Po śmierci Pelego pojawiło się wiele hagiografii. Brazylijczykowi przypisuje się teraz liczne zasługi, jednak często powtarzające się twierdzenie, że zatrzymał wojnę domową w Nigerii zostało poddane weryfikacji już jakiś czas temu. To mit.
Historia jest powszechnie znana, a została podchwycona nawet przez cieszące się światową renomą media. "Time" opisał tę sprawę w 2005. Wracamy do wydarzeń, które zostały aż tak podkoloryzowane.
Kapuściński niejednokrotnie dawał wyraz fascynacji futbolem. Był jedynym dziennikarzem prasowym z Polski na mundialu w Meksyku 1970, tym ostatnim Pelego. Futbol pojawiał się często w twórczości autora. To on spopularyzował przecież pojęcie "wojna futbolowa", które odnosiło się do wojny w Ameryce Środkowej: Salwadoru i Hondurasu.
Historia opisana przez Kapuścińskiego jest porywająca i odkrywa tragizm wojny jako czegoś złego z zasady. Jednak również i prawdziwość tych zdarzeń zakwestionowano.
Śmierć z powodu porażki reprezentacji
Zacznijmy od tego, że Kapuściński opisał los Amelii Bolanos , która była obywatelką Salwadoru i nie mogąc pogodzić się z porażką reprezentacji kraju w eliminacjach do mistrzostw świata, wyjęła z szuflady biurka ojca pistolet, a następnie strzeliła sobie prosto w serce. Futbol doprowadził ją bowiem do obłędu.
Kobieta, która popełniła samobójstwo z tak absurdalnego powodu jak przegrany mecz piłki nożnej, stała się męczenniczką. Jak relacjonowano to wówczas w mediach, jej pogrzeb był z najwyższymi honorami, a na czele konduktu maszerowała kompania honorowa, wojsko ze sztandarem. Trumnę okryto flagą narodową, a w ostatniej drodze towarzyszyli jej prezydent i ministrowie. Nie mogło też zabraknąć piłkarzy reprezentacji Salwadoru.
Samobójstwo jako fikcja literacka?
Wiele wskazuje jednak na to, iż dziennik "La Nacional", który był źródłem Ryszarda Kapuścińskiego, nigdy nie wychodził w Salwadorze. Solidny research zrobili Maria Hawranek i Szymon Opryszek z portalu Intoamericas.com, którzy sprawdzali u źródła prawdziwość rewelacji. I delikatnie mówiąc, z dystansem należy podchodzić także do słów o honorowym pogrzebie, a nawet czynie Amelii Bolanos.
Jest hipoteza, że osławiona Amelia Bolanos mogła być częścią literackiej fikcji pozwalającej na sugestywne opisanie tragedii, jaką wielu Salwadorczyków przeżywało po porażce drużyny. Tragedii tak wielkiej, że mogła stać się początkiem wojny. To może być jednak nadinterpretacja, bo ten burzliwy mecz został rozegrany 15 czerwca 1969, a wojna wybuchła niemal dokładnie miesiąc później, 14 lipca. Nawet najgorętsze emocje powinny do tego czasu zniknąć.
Wojna stu godzin
Niektórzy badacze używają dziś ukutej na tę okoliczność frazy "wojna stu godzin" , bo jedno jest pewne: walki na granicy hondurasko-salwardorskiej miały miejsce od 14 do 18.07 w 1969, a udało się je zakończyć dzięki Organizacji Państw Ameryki, która uspokoiła nastroje. To jednak podważa wersję o meczu jako przyczynie konfliktu.
Wypowiedzi piłkarzy mogą nas też utwierdzić w przekonaniu, że futbol wcale nie odegrał w tej sprawie najważniejszej roli. Salvador Mariona , który grał wtedy w kadrze Salwadoru wyznał, że nie było mowy o animozjach między rywalizującymi drużynami.
Ba, Mariona stwierdził nawet, że gdy mecz się zakończył, to piłkarze zachowywali się jak... przyjaciele. Obarcza winą za późniejsze rozpoczęcie i nasilenie się walk polityków, którzy podgrzewali negatywne emocje.
Chociaż nawet jeśli w tej wojnie futbol nie był siłą sprawczą, to jednak nikt nie kwestionuje, że kibice obu drużyn starali się deprymować rywali i nie pozwalali im zasnąć. Robili hałas na zewnątrz budynków, w których spali zawodnicy.
Problematyczne osadnictwo
Przyjrzyjmy się też kontekstowi społecznemu w relacjach Hondurasu z Salwadorem, który pozwoli zrozumieć motywy działań stron konfliktu, a piłkę odłóżmy na bok. Otóż osadnictwo salwadorskich rolników na przygranicznych terenach Hondurasu to był pierwszy punkt zapalny. Ci ludzie ledwo wiązali koniec z końcem i byli zmuszeni do takiej decyzji. Musieli znaleźć właśnie tam osadę.
Aby zdać sobie sprawę z ówczesnych realiów, dodajmy, że Honduras, kraj o powierzchni ponad 110 tys. km kw. zamieszkiwało 2,3 mln osób, a jednym z najmniejszych krajów regionu był mający tylko 21 tys. km. kw. Salwador, ale mieszkało tam... ponad 3 mln ludzi.
W dodatku znaczna część ziem była kontrolowana przez oligarchów. Dlatego, chcąc nie chcąc, 300 tys. Salwadorczyków przekroczyło granicę, ruszając przez dżunglę, by znaleźć lepsze jutro.
Ksenofobia i spór o ziemię
W Hondurasie tymczasem nasilała się ksenofobiczna retoryka, oskarżano przybyszy o kradzież ziemi i zabieranie pracy autochtonom. Powstała nawet specjalna organizacja "Krajowa Federacja Rolników i Hodowców", dążąca do odbierania ziemi imigrantom.
To właśnie kwestia własności była przyczyną wojny, bo w Hondurasie imigrantów poddawano torturom. Nie oszczędzano kobiet i dzieci, dochodziło do morderstw. Podsycano narodowe resentymenty.
Na domiar złego uciekający z Hondurasu Salwadorczycy nie byli mile widziani w swoim kraju. Przeludnienie było tam bowiem poważnym problemem, a ludzie żyli w biedzie. Populizm brał więc górę nad zdrowym rozsądkiem po obu stronach, a osią sporu okazała się granica między państwami, nie tylko niewystarczająco strzeżona, ale też nieprecyzyjnie wytyczona.
Wojna pochłonęła blisko tysiąc Salwadorczyków (700-900), a jeszcze więcej zginęło obywateli Hondurasu, bo szacuje się, że między dwoma a trzema tysiącami. I nie chodziło wcale o futbol...
O piłce nożnej wypowiadali się intelektualiści. Niektórzy dostrzegli jej siłę tworzenia wspólnoty. Inni, będący pesymistami, uważają z kolei, że wyzwala szowinizm.
A George Orwell twierdził nawet, że futbol nie ma nic wspólnego z fair play. "Piłka nożna to nienawiść‚ to wojna minus wystrzały". To tak a propos historii przywołanych powyżej.