Choć Harry Maguire stał się ostatnio pośmiewiskiem Internetu, to Gareth Southgate wciąż powołuje go do reprezentacji Anglii. Nie zważa na memy i kompilacje z błędami obrońcy Manchesteru United, stale wystawiając go w podstawowym składzie. Taką decyzją naraża się na krytykę ze strony kibiców, ale pozostaje na nią głuchy. Wie bowiem, na co stać jego kluczowego piłkarza...
Z Maguirem w składzie dotarł przecież do półfinału mistrzostw świata, a trzy lata później zameldował się w finale Euro 2020. Bez niego z obu turniejów odpadłby znacznie wcześniej. I jest tego w pełni świadomy...
Zarówno w mundialu, jak i w zeszłorocznych mistrzostwach Europy, Maguire odgrywał kluczową rolę w drużynie narodowej. Choć był obrońcą, to nie ograniczał się do bronienia. Wręcz przeciwnie. Z piłką przy nodze stanowił jeszcze większą wartość niż bez niej.
To on podawał najczęściej w zespole. Brał na siebie odpowiedzialność za rozegranie od bramki i wdawał się w liczne kombinacje. Zwykle po lewej stronie, która – dzięki jego obecności – stała się z czasem najgroźniejszą bronią ekipy Southgate'a.
Maguire schodził do boku, po czym dynamicznie włączał się do ataków. Niczym wytrawny środkowy pomocnik wymieniał piłkę z obiegającym go lewym obrońcą i wąsko ustawionym skrzydłowym. Po kilku podaniach w trójkącie szarżował na pole karne lub szukał możliwości do zagrania piłek przeszywających.
W teorii był obrońcą, a w praktyce głównym rozgrywającym zespołu. Od rozpoczęcia mundialu w Rosji tylko Harry Kane i Raheem Sterling uczestniczyli w większej liczbie akcji bramkowych. Poza nimi jedynie Mason Mount oddał więcej strzałów od niego...
Maguire zagrożenie pod bramką rywala stwarzał bowiem nie tylko po akcjach lewą flanką, ale i po stałych fragmentach gry. Z racji znakomitych warunków fizycznych był głównym adresatem dośrodkowań. Zarówno reprezentacyjnych, jak i klubowych partnerów...
W barwach Manchesteru United grał niemal tak, jak w kadrze. Był głównym odbiorcą "wrzutek" ze stojącej piłki, a przy tym jednym z najważniejszych graczy zespołu. Tak, jak w narodowych barwach, nierzadko to on brał na siebie rozegranie.
W drużynie narodowej wyręczał z tego obowiązku Declana Rice'a czy Kalvina Phillipsa, a w klubie Freda lub Scotta McTominaya. Brał piłkę i "jechał" na połowę rywala. Nie bał się dryblingów, dzięki czemu zdobywał cenne metry dla zespołu.
Poza progresją szukał też podań w ostatnią tercję boiska, długich zagrań za linię obrony i krzyżowych piłek na skrzydła. Choć w tych aspektach radził sobie gorzej od "nowoczesnych" obrońców pokroju Rubena Diasa czy Aymerica Laporte'a, to przewyższał choćby Virgila van Dijka...
Nic więc dziwnego, że rodak obrońcy Liverpoolu, a zarazem nowy szkoleniowiec United – Erik ten Hag – chciał wykorzystać te atuty Maguire'a. W dwóch pierwszych meczach sezonu nakłonił go do jeszcze krótszego rozgrywania akcji. Nie wyszło to jednak tak, jakby sobie wyobrażał.
Jako że plan – nie tylko przez Maguire'a – spalił na panewce, to trener zdecydował się na zmianę strategii. Zamiast krótkich podań kazał piłkarzom grać bardziej bezpośrednio. Obrońcy przestali być rozliczani z rozegrania, a zaczęli z pracy w defensywie. A skoro tak, to dla dotychczasowego kapitana United zabrakło miejsca w składzie...
DEFENSYWNY MEM
Nie mogąc wykorzystać swoich największych zalet, Maguire stał się niepotrzebny. Bez odważnych szarż i przeszywających podań okazał się mniej przydatny od Raphaela Varane'a czy Lisandro Martineza. Bo choć lepiej od nich rozgrywał, to gorzej bronił.
Jego konkurenci częściej odbierali piłkę i nie zostawiali rywalom tyle miejsca. Dlatego też Ten Hag postawił właśnie na nich i nie pożałował swojej decyzji. United wygrało cztery ostatnie mecze, pokonując w tym czasie Liverpool czy Arsenal. Z Maguirem mogłoby wyglądać to inaczej...
Kompilacje z jego błędami w defensywie od miesięcy obiegały przecież sieć. Każda jego pomyłka rozchodziła się po mediach społecznościowych z prędkością światła. Gdy tylko coś nie wychodziło mu na boisku, wiedział o tym każdy użytkownik Twittera.
Niezrozumiałe zachowania Maguire'a nierzadko spowodowane były jednak czymś więcej niż tylko jego słabością. Manchester United przez długi okres nie korzystał z klasycznego defensywnego pomocnika. Fred, Paul Pogba czy McTominay ochoczo włączali się do ataków, zupełnie zapominając o obronie. Zostawiali za plecami wolną przestrzeń, z której korzystali rywale.
Maguire, będący liderem formacji, łatał te dziury. Wyskakiwał przed linię obrony i próbował zgarnąć futbolówkę. Zazwyczaj mu się to udawało. W minionym sezonie przechwycił najwięcej piłek w zespole, wygrał największą liczbę pojedynków defensywnych i najlepiej radził sobie w powietrzu. Nikt o tym jednak nie mówił...
O Maguierze głośno robiło się dopiero wtedy, gdy popełniał błąd. Jego pomyłki były bowiem nie tylko kosztowne, ale i karykaturalne. Brak wsparcia ze strony defensywnych pomocników sprawiał, że rywale wchodzili w obronę United jak w masło...
Choć Maguire robił, co mógł, to jego akcje ratunkowe nie miały prawa się udać. To, co w ataku było jego zaletą, w defensywie okazywało się wadą. Gdy atakował bramkę rywala z piłką przy nodze, przypominał czołg. W obronie niestety również...
W starciu z szybkimi skrzydłowymi wypadał jak Nysa w wyścigu z Lamborghini. Nic więc dziwnego, że dawał się łatwo przedryblować. Wygrywał zaledwie 51 procent takich starć, gdy Van Dijk aż 77...
Poza tym, przez ciągłą asekurację partnerów, sam gubił krycie i popełniał błędy w ustawieniu. Także przy stałych fragmentach gry. W zeszłym sezonie to on najczęściej mylił się pod własną bramką. Po jego pomyłkach rywale United strzelili aż dwanaście goli. Taka statystyka nie przystawała najdroższemu obrońcy świata...
To właśnie ta łatka sprawiła, że Maguire stał się obiektem kpin. Wydane na niego blisko dziewięćdziesiąt milionów euro stało się jego klątwą. Jego antagoniści nierzadko przywoływali tę sumę, zastanawiając się, jak można było zapłacić tyle pieniędzy za takiego gracza...
I mieli sporo racji. Maguire'owi daleko do wybitności. Nie jest tak dobry w rozegraniu, jak Dias czy Laporte, a w obronie radzi sobie gorzej od Van Dijka. Trudno nazwać go jednak nieudacznikiem. Mimo spadającej na niego krytyki wciąż jest klasowym środkowym obrońcą. Czasem po prostu – przez wzgląd na pieniądze – wymaga się od niego zbyt wiele. Wie o tym Southgate, który mimo pomyłek nie zamierza rezygnować ze swojego kluczowego piłkarza. Zna bowiem jego boiskową, a nie wirtualną wartość.