Czy myśleliście kiedyś o połączeniu golfa z piłką nożną? Spokojnie, to możliwe! Udowadniają to Polacy, którzy powalczą w mistrzostwach świata w footgolfie. Poznajcie świat tego wyjątkowego sportu. Na polu kłopot mogliby mieć Robert Lewandowski albo Leo Messi.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dostałem zaskakującą propozycję zrobienia rozmowy na temat footgolfa. Od kiedy jesteście na sportowym rynku?
Rafał Bielawa, prezes Polskiej Federacji FootGolfa: – Historia tego sportu w Polsce zaczęła się w 2014 roku. Za rok stuknie nam dekada. Prekursorem było pole golfowe w Postołowie. Rozwijamy się. Cieszy, że zainteresowanie rośnie.
– O co dokładnie chodzi w tym sporcie?
– W skrócie: to połączenie piłki nożnej i golfa. Kiedyś piłkarze Tottenhamu po meczu zrobili sobie wyzwanie, kto z jak najmniejszą liczbą kopnięć trafi do otwartego bagażnika w samochodzie. U nas jest pole golfowe. A zamiast kija używamy nóg. Gramy standardową piłką – rozmiar "5". Dołki mają średnicę około 50 centymetrów. Zasady są bardzo zbliżone do golfa. Wygrywa osoba z najmniejszą liczbą kopnięć na polu dziewięcio albo osiemnastodołkowym. Wszystko zależy od regulaminu. Są dwie-trzy rundy, potem finałowa. Każdy dołek ma określoną liczbę prób. Jeśli na przykład jeden ma trzy kopnięcia, a ktoś trafi do niego za drugim razem, to zyskuje wynik "-1". Im mniej uderzeń, tym lepiej. Decydującą fazą jest patowanie. Przesuwanie piłki do dołka, kończące kopnięcie.
– W Polsce jest gdzie grać?
– Najpierw rywalizowaliśmy w Postołowie. Rok temu udało się namówić Binowo, niedaleko Szczecina. Zrobili nam dziewięć dołków. Przeprowadzamy tam ligowe rozgrywki. Walczymy też o Lisą Polanę w Pomiechówku pod Warszawą.
– Jak jest z zainteresowaniem tą dyscypliną?
– Pojawiają się sportowcy z krwi i kości. Olgierd Moskalewicz, były napastnik i reprezentant Polski, gra w siatkonogę i footgolfa. Świetnie prezentuje się też Tomasz Sokołowski. Wygrał mistrzostwa kraju seniorów. Przełożył umiejętności z boiska na pole golfowe. Umie dobrze przemieszczać piłkę. Sił próbowali też piłkarze Lechii Gdańsk. To sport bezkontaktowy. Kontuzje są rzadkością. Rozwijamy całe ciało. W trakcie zawodów pokonujemy około 6 kilometrów. Każdy znajdzie dla siebie coś dobrego.
– W footgolfa grają też kobiety?
– Paulina Zimer to nasz "rodzynek". Jej bracia grają w piłkę nożną. Sama nigdy nie grała. Spróbowała sił u nas. Szybko załapała zasady. Widać duży progres z roku na rok. Rywalizuje z mężczyznami. Upór popłaca.
– Wiek w tym sporcie ma znaczenie?
– Pojawia się coraz więcej młodzieży. Grać może każdy. Górnej granicy wieku nie ma. Wspólnie mogą grać ojciec z synem czy matka z córką.
– Jak promujecie tak niszowy sport?
– Najważniejsza jest kwestia finansowa. Z tym nigdy nie jest łatwo. Nie jesteśmy polskim związkiem sportowym. Finansowane jest nieco utrudnione. Międzynarodowa federacja footgolfa dopiero stara się o przyjęcie do struktur MKOl-u. Procedury trwają. Wtedy będziemy mogli ubiegać się o więcej funduszy. Sami musieliśmy przedstawiać, że rozwój tego sportu w Polsce ma potencjał. Teraz mamy już możliwość brania udziału w mistrzostwach świata. To wielka sprawa.
– No właśnie! Wybieracie się do Orlando. Turniej potrwa od 26 maja do 6 czerwca. Na to były fundusze?
– Oj, nie oszukujmy się. Zawodnicy z niszowych sportów często pokrywają część środków. U nas jest podobnie. Federacja nie jest w stanie zebrać tyle gotówki, by zapewnić nocleg i przeloty. Nie zmienia to jednak faktu, że walczymy o pieniądze. Wiemy, że ciężka praca popłaca.
– Jak oceniacie swój poziom sportowy?
– Cały czas się uczymy. Brakuje grania na innych polach. Jesteśmy amatorami. Łączymy treningi z pracą. Staramy się wyjeżdżać na zagraniczne turnieje. Mamy około 50 czynnych zawodników w kraju. Na mistrzostwa w USA leci natomiast aż 70 osób z Francji. Widać różnicę. Dążymy do bycia w czołówce.
– Odzywał się już do was Adrian Meronk, nasz amabasdor golfa na świecie?
– Słyszałem, że też grał w footgolfa. Zna zasady. Teraz ma jednak inne obowiązki. Gra w największych turniejach na świecie. Świetnie, że osiąga tak dobre wyniki. Może przyjdzie jeszcze czas na wspólne spotkania i promocję tych aktywności.
– Gdyby Robert Lewandowski i Leo Messi pojawili się na polu zdeklasowaliby konkurencję?
– Niekoniecznie. Mogliby być jednymi z lepszych, ale niekoniecznie od razu by wygrywali. Potrzebne jest doświadczenie. Nie zmienia to jednak faktu, że są wyjątki. Kiedyś przyjechał do nas Filip Mladenović z Legii i zrobił świetny wynik na polskim podwórku. Wiele zależy od umiejętności. Ciekawostką jest też fakt, że w poprzednich mistrzostwach świata udział wziął... Ludovic Obraniak. Zajął 64. lokatę. Trudno jest rywalizować z najlepszymi. Zawodnicy nie grają na równym podłożu. Jest dużo więcej komplikacji niż można przewidzieć.