Nikt nie ma tak mocnej pozycji przed nowym sezonem jak Red Bull. Wszystko wskazuje na to, że ekipa należąca do producenta napojów energetycznych będzie w tak dobrej pozycji jak na początku poprzedniej dekady. Przeszkodzić jej w tym mogą tylko wewnętrzne dysonanse.
Czytaj więcej: Mercedes. Odzyskać utracone mistrzostwo
Sportowe dziedzictwo
Kilka miesięcy temu po długiej chorobie zmarł twórca koncernu Red Bulla Dietrich Mateschitz. Jego wpływ na współczesny sport, szczególnie motorowy był ogromny, a dokładne opisanie jego działań w tej dziedzinie wymagałoby niejednego artykułu. Mówiąc pokrótce: perełką w sportowej machinie Red Bulla pozostaje Formuła 1, czyli zespół fabryczny i AlphaTauri, ale kierowców ze znakiem czerwonego byka można było ujrzeć też w serii NASCAR. Mateschitz miał też w swym władaniu tor w mieście Spielberg, który dzięki jego staraniom zmienił nazwę na Red Bull Ring i ponownie gościł wyścigi F1 o Grand Prix Austrii bądź Styrii, jak to było w sezonach pandemicznych.
W ostatnich dniach pojawiały się plotki o zmianach w strukturze właścicielskiej aktywów należących do Red Bulla w Formule 1. Niemiecki magazyn "Auto Motor und Sport" cieszący się dość dobrą renomą w środowisku, podał informację o chęci sprzedania bądź przeniesienia zespołu AlphaTauri przez akcjonariuszy Red Bulla. Wiadomo, że obecna sytuacja finansowa na świecie zmusza do podejmowania decyzji ograniczających wydatki, są też inwestorzy pałający chęcią wejścia do najszybszej serii wyścigowej na świecie, co jest możliwe niemal wyłącznie przez nabycie udziału w jednej z dziesięciu ekip. Szef AlphaTauri Franz Tost zaprzeczył jednak wszelkim doniesieniom o zmianach w funkcjonowaniu zespołu.
Kwestie finansowe były również gorącym tematem rozmów w zespole Red Bulla w zeszłym sezonie. I podobnie jak w przypadku wymienionym w poprzednim akapicie, zaczęło się od nieoficjalnych informacji. Jesienią po padoku i w mediach społecznościowych niosły się wieści o rzekomym przekroczeniu limitu wydatków budżetowych przez ekipę Czerwonych Byków w sezonie 2021. Mistrzostwo wywalczone przez Maxa Verstappena wywołało wiele dyskusji ze względu na przebieg decydującego wyścigu. Podobnie jak wtedy, do ich powstania ponownie przyczyniło się FIA, które swym brakiem zdecydowania roztaczało atmosferę tajemniczości służącą wyłącznie wielbicielom teorii spiskowych.
Naruszenia dokonane przez Red Bulla określono jako "drobne", czyli nie wykraczające poza 105% limitu. Linią obrony zespołu był jednorazowy charakter tych wydatków, związany z chęcią zapewnienia pracownikom jak najlepszych warunków do wykonywania swoich obowiązków, czyli zapewnienia sławnego już w świecie Formuły 1 cateringu. Sprawa skończyła się nałożeniem kary w wysokości 7 milionów dolarów oraz ograniczeniem o 10 procent możliwego czasu pracy nad bolidem w tunelu aerodynamicznym. Konkurencyjne zespoły uważają te restrykcje za zbyt łagodne.
Poprawić doskonałe
Red Bull w zeszłym sezonie po raz pierwszy w erze hybrydowej zdobył dublet tytułów mistrzowskich. Kierowcy jeżdżący bolidem RB18 wygrali 17 wyścigów na 22, z czego aż w piętnastu najlepszy był Max Verstappen. Holender być może nie zdobył najwięcej pole position, ale dzięki swojemu nadzwyczaj dobremu tempu wyścigowemu oraz wykorzystaniu pomyłek innych zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji kierowców na cztery rundy przed końcem sezonu. Po raz kolejny z winy FIA w niecodziennych okolicznościach - zamieszanie dotyczące punktacji Grand Prix Japonii było tak spore, że wiary nie dawano nawet oficjalnym grafikom oraz ogłoszeniu nowego mistrza świata.
Holender jest perfekcyjnym owocem kompleksowego programu Red Bulla w Formule 1. Ma na koncie wiele rekordów w kategoriach zaczynających się od słowa "najmłodszy", ale nie dotyczy to mistrzostwa świata. Długo nie dysponował bolidem, który by na to pozwolił, dodatkowo musiał dojrzeć, by prezentować stabilną formę. Na pobicie wyniku Sebastiana Vettela, również jeżdżącego wówczas w Red Bullu, było o rok za późno. Dwudziestopięciolatek rozwija się intensywnie, a szczyt jego możliwości wyścigowych jest jeszcze przed nim.
Wszystko zależy od możliwości inżynierskich zespołu, nad którymi czuwa Adrian Newey. Jak stwierdził Alexander Albon, partner zespołowy Verstappena przez półtora roku, bolid Red Bulla jest ustawiany tak pod styl jazdy Verstappena, by wykorzystywać w pełni jego potencjał. Jeżdżący z Holendrem mogą narzekać na nadmierną nadsterowność pojazdu, co wpływa na pogarszanie ich wyników, ale Verstappen dzięki temu może zdobywać kolejne triumfy. Na specyfikę auta Red Bulla uwagę już wcześniej zwracał Jenson Button, mistrz świata z 2009 roku i ekspert telewizyjny.
Uwielbienie w Holandii dla rodzimego kierowcy przypomina to, co w naszym kraju działo się w najgorętszych okresach "małyszomanii". Wyścigi Formuły 1 cieszą się tam milionowymi oglądalnościami, chociaż po zmianie nadawcy na serwis streamingowy Viaplay doszło do spodziewanych spadków. Wszędzie tam, gdzie jeździ Verstappen, towarzyszy mu morze kibiców w pomarańczowych strojach czy, co nie jest powodem do chluby, wypuszczających race w tych kolorach, znacznie ograniczając widoczność. To zjawisko zostało dostrzeżone też przez władze Formuły 1, które przyznało organizację Grand Prix holenderskiemu Zandvoort po 36 latach przerwy.
Jednym ze sponsorów Verstappena jest Jumbo, czyli największa sieć supermarketów w kraju. Od roku kierowca współpracuje z Viaplay, co przekłada się na powstawanie specjalnych materiałów przez tego nadawcę. Obecny mistrz świata wciąż pozostaje wierny swoim pasjom z dzieciństwa. Jedną z nich jest simracing. Uczestniczył w wirtualnym Le Mans, gdzie dał wyraz swego niezadowolenia ze względu na liczne problemy techniczne. W tygodniu przed Grand Prix Bahrajnu można było go zauważyć na serwerach iRacing, gdzie jeździł na torze Sebring będąc zalogowanym na koncie pod personaliami jego ojca.
Brak wzajemności
Był taki kraj, gdzie Verstappen cieszył się podobną renomą jak w Holandii. Podczas dwóch poprzednich edycji Grand Prix Meksyku kibice traktowali go jak idola, uciekając się nawet do gwizdów w reakcji na występ Lewisa Hamiltona po wyścigu. Verstappen świętował sukcesy wspólnie z Sergio Perezem, chwalił go również za postępowanie w czasie Grand Prix Abu Dhabi 2021, gdzie Meksykanin przez jak najdłuższy czas przytrzymywał Hamiltona za sobą, pozwalając Verstappenowi na dojście do rywala. Mogło się wydawać, że Red Bull po latach poszukiwań znalazł idealny duet kierowców.
Na tym obrazie w zeszłym roku zaczęły się pojawiać coraz większe rysy. Dwa tygodnie po idyllicznej atmosferze z Meksyku między kierowcami doszło do poważnej scysji. Podczas Grand Prix Brazylii Verstappen był już pewien mistrzostwa, a Perez toczył zaciętą walkę o wicemistrzostwo świata. Holendra zajmującego szóste miejsce poproszono o przepuszczenie swego kolegi na ostatnim okrążeniu, by ten mógł zdobyć więcej punktów. Zlekceważył tę prośbę, a w odpowiedzi na pytania dotyczące tej sprawy mówił, że miał ku temu swoje powody.
Przywołano sytuację z kwalifikacji do Grand Prix Monako, gdy kraksa Pereza przyczyniła się do wywalczenia przez niego wyższego miejsca od Verstappena i późniejszej wygranej w wyścigu. Zastanawiano się, czy zachowanie Meksykanina było celowe. Sprawy między kierowcami Red Bulla przybrały kuriozalny obrót. Doszło do tego, że matka Verstappena uciekała się do komentarzy na temat… życia prywatnego Pereza. Holender zaoferował mu jednak pełne wsparcie podczas ostatniego wyścigu w sezonie, Grand Prix Abu Zabi. Niewiele mógł zrobić, a wicemistrzostwo ostatecznie przypadło Charlesowi Leclerkowi.
Perez nie może wyprzeć ze swej pamięci tego epizodu. Tuż przed początkiem sezonu stwierdził, że wciąż nie może zrozumieć, czemu Verstappen go nie przepuścił, mając w pamięci to, co dla niego w przeszłości robił, poświęcając niejednokrotnie możliwość zdobycia wysokiej pozycji. Tym razem postawił twarde ultimatum - jeśli Holender nie będzie skłonny do pomocy, to on odpłaci się tym samym. Christian Horner, szef zespołu Red Bulla, chce wygasić wszelkie spory, pokładając dużo wiary w zdolności Pereza, zapewniając, że bolid RB19 będzie odpowiadał potrzebom obu kierowców. Kontrakt Meksykanina trwa do końca sezonu 2024.
Nowa ziemia
Do Red Bulla wrócił ten, który opuścił go cztery lata temu. Daniel Ricciardo będzie tegorocznym kierowcą testowym zespołu, poprawiając wizerunek Red Bulla w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest niezwykle popularny. Australijczyk pojawił się między innymi w popularnym programie telewizyjnym Stephen Colbert’s Late Show. Symbolem zwrotu w stronę USA była organizacja prezentacji nowego bolidu w Nowym Jorku. Co prawda malowanie na sezon 2023 nie różni się praktycznie od tego znanego z 2022 roku, więc kibice mieli prawo czuć się rozczarowani, ale otrzymają możliwość zaprojektowania swojego na wszystkie trzy wyścigi w USA.
Dużo ważniejszą rzeczą było ogłoszenie umowy z Fordem. Amerykańska firma zobowiązała się do dostarczania jednostek napędowych zespołom Red Bulla i AlphaTauri przez pięć sezonów poczynając od sezonu 2026. Ma to być czas zmian w silnikach, które polegają między innymi na zwiększeniu udziału energii elektrycznej oraz wykorzystaniu w pełni syntetycznego paliwa, ograniczenia będą dotyczyły też jego spalania. Ford ma doświadczenie w tworzeniu jednostek hybrydowych, a zaangażowanie do współpracy Amerykanów pomoże w zyskaniu sympatii tamtejszych kibiców.
Na razie Red Bull wciąż musi konsultować się w kwestiach silnikowych z Hondą. Po testach przedsezonowych można powiedzieć, że to Red Bull RB19 jest najlepszą konstrukcją w tym sezonie, a kierowcy podkreślają, że przewyższa nawet zeszłoroczny mistrzowski bolid. Trzeba pamiętać o tym, że w Formule 1 trzeba dbać o ciągły rozwój. Zarówno technologiczny, jak i w relacjach między kierowcami. W obu kwestiach zespół Red Bulla czeka wiele pracy.