{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoki. Nowe światło na konflikt zawodniczek w kadrze. "Kinga nie uciekała"
Michał Chmielewski /Nie powinniśmy zastanawiać się, z kim trenują polskie skoczkinie, tylko dlaczego tak się stało, że robią to oddzielnie – mówi TVPSPORT.PL Sławomir Hankus, były trener żeńskiej kadry narodowej, a obecnie klubowy szkoleniowiec Kingi Rajdy, z którą w konflikcie znajduje się mistrzyni kraju Nicole Konderla. Hankus odsłania nowe światło na sprawę rozpadu grupy. Mówi, że Łukasz Kruczek i Szczepan Kupczak sami przyszli do niego w październiku z prośbą o pomoc dla Kingi. Dawniej sam Kupczak bywał u niego jako zawodnik.
Ile trwają w Polsce żeńskie skoki narciarskie na poziomie Pucharu Świata, tyle trwają wewnętrzne przepychanki w tym środowisku. Jednak te na dobre nasiliły się, odkąd w 2019 roku z roli szefa kadry narodowej odsunięto Marcina Bachledę. Kolejne zawodniczki rezygnują ze sportu, środowisko trawią nieporozumienia i pretensje, a wyniki na miarę elity jakoś nie przychodzą. Z grupą od dawna ma problem PZN. Ostatnio tym większy, że dwie najlepsze skoczkinie – Kinga Rajda i Nicole Konderla – nie pałają do siebie sympatią. Podczas PŚ w Titisee-Neustadt sprawa ujrzała światło dzienne. Tam Konderla dotarła oddzielnym samochodem, wcześniej też – jak podał sport.pl – odmówiła rozmowy pojednawczej z dyrektorem sportowym związku. Sama przekonuje jednak, że wątek oprotestowania pomysłu spania w jednym pokoju jest nieprawdziwy. Co ważne, mimo że Szczepan Kupczak jest obecnie głównym dowodzącym kadrą, Nicole na co dzień pracuje z Łukaszem Kruczkiem, czyli jego poprzednikiem.
Brzmi jak opis telenoweli, prawda?
Kinga Rajda nie uciekła z kadry narodowej. "Poprosili o pomoc"
Rajda podczas inauguracji sezonu PŚ potwierdziła, że też ma innego trenera. Jesienią pod opiekę wziął ją Sławomir Hankus – człowiek, który dekadę temu jako pierwszy zaczął budować żeńską kadrę. Teraz sam zdecydował się zabrać głos w sprawie.
– Przeczytałem w mediach o sprawie i mam wrażenie, że wyszło na to, że jestem jej jakoś współwinny i współubrany w ten chaos, bo przejąłem zawodniczkę. A tak nie jest, podobnie jak Kinga nie powinna być uznawana kozłem ofiarnym. Niedomówienia generują plotki, a to nikomu tu nie jest potrzebne – napisał nam szkoleniowiec, który od 12 lat pracuje z juniorami w SMS w Szczyrku.
Hankus zaznacza, że chciałby pozostać z boku zamieszania w kadrze. Jednak poczuł się wywołany do tablicy, dlatego dementuje okoliczności jesiennej decyzji Kingi.
– Kto powiedział, że ona uciekła od grupy Kupczaka? Pierwszy raz o tym słyszę, a jestem główną osobą zainteresowaną w całym temacie. Bezpośrednio przed MP w październiku, a zaraz po niewystawieniu miksta na LGP w Klingenthal, Łukasz Kruczek ze Szczepanem Kupczakiem przyszli do mnie z prośbą o pomoc dla Kingi. Sprawę oparliśmy o wspólne rozmowy i pomysły. Skończyło się na tym, że na prośbę – prośbę! – Szczepana i Łukasza zgodziłem się pomóc w wyprowadzeniu Kingi z dołka na skoczni i mentalnego wypalenia – mówi. To w istocie inna wersja wydarzeń niż ta, którą dało się wcześniej usłyszeć w środowisku.
Hankus wtedy miał poinformować o decyzji prezesa PZN i dyrektora szkoły. Zgodzili się i taki stan rzeczy obowiązuje do dziś.
– Do dziś nikt nie informował mnie osobiście, aby ta współpraca komuś przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, sygnał był bardzo pozytywny. Takie sytuacje z pomocą trenerską mają miejsce wszędzie i niejeden kadrowicz wraca na trening niżej, do klubu czy trenera szkolnego itp., żeby się odbudować, podnieść morale i wrócić do zawodów. Kiedyś tak samo przychodzili do mnie Krzysiek Biegun, Kuba Wolny, a i sam Szczepan przed igrzyskami trenował indywidualnie na skoczni z moją pomocą. Dlatego tym bardziej nie rozumiem zarzucania Kindze, że to zły krok i że uciekała z kadry – zaznacza Hankus.
Mały konflikt, duże szkody. "Brak zaufania"
Trener nie kryje, że relacje zawodniczek nie są najlepsze i jeśli mogą, wolą nie trenować w jednej grupie. Ale zamiast zastanawiania się, kto z kim trenuje, jego zdaniem warto wreszcie ustalić, dlaczego tak się stało.
– To co się stało? – dopytujemy.
– Ja tego nie wiem. Ja od dawna nie byłem wewnątrz tej grupy, a jeśli miałbym coś powiedzieć, to byłbym nieuczciwy, bo znam wyłącznie wersję Kingi– rozkłada ręce.
Hankus ma świadomość, że ostatnie lata nie są najlepszym czasem marketingowym dla żeńskich skoków w Polsce. Martwi się przede wszystkim o to, czy z rozwijającej się grupy wkrótce w wyniku środowiskowych sporów nie zostanie tylko jedna zawodniczka na międzynarodowym poziomie. Poziomie, który chociaż rośnie i potwierdzają to wyniki, na tę chwilę – uczciwie oceniając – nadal nie jest światowym topem.
– Praca w sporcie to ponad wszystko zaufanie wewnątrz grupy. Dziś, na moje oko, tego zaufania nie ma. Szkoda – zakończył.