Są takie pojedynki, które zapisały się złotymi zgłoskami w annałach nie tylko polskiego, ale i światowego boksu. Jednym z nich z pewnością jest starcie Krzysztofa Głowackiego z Marco Huckiem z 2015 roku, po którym Polak sięgnął po tytuł mistrza świata WBO wagi junior ciężkiej. W sobotę "Główkę" czeka walka z Richardem Riakporhe'em w Manchesterze, ale my wspólnie z pięściarzem postanowiliśmy powspominać stare, dobre czasy. Transmisja walki Głowacki – Riakporhe w TVP Sport!
W sobotę w Manchesterze Głowacki powalczy z kreowanym na nową gwiazdę wagi junior ciężkiej Riakporhe'em i w opinii wielu osób Brytyjczyk jest zdecydowanym faworytem. "Główka" tym się jednak nie przejmuje, zapewnia, że w trakcie przygotowań zrobił wszystko, co w jego mocy, by być w jak najlepszej formie w sobotę. Dzień przed wylotem na Wyspy Brytyjskie ostatni polski mistrz świata zaprosił nas do swojego domu pod Warszawą, ale nie po to, by udzielić kolejnego wywiadu na temat zbliżającego się pojedynku. By nieco odciągnąć jego myśli od czekającego go wyzwania, a przy okazji może i nieco go zmotywować, zaproponowaliśmy wspólne oglądanie walki z Marco Huckiem z 2015 roku. Jednej z najlepszych walk w historii polskiego boksu zawodowego.
– Bardzo się ucieszyłem z tej propozycji, bo ile można gadać o walce z Riakporhe'em. Wiadomo, że teraz wszyscy mnie o niego pytają, ale to wszystko okaże się w sobotę, ring wszystko zweryfikuje. A walkę z Huckiem chętnie powspominam, nie tylko z tego powodu, że ją wygrałem. Po prostu... nigdy wcześniej nie widziałem jej w całości, tylko jakieś urywki. W końcu jest okazja – powiedział nam "Główka", gdy odwiedziliśmy go we wtorek.
Knujemy #RingTVP pic.twitter.com/lKpkPIhI9y
— Mateusz Fudala (@m_fudala) January 17, 2023
W 2015 roku dopiął swego. Huck był mistrzem świata WBO wagi junior ciężkiej, a Głowacki dzięki wygranej z Nurim Seferim na punkty w Toruniu wywalczył przepustkę do walki o tytuł.
– Już na ważeniu czułem, że będzie mój. Patrzyłem mu głęboko w oczy i przypominałem sobie wydarzenia sprzed kilkunastu lat. Złość we mnie narastała, byłem nieprawdopodobnie zmotywowany – opowiada "Główka", który przystąpił do pojedynku z kilkoma kontuzjami. Doskwierał mu m.in. uraz nadgarstka i łokcia w lewej, mocniejszej ręce, ale kompletnie się tym nie przejmował: – To jest taka adrenalina, że tego bólu się nie czuje. Chciałem jak najszybciej wyjść z tym gościem do ringu.
Polak dobrze rozpoczął walkę. Często atakował ciosami na dół, a faworyzowany Huck sprawiał wrażenie mocno zaskoczonego:
Po dwóch, nieco mniej intensywnych rundach, Głowacki w końcu odzyskał wigor i pełen pasji ruszył na Niemca. Po dziewiątej rundzie Huck rzucił się na Polaka i wyprowadził kilka nieprzepisowych ciosów po gongu. "Główka" rzucił mu chłodne spojrzenie i jak wspomina po latach, to był przełomowy moment tej walki:
– Znowu uderzył mnie głową, czym bardzo mnie zdenerwował. Po dziewiątej rundzie czułem, że już go mam i nie chodzi nawet o to zwarcie po gongu, tylko po prostu "odzyskałem" nogi, wróciła też pewność siebie. Huck był już wypompowany. Ja też byłem bardzo zmęczony, ale cały czas przypominałem sobie tę sytuację z Bad Essen. Ta złość dodatkowo mnie napędzała – tłumaczy pięściarz z Wałcza.
Finisz nadszedł w jedenastym starciu. Głowacki najpierw posłał rywala na deski mocnym prawym prostym, którym trafił idealnie w czoło, a gdy Huck się podniósł, zasypał go gradem ciosów i było po walce. Huck bezwładnie osunął się na linach i gdyby nie stanowcza reakcja sędziego Fieldsa, Głowacki prawdopodobnie nie przestawałby zadawać ciosów. Fields nawet nie liczył, tylko ogłosił koniec walki, a "Główka" wraz ze sztabem szkoleniowym rozpoczął w ringu taniec zwycięstwa. Na walce był również jego brat Jacek, który w tym momencie czuł nieprawdopodobną satysfakcję. Zemsta rodziny Głowackich na butnym Niemcu stała się faktem.