O niewielu osobach w NFL można powiedzieć, że zna Super Bowl jak własną podszewkę. Gary Kubiak brał udział w siedmiu finałach święta futbolu amerykańskiego. Smaku zwycięstwa zaznał aż czterokrotnie, w tym raz jako główny szkoleniowiec Denver Broncos. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o otoczce związanej z wydarzeniem, a także o swoich polskich korzeniach.
Gary Kubiak to postać znana w środowisku futbolu amerykańskiego. W latach 1983-1991 był zmiennikiem legendarnego Johna Elwaya w Denver Broncos, ale największe sukcesy święcił na ławce trenerskiej. Jako asystent trenera w San Francisco 49ers (1994) i Broncos (1997, 1998) trzykrotnie wygrał Super Bowl. W 2016 roku z drużyną ze stanu Kolorado triumfował w wielkim finale, prowadząc do sukcesu jednego z najlepszych rozgrywających w dziejach NFL, Peytona Manninga. Wówczas Broncos pokonali Carolinę Panthers.
Los bywa przewrotny, bo przydomek pokonanej drużyny w Super Bowl zaprowadził 61-latka aż do... Wrocławia. To tam grają miejscowi Panthers, którzy są jednym z najbardziej utytułowanych klubów futbolowych w Polsce, a od 2021 roku rywalizują w European League of Football. Na początku 2022 roku klub ogłosił współpracę z czterokrotnym zwycięzcą najlepszej ligi świata, który spełnia się w roli konsultanta. Historia zatoczyła koło, bo uznany szkoleniowiec po latach odwiedził kraj swoich przodków.
W rozmowie z TVPSPORT.PL Kubiak opowiada o współpracy z dyrektorem sportowym Jakubem Samelem, a także o swoich polskich korzeniach. Wskazuje też mocne strony uczestników Super Bowl 57 – Kansas City Chiefs i Philadelphia Eagles.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Wiem, że to banalne pytanie, ale jak to jest wygrać Super Bowl?
Gary Kubiak, czterokrotny zwycięzca Super Bowl: – To ostateczny cel. Każdego roku 32 drużyny rywalizują o zwycięstwo, a na końcu triumfuje tylko jedna. Po pierwsze, musisz mieć dobrą franczyzę, drużynę, trochę szczęścia na swojej drodze, nie może opuszczać twoich zawodników zdrowie. Miałem przyjemność uczestniczyć w siedmiu Super Bowl. Cztery razy świętowałem zwycięstwo, ale też trzy razy przeżywałem rozczarowanie. Wygrywając Super Bowl, dokonujesz czegoś, czego nikt już tobie nie zabierze. Zostaje to z tobą do końca życia, jest to niesamowity zaszczyt.
– Jak wyglądały chwile po zwycięstwie z Caroliną Panthers w 2015 roku?
– Pierwsze co zrobiłem, to podziękowałem swojej rodzinie, która była na stadionie. Po raz pierwszy wygrałem Super Bowl jako główny szkoleniowiec, więc moje doświadczenie i wszystko to, co musiałem zrobić po spotkaniu zdecydowanie się, różniło. Na boisku przytuliłem żonę Rhondę i moich trzech synów. Podziękowałem też Peytonowi Manningowi, DeMarcusowi Ware i wszystkim innym świetnym graczom. Wygraliśmy jubileuszowe 50. Super Bowl, co samo w sobie jest wyjątkowe.
– Czy trudno jest zarządzać 53-osobową grupą zawodników, którzy mają różne ego, charaktery, oczekiwania?
– Zdecydowanie. Każda z drużyn jest zbudowana inaczej. W zespole występują zawodnicy z wszystkich stanów USA z różnymi osobowościami. Zwykłem mówić do mojego zespołu: twoja osobowość jest mile widziana, ale twoja produkcja jest wymagana. Jesteśmy oceniani na bazie swojej produkcji, wyników. Praca trenera nie opiera się tylko na taktyce i strategii, ale też na byciu nauczycielem i przywódcą ludzi, z których trzeba wycisnąć jak najwięcej dobrego.
– W dokumencie opowiadającym o zwycięstwie w Super Bowl, zawodnicy Broncos opowiadali, jak ważne w całym sezonie było pańskie hasło: "żelazo ostrzy żelazo". Jaka jest jego geneza?
– Szczerze mówiąc, to zapamiętałem je podczas pracy w Baltimore Ravens u Johna Harbaugh. Byłem tam przez rok i wielokrotnie słyszałem tę frazę. Początkowo ten przekaz do mnie nie trafiał, ale z czasem zrozumiałem, co właściwie oznacza. Każdy z nas w tym biznesie rzuca sobie nawzajem wyzwania. Jeżeli w swojej branży, gdy codziennie idziesz do pracy, masz wokół siebie ludzi, którzy stawiają ci co chwilę wyzwania, czyniąc cię lepszym, to właśnie sprawia, że świat się kręci. Nie chcesz mieć za wygodnie. Zawsze powtarzaliśmy sobie, żeby czynić siebie nawzajem lepszymi i twardszymi, i jeśli nadal będziemy to robić w naszej drużynie, jako kolektyw, możemy być tak dobrzy, jak to tylko możliwe.
– W Denver nawiązał pan ciekawą znajomość z Johnem Elwayem. Najpierw byliście kolegami, później był pan jego trenerem pozycyjnym, następnie to on był pana szefem (przyp. red. generalnym menedżerem). Jak udało się wam podtrzymać tę więź, mimo zmieniających się ról?
– Najpierw była przyjaźń. Trafiliśmy do Denver w tym samym czasie jako młodzi zawodnicy. Byliśmy kumplami, którzy lubili często sobie wypić zimne piwko. Przez dziewięć lat, gdy byłem jego zmiennikiem, na wyjazdach mieszkaliśmy w tym samym pokoju. Staliśmy się sobie bliscy. Gdy zakończyłem karierę i dołączyłem do Broncos Mike'a Shanahana już jako trener, było to trudne zadanie trenować swojego kumpla. To całkowicie inna dynamika, ale John był świetny i szanował mnie. Kilkanaście lat później, to on był moim szefem. John stanowi dużą część mojego życia i kariery sportowej. Mam ogromny szacunek dla niego. Jest jednym z najlepszych zawodników w historii i gdy toczone są rozmowy o najlepszych w dziejach, jego nazwisko musi być poruszane w tym gronie. Był wyjątkowy na boisku, ale jest też świetnym człowiekiem i uwielbiałem z nim spędzać czas.
– Pomógł pan poprowadzić do ostatniego Super Bowl w karierze Peytonowi Manningowi. Jak ocenia pan współpracę z nim, a także to jak jeszcze bardziej rozpoznawalny stał się po zakończeniu kariery?
– Ma znakomitą osobowość, którą jeszcze bardziej pokazuje w telewizji. To bardzo bystry człowiek. Trenowałem go tylko przez rok i to było trudne wyzwanie. Stosowałem swój system ofensywny przez wiele lat, on stosował swój, który opanował do perfekcji. Musiałem pomieszać te dwa systemy, znaleźć złoty środek. W trakcie sezonu doznał kontuzji. Straciliśmy go na 7-8 tygodni. Przez 7-8 kolejek Brock Osweiler był starterem. Było to dla nas wymagające zadanie, ale gdy sezon zbliżał się ku końcowi, wrócił do zdrowia. Jest jednych z najlepszych liderów, z jakimi współpracowałem i najwybitniejszych zawodników w historii. Jego zdolności przywódcze popchnęły nasz zespół na sam szczyt.
– Ma pan polskie korzenie. Pański pradziadek wyemigrował pod koniec XIX w. z Poznania do USA.
– Chciałbym podziękować Jakubowi, bo kiedy przyjechałem do Panthers Wrocław w sierpniu, zrobili przerwę w swoich harmonogramach biznesowych i zabrali mnie i moją żonę Rhondę do miejsc, z których pochodzi nasza rodzina. To było dla nas bardzo pouczające doświadczenie, podążając za historią naszych przodków. Jakub i wszyscy ludzie związani z Panterami zrobili wszystko, żebyśmy mogli ją przyjąć. Będę zawsze za to im wdzięczny. To była niezapomniana podróż dla mnie i mojej żony.
– Czy w pana rodzinnym domu mówiło się po polsku?
– Prawdopodobnie rozumiałem więcej, niż mogłem powiedzieć. Jak byłem młodszy, pamiętam, że moi rodzice mówili bardzo dużo w języku polskim. Rodzice mojej żony mówili jeszcze częściej niż moi. Język był dużą częścią naszego życia i kultury. Dorastaliśmy w części Houston, w której osiedliło się wielu Polaków, Houston Heights i wiele osób nadal tam żyje. Ciekawie było wrócić do Polski i zobaczyć jak to wszystko się stało i jak doszło do tego osadzenia. Jestem bardzo dumny z mojego dziedzictwa i tego skąd pochodzę, z mojej rodziny i polskich korzeni.
– Pana rodzinna miejscowość, Bremond, uznawana jest za polską stolicę Teksasu. Jeśli dobrze pamiętam, to zawsze w czerwcu odbywa się festiwal honorujący polską kulturę.
– Masz absolutnie rację. Teraz gdy rozmawiamy, Bremond jest około 40 mil na północ od miejsca, w którym siedzę. To jest bardzo blisko i moja rodzina często tam jeździ. Mimo że czasy się zmieniają, zawsze będzie częścią naszego życia.
– Gdy w sierpniu był pan we Wrocławiu, czy była to pierwsza pana wizyta w Polsce, czy był pan już tam wcześniej?
– Byłem niegdyś na wycieczce w Krakowie. Kilka lat temu zwiedziłem też Auschwitz-Birkenau wraz z moim synem i synową. Jeśli chodzi o przyjazd do Wrocławia i odwiedzenie Jakuba i drużyny, to było to dla mnie nowe, inne środowisko. Odbyłem dwie podróże do Polski i mam nadzieję, że zrobię jeszcze kilka. Polacy traktują mnie tam tak dobrze i naprawdę lubię tam być. Mam nadzieję, że następnym razem zabiorę ze sobą moich chłopców. Wszyscy są już po trzydziestce (przyp. red. Klein, Klay, Klint pracują w zespołach NFL jako asystenci), ale chciałbym, aby mogli wrócić i doświadczyć niektórych z tych wspaniałych rzeczy, których ja doświadczyłem.
– Czy potrafiłby pan powiedzieć coś po polsku?
– Zgłaszam sprzeciw (śmiech). Nie jestem wystarczająco dobry w tym, powinienem trzymać się na razie od tego z daleka. Wolę rozmawiać po angielsku (śmiech).
– Jak narodziła się pana współpraca z Panthers Wrocław?
– Wszystko rozpoczęło się od przyjaźni z Jakubem. Był zmotywowany, żeby bardziej poznać świat futbolu amerykańskiego i zagłębić się w detale gry. Do tego był zdeterminowany, by nauczyć się, jak prowadzić futbolową organizację. W ten sposób zaprzyjaźniliśmy się ze sobą. Podszedł do mnie w taki sposób, że chciał mnie poznać i od razu zobaczył, że ja jestem zainteresowany spotkaniem z nim, chciałem dowiedzieć się, jak wygląda jego praca i jakie ma wyzwania w Panthers. Nawiązaliśmy przyjaźń i zaczęliśmy się spotykać na zoomie, rozmawiać i oglądać dużo futbolu. Potem gdy już się spotkaliśmy, na żywo widziałem, jak pracuje z zespołem. Uwielbiam rozmawiać o futbolu, uwielbiam, gdy ludzie mają pasję do robienia czegoś. Jeśli mogę im w jakiś sposób pomóc, to jest to dla mnie satysfakcjonujące.
– Jak ocenia pan rozwój Panthers Wrocław i poziom rozgrywek European Football League?
– To, co mnie najbardziej pozytywnie zaskoczyło, to fakt jak Panthers w ciągu dwóch lat nadrobili sporo zaległości, jak stali się konkurencyjni dla wielu zagranicznych drużyn. Taki kraj jak Niemcy, ma futbol młodzieżowy, a sekcje regularnie dostarczają zawodników do seniorskich zespołów. Polska nie ma takiego szczęścia. Muszą sami wychowywać swoich zawodników od podstaw. Jestem pod wrażeniem pracy Michała i Jakuba i wiem, że nadal będą się rozwijać. Już na początku swojej przygody mogą być dumni z tego, co osiągnęli. Jestem pewien, że miasto Wrocław będzie ich wspierać i na przestrzeni czasu zobaczymy jeszcze wiele chwil z nimi związanych.
– Historia jak z udziałem KaVontae Turpina, który grał we Wrocławiu, a 1,5 roku później trafił do najlepszej drużyny roku według zawodników, może się powtórzyć?
– To jest coś, co trzeba zbudować, żeby zaprezentować wszystkim. Zobacz, co się z nim stało i jaką dostał szansę. Gdy masz taką okazję, musisz pokazać coś wyjątkowego. Trzeba kontynuować dawanie takim ludziom szansy i kontynuować budowanie futbolowego brandu w Polsce. Niewielu amerykańskich graczy przybyło, oczywiście duża część z nich jest w trakcie sezonu. Jeśli jeden lub dwóch z tych zawodników osiągnie sukces, lub jeśli trener będzie pochodził stąd i będzie trenował w NFL, to za każdym razem, gdy tak się stanie, będzie to znak, że European Football League nadal się rozwija.
– Porozmawiajmy o Super Bowl 57. Kansas City Chiefs i Philadelphia Eagles idą łeb w łeb w tym sezonie. Mają taki sam bilans, wygrali swoją konferencję w sezonie zasadniczym, to bardzo dobrze zbalansowane drużyny. Jaka jest pana predykcja, kto jest faworytem do zwycięstwa?
– Rzadko się zdarza, żeby najwyżej rozstawione drużyny grały w Super Bowl. Ostatnio to się nie wydarzyło. W finale są dwie świetne drużyny. Jedna z nich jest trenowana przez szkoleniowca z wieloma sukcesami, jakim jest Andy (przyp. red. Reid), a po drugiej stronie jest grupa młodych zdolnych ludzi, którzy zrobili kawał roboty pod wodzą Nicka (Sirianni przyp. red.) Obie drużyny mogą być z siebie dumne. Obie zostały zbudowane inaczej. Eagles opierają się na grze biegowej, grze w obronie, atakowaniu quarterbacka, graniu rozgrywającym, który spisuje się bardzo dobrze. Chiefs opierają się zaś na Patricku Mahomesie i gra podaniowa jest ich mocnym punktem. Na boisku zmierzą się dwie mocne drużyny, wszystko może się zdarzyć, ale myślę, że zobaczymy świetny mecz.
Nie potrafiłbym wskazać faworyta, natomiast kluczem do zwycięstwa jest fakt, że Eagles świetnie się spisują na początku spotkania. Jeśli spojrzysz na wszystkie ich mecze, to wcześnie zdobywają prowadzenie, w połowie meczu wchodzą do głów rywali i są niezwykle trudni do pokonania. Kiedy już zdobędą przewagę, skutecznie atakują quarterbacka i świetnie biegają z piłką. Myślę, że to będzie niezwykle ważne dla Kansas City, aby Philly nie rozpoczęła meczu z przytupem. Jeśli tak się stanie, zobaczymy niesamowity mecz.
– Co najbardziej imponującego jest w Eagles?
– Zawsze jako trener patrzę, jak twardo gra mój zespół. Kiedy oglądam Eagles, myślę, że grają niezwykle twardo. Wydobywają z ludzi wielki wysiłek. Są naprawdę dobrzy z przodu – mają dobrą linię ofensywną i defensywną. Ich najwięksi gracze są bardzo dobrze trenowani. Zawsze grają z dużą ilością energii, więc to duża zasługa Nicka i sztabu.
– Wszystkie oczy zwrócone będą na QB Chiefs, Patricka Mahomesa, tym bardziej po przejściu na emeryturę przez Toma Brady'ego. Współpracował pan z takimi legendami jak Steve Young, John Elway, Peyton Manning. Czy Mahomes jest na skraju stania się jednym z najlepszych rozgrywających w dziejach?
– Kiedy spojrzysz na to czego dokonał w swojej krótkiej karierze, gdy jest wciąż jeszcze młody, to dla niego liczy się tylko wygrana. I tego powinieneś oczekiwać od świetnego quarterbacka. Każdego roku prowadzi swój zespół do zwycięstw. Patrick jest wspaniały, wiemy, jak jest utalentowany i co potrafi zrobić z piłką, ale tydzień temu pokazał swój nowy wymiar. Zmagał się z kontuzją kostki podczas finału konferencji, temperatura wynosiła -6 stopni Celsjusza, miał kostkę zapakowaną jak lunch box (pudełko na lunch), a i tak potrafił zaprowadzić swój zespół do Super Bowl. Jego legenda będzie nadal rosła. Kiedy go obserwuję, widzę jego miłość do gry, więc zapewne będzie grał bardzo długo. Muszę ci powiedzieć, że ma świetnego trenera. Andy wie, jak ustawić swoich graczy w pozycji do sukcesu. Ten duet będzie ze sobą współpracował przez jeszcze kilka dobrych lat.
– Dla Reida będzie to niezwykle ważne spotkanie. Kiedyś trenował Eagles, ale nie zdobył z nimi Super Bowl. Do dziś niektórzy w Philadelphii są rozczarowani tym faktem, biorąc pod uwagę to, że udało mu się z Chiefs.
– Każdy mecz ma swoją fabułę. Andy jest jednym z najlepszych trenerów w NFL od wielu, wielu lat. W pierwszym możliwym terminie trafi do Hall of Fame, tak dobrze się o nim myśli. To wspaniały człowiek, broni słusznych spraw, wykonuje świetną pracę dla swoich zawodników, robi to z klasą i ogromnym szacunkiem. My jako całe środowisko trenerskie w lidze mamy niezwykły szacunek do niego i jego rodziny.
– Kto może okazać się nieoczywistym zawodnikiem po stronie Eagles lub Chiefs, który może mieć duży wpływ na zwycięstwo?
– Gdy masz zagwozdkę dotyczącą wskazania nieoczywistego gracza, to znaczy, że masz mocny zespół, który nie polega tylko na jednej gwieździe. Bardzo ważny dla Eagles w tym meczu będzie Pass Rush. Nie chodzi mi o jednego zawodnika, ale o całą czwórkę w linii, która będzie miała za zadanie zatrzymać Patricka. Jeśli chodzi o Chiefs, to wskażę nie zawodnika, a... trenera. Steve Spagnuolo, koordynator defensywy, jest niezwykle doświadczony w swoim fachu i świetny w tym co robi. Ciekawi mnie to jak zaatakuje RPO's i spread run game stosowaną przez Jalena Hurtsa. Myślę, że Steve będzie ważnym czynnikiem w tym spotkaniu.
– Dla wielu Super Bowl jest najważniejszym dniem w karierze. Jaką ma pan radę dla trenerów uczestniczących w tym wydarzeniu?
– Starać się robić wszystko tak jak zwykle. Łatwo to powiedzieć, bo jesteś w innym mieście, śpisz każdego dnia w pokoju hotelowym, jesteś poza swoją strefą komfortu, to jest dla ciebie naturalnie inne. Najważniejsza rada, jaką mam dla trenerów, to przygotować się odpowiednio na tydzień przed Super Bowl. Jest dwutygodniowa przerwa pomiędzy finałami konferencji a Super Bowl. Pierwszy tydzień spędzasz w domu, a drugi spędzasz drużyną na miejscu, jak np. w Arizonie. Praca, jaką wykonasz tydzień wcześniej w domu, ma najważniejsze znaczenie. Ważne jest to czy odpowiednio przygotowałeś zespół, czy masz gotowy game plan. Kiedy dotrzesz do miasta gospodarza Super Bowl, wiele rzeczy może rozproszyć twoją uwagę. Jeśli za tobą solidny, pracowity tydzień, twój zespół będzie gotowy.