem własnego miejsca. Byłem za granicą i w Polsce. Nie potrafiłem znaleźć właściwego miejsca. Miałem trudny czas. Zupełnie przypadkowo zgadałem się z Agnieszką na Instagramie. Spotkaliśmy się na jakimś winie i zaczęliśmy codziennie rozmawiać, spotykać się. Po pewnym czasie byliśmy razem. Wierzę, że ta miłość będzie trwać wiecznie – powiedział Karaś w programie "Jazda z Wujaszkiem".
Dotychczasowe osiągnięcia Roberta Karasia:
2017: mistrz świata na dystansie podwójnego Ironmana w 2017 roku
2018: mistrz świata na dystansie potrójnego Ironmana w 2018 roku
2019: mistrz świata na dystansie podwójnego Ironmana w 2017 roku
2021: mistrz świata na dystansie pięciokrotnego Ironmana w 2019 roku
rekordzista świata na dystansie podwójnego Ironmana (18:44.38)
rekordzista świata na dystansie potrójnego Ironmana (30:48.57)
były rekordzista świata na dystansie pięciokrotnego Ironmana (67:59.01).
Robert Karaś chce rozwijać karierę również w MMA. W maju 2022 roku doznał jednak urazu kręgosłupa, który uniemożliwił mu udział w pierwszej walce.