Eliud Kipchoge pobił kolejną granicę. Kenijski maratończyk przebiegł dystans zawodów w Berlinie w czasie 2:01:09, bijąc poprzedni rekord o trzydzieści sekund. – Wydaje mi się, że z grupą nadającą tempo do 35 kilometra byłby w stanie zakręcić się w okolicach dwóch godzin. Jest fenomenalny – mówił Henryk Szost, olimpijczyk i były maratończyk, w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Jak w słowach można podsumować wyczyn Kipchoge?
Henryk Szost: Kipchoge jest kosmitą! To najlepsze wyrażenie, którym można podsumować ostatni występ. Eliud po 26 kilometrze biegł w pojedynkę. Nikt nie dyktował mu tempa. To coś niebywałego. W poprzednich startach były osoby nadające rytm. Tym razem były zupełnie na odwrót. Nikt nie był w stanie utrzymać jego poziomu. Na twarzy Eliuda nie było widać grymasu bólu i zmęczenia. Był niesamowicie przygotowany. Poprawił rekord o 30 sekund. Dla tych, którzy interesują się bieganiem taki wynik jest nie do doścignięcia. Wydaje mi się, że z grupą nadającą tempo do 35 kilometra byłby w stanie zakręcić się w okolicach dwóch godzin. Jest fenomenalny.
– Kariera na krótszych dystansach mu pomogła?
– Jego kariera to piękny cykl. Od 800 metrów do maratonu. Wszędzie był mocny, a rywale wiedzieli z kim mają do czynienia. Jest najlepszym uniwersalnym biegaczem w historii. Nie byłoby jednak rekordów bez niemal idealnych warunków atmosferycznych. Zgrała się temperatura, wiatr, wilgotność. Wykorzystał to, choć mógł powalczyć o jeszcze lepszy rezultat.
– Z czym walczył na trasie?
– Po jego wypowiedziach widać, że jest niezwykle ustabilizowany psychicznie. Dominuje u niego spokój. Każda wypowiedź jest przemyślana. Widać, że potrafi się maksymalnie skoncentrować i wyciszyć. Jego wyraz twarzy nie zdradza nic. To kolejna zagadka dla obserwujących. Wyłącza się w stu procentach. Utrzymuje konkretne tempo. Pomija wydarzenia, które dzieją się wokół niego. Ma swój świat. Nie wychodzi z niego.
– Na co dzień działa jak robot?
– Działa w schematach. To maszyna do biegania. Koncentruje się tylko i wyłącznie na wykonaniu zadania. Nie zmienia linii biegu. Nie porusza się w prawo i w lewo. Nie ogląda się. Ma klapki na oczach. Raz jeszcze można powiedzieć, że jest kosmitą. Nie człowiekiem. Młodzież na niego patrzy, jak na wzór do naśladowania. Unika skandali. Jest sumienny. Pokazuje na czym polega cierpliwość. Każdy biegacz chce być jak Eliud. Trenuje w niestandardowy sposób.
– O co dokładnie chodzi?
– Stawia na jakość. Nie ilość. Ma bardzo dużo sprawności i ćwiczeń, który dopieszczają technikę. Ma ją najlepszą na świecie. Przejście i wahadło są na najlepszym możliwym poziomie.
– Buty pomagają?
– Zdecydowanie. Gdyby nie przeskok technologiczny i obuwie z karbonem nie byłoby takich rezultatów. Mówmy o tym głośno. Pierwsze takie buty były przygotowywane specjalnie pod jego stopę. Każdy szczegół jest dopieszczony.
– Kipchoge ma już 37 lat. Ile może jeszcze biegać?
– Trudno powiedzieć jakie ma podejście. Nadal bije rekordy. Jest niestandardowy. Kenijczycy najczęściej rezygnują, gdy mają 35 lat. Wiadomo, jakie tam jest zamieszanie z podawaniem wieku. Wierzę, że on ma tyle, ile podaje. Jest na topie od kilkunastu lat. Oby to trwało jak najdłużej. Póki co, reszta jest dla niego tłem. Walczy sam ze sobą i czasem. Musi być potężnie mocny psychicznie.
– W Polsce coraz więcej mówi się o maratonie dzięki medalom z mistrzostw Europy. Widzi pan światełko w tunelu?
– Sukces Aleksandry Lisowskiej może napędzić młodzież. Wszyscy maratończycy z Polski są żołnierzami. Być może PZLA dorzuci dodatkowe środki, by zawodnicy pojawiali się na obozach klimatycznych. Trzeba mówić głośno, że gdyby nie wojsko – polski maraton by nie istniał. Jest bezpieczeństwo finansowe i dobre szkolenie. Inaczej umarliby z głodu. Liczę, że w kolejnych latach obejrzymy kolejnych biało-czerwonych na podium.