| Czytelnia VIP

Zapomniane życiorysy – Ryszard Tarasiewicz. Wrocław mój, a w nim...

Ryszard Tarasiewicz (fot. PAP)
Ryszard Tarasiewicz (fot. PAP)
Sebastian Piątkowski

Znakiem firmowym Ryszarda Tarasiewicza były znakomite rzuty wolne. To dziś wielokrotny reprezentant Polski świętuje 61. urodziny.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Sebastian Piątkowski (TVP Sport) : – Chyba nie przygotowałem się najlepiej, bo należało zabrać karty!
Ryszard Tarasiewicz : –
Spotykamy się we wrocławskim Novotelu, w którym realizowano zdjęcia do "Wielkiego Szu". Przez lata trochę się zmienił, choć zachował niepowtarzalny urok. 

Legendarny wrocławski Novotel (fot. własne)
Legendarny wrocławski Novotel (fot. własne)
Piłkarz z Czarnobyla. "Byliśmy trochę jak PSG!"

Czytaj też

.

Piłkarz z Czarnobyla. "Byliśmy trochę jak PSG!"

"Graliśmy uczciwie: ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem. Wygrał lepszy (…)".
– Jan Nowicki pewnie byłby z nas zadowolony! A teraz do rzeczy. Muszę powiedzieć, że nie przepadam za dziennikarzami. Kilka razy odrzuciłem propozycję napisania biografii, a do wywiadów też specjalnie mnie nie ciągnie. A skoro już się pan pofatygował, to możemy zamówić kawę i trochę powspominać. Byle nie za długo…

Dziennikarze na niczym nie znają się tak dobrze, jak... na wszystkim?
– Jest w tym sporo racji. A poza tym nie mam też parcia na szkło, bo nigdy nie miałem.

Ale ostatnio pana nazwisko pojawia się w mediach!
– Owszem, ale to tylko spekulacje. Tak naprawdę nie ma o czym jeszcze mówić.

Czyli na razie nikt do pana nie dzwonił?
– Nie, choć... może jest coś na rzeczy.

Rozmawiamy tuż po świętach, a wywiad ukaże się w dniu pańskich urodzin.
– I wtedy powinniśmy być mądrzejsi.

To powróćmy do wyjazdowego meczu ze Szwecją w eliminacjach Italia’90.
– Pamiętam, przegraliśmy 1:2 po bramce straconej w doliczonym czasie.

Większość kibiców kojarzy tę bramkę z rzutu wolnego.
– Tylko co mi z tego, skoro obarczono mnie winą za utratę drugiego gola? Podjąłem wprawdzie ryzyko i straciłem piłkę, ale gdybym minął rywala to najprawdopodobniej wyszedłbym sam na sam z bramkarzem. A po chwili stała się rzecz niebywała. W okolicach 40 metra sędzia zarządził rzut wolny, była daleka wrzutka i po meczu.

Straciliśmy tę bramkę broniąc się niemal całym zespołem w polu karnym!
– Wszystko się zgadza, lecz stanęło na tym, że przyczyną porażki było nieodpowiedzialne zachowanie Tarasiewicza.

Marne to pociesznie, że Ravelli nie wpadł wtedy z piłką do bramki… Drybling, zwód i strzał z daleka należały do pańskich atutów!
– Nie ukrywam, że tak. Miałem też inny cenny dar, mianowicie byłem zawodnikiem obunożnym.

Piłkarz z Czarnobyla. "Byliśmy trochę jak PSG!"

Czytaj też

.

Piłkarz z Czarnobyla. "Byliśmy trochę jak PSG!"

Dziewięć kroków do... rzutu monetą. Rocznica słynnego meczu Górnika

Czytaj też

Mecze Górnika z Romą przeszły do legendy polskiego sportu (fot. PAP/CAF)

Dziewięć kroków do... rzutu monetą. Rocznica słynnego meczu Górnika

A która noga była lepsza?
– Być może to pana zdziwi, ale prawa! Będąc rozgrywającym atakowałem z głębi pola, raczej dogrywałem niż strzelałem gole. Choć te też się zdarzały.

Kreatywni rozgrywający to dziś wymierający gatunek?
– Na szczęście nie. Cenię Kevina de Bruyne, który jest bardzo kreatywny, potrafi celnie podać, albo strzelić.

De Bruyne gra w trochę innych strefach.
– Zgadza się, jest ustawiany bardziej ofensywnie.

I gdyby występował w Realu lub Barcelonie, to prawdopodobnie miałby już Złotą Piłkę.
– To nie ulega wątpliwości.

Bryluje w lidze angielskiej, a tam trzeba końskiego zdrowia.
– Do pewnego momentu narzekałem na kontuzje. Rosłem, przybierałem na wadze, więc pojawiły się problemy obciążeniowe. Zdarzały się jeszcze kłopoty z kolanami, ale to był już skutek wślizgów obrońców rywali.

Kiedyś trzeba się było mocno postarać, by zobaczyć czerwoną kartkę.
– To była masakra! Grało się agresywniej, ale na szczęście omijały mnie poważniejsze urazy. Muszę powiedzieć, że wyjeżdżając z Polski byłem przekonany, że nic złego mi się już nie przydarzy. W ekstraklasie przeszedłem szkołę życia, lecz za granicą miałem dwie operacje wiązadeł krzyżowych!

We Francji?
– Tak.

A podczas finałów MŚ w Meksyku był pan w pełni sił?
– Tak, w porę doszedłem do siebie, choć w pewnym momencie wydawało się, że chyba tam nie pojadę. W spotkaniu z Górnikiem "zameldował mi się" Andrzej Pałasz i przez cztery tygodnie miałem nogę w gipsie. Dokuczało kolano, ale dzięki żmudnej rehabilitacji udało się zdążyć na finały.

Które, mówiąc powściągliwie, do najbardziej udanych nie należały.
– Nie był to udany turniej, z kilku powodów. Być może Antoni Piechniczek zbytnio zaufał tym, którzy wywalczyli trzecie miejsce w Hiszpanii? Mógł dodać trochę świeżej krwi, postawić na młodszych. Ale to tylko gdybanie, bo w Meksyku nie graliśmy dobrze.

Męczyliście się już od pierwszego meczu, choć z Brazylią było nieźle. Oczywiście do momentu utraty bramki.
– To prawda, powiedziałbym nawet, że graliśmy jak równy z równym. Prezentowaliśmy się dobrze, momentami nawet przeważaliśmy. Wszystko zmieniło się po tym kontrowersyjnym karnym. Szczerze mówiąc, byłem trochę zdumiony, bo słysząc gwizdek spodziewałem się rzutu wolnego dla nas.

Sfaulował pan Carecę?
– Absolutnie nie! To był twardy, męski pojedynek bark w bark. W ferworze walki nawet go wyprzedziłem, ale ku memu zdziwieniu arbiter z Niemiec był innego zdania. A w drugiej połowie nie mieliśmy już żadnych szans, Brazylijczycy ograli nas na luzie. Mieli znakomitych piłkarzy.

Tytułu jednak nie wywalczyli.
– Trochę to dziwne, bo grali kapitalnie.

A co było dalej to wiemy. W eliminacjach kolejnych turniejów trafialiśmy na Anglików lub innych klasowych rywali.
– A awans uzyskiwał wyłącznie zwycięzca grupy! Zakwalifikowanie się do imprezy rangi mistrzowskiej graniczyło z cudem. Dziś jest inaczej, bo w mistrzostwach Europy lub świata gra zdecydowanie więcej drużyn. Jest jeszcze jedna rzecz. Dużo mówimy o wybitnych reprezentantach, a w roku kalendarzowym gra się teraz po15 spotkań! Jak więc do tego podejść? Wszystko się zaciera, bo mamy wielu znakomitych, którzy nie wystąpili w wymaganych 60 spotkaniach. Być może granica powinna zostać przesunięta? Wśród tych wybitnych nie brakuje na przykład przedstawicieli z lat dziewięćdziesiątych i późniejszych.

Dziewięć kroków do... rzutu monetą. Rocznica słynnego meczu Górnika

Czytaj też

Mecze Górnika z Romą przeszły do legendy polskiego sportu (fot. PAP/CAF)

Dziewięć kroków do... rzutu monetą. Rocznica słynnego meczu Górnika

Raz pod wozem, raz... z Barceloną. Lewandowski: na nazwisku podobieństwa się kończą

Czytaj też

Z lewej Grzegorz Lewandowski (fot. PAP)

Raz pod wozem, raz... z Barceloną. Lewandowski: na nazwisku podobieństwa się kończą

Którzy, niczego im nie ujmując, nie osiągnęli z reprezentacją tyle co wcześniejsze generacje. Do tego pan zmierza?
– No właśnie.

A jak porównywać Lewandowskiego i Lubańskiego? Z powodu kontuzji pan Włodek nie występował przez trzy lata i stracił ponad 40 spotkań.
– I dlatego nie warto wojować, bo i tak nikt nie skorzysta z pewnych przemyśleń. W Polsce nie brakuje znawców, a na naszej dyscyplinie zna się każdy. Dlatego zawsze wypowiadam się wyłącznie o klubie, w którym pracuję, a inne sprawy traktuje ogólnikowo.

A co można teraz powiedzieć o postawie graczy Śląska? Czy klub z miasta o europejskich aspiracjach nie powinien być wizytówką regionu?
– Zgoda, ale proszę zauważyć, że w regionie mamy jeszcze Zagłębie Lubin i legnicką Miedź. Poza tym we Wrocławiu jest jeszcze żużel oraz koszykówka.

Ale to futbol jest najpopularniejszy! Stoję na stanowisku, że ten piłkarski Śląsk to jednak śpiący gigant, oczywiście zachowując odpowiednie proporcje.
– Trudno mi cokolwiek nowego powiedzieć. Nie wiem, gdzie tkwi przyczyna. Pamiętam, że gdy byłem jego trenerem, to na mecze na Oporowskiej przychodziło po 8-9 tysięcy. A dziś na pięknym, nowym obiekcie pojawia się 7000…

W latach osiemdziesiątych kibice identyfikowali się z Tarasiewiczem, Prusikiem i Mandziejewiczem.
– I dlatego, być może, warto zainwestować większe środki w jednego lub dwóch topowych piłkarzy? Takich, którzy pociągną zespół, zrobią różnicę. Chodzi mi o tę identyfikację, o piłkarzy, dla których kibice przyjdą na stadion.

Jedno mnie zastanawia.
– A konkretnie?

Poziom wytrenowania obecnej generacji. Świętej pamięci Janusz Kupcewicz mawiał, że piłkarze to byli kiedyś, a dziś są zawodnicy…
– Kiedyś grało się inaczej. Gra była bardziej agresywna i bardziej brutalna. Nie zmieniła się tylko istota, ale o czym rozmawiamy, skoro mamy teraz kłopoty z przyjęciem i prostym kopnięciem piłki? Dziś zauważamy pewne braki techniczne, których nie było. Zapominamy o najważniejszym. Technika to pochodna powtarzalności, a my wkładamy 13-letnich chłopców w ramy taktyczne! Zabieramy im radość z gry! Gdy zaczynałem grać w piłkę, to trenerzy Mucha, Olszewski i Poręba kładli nacisk na podstawy – właściwe ułożenie ciała przy kopnięciu oraz miejsce nogi postawnej. Mało tego! Zajęcia rozpoczynały się od prowadzenia piłki z podniesioną głową! I tak do znudzenia, przez 10 długości boiska! To był elementarz, niezależnie od tego, czy się to komuś podobało, czy nie. A później procentowało wszystko na boisku, bo łatwiej było kontrolować piłkę.

Czy w takim razie znajdziemy dwóch, trzech bocznych pomocników w naszej lidze, którzy przed dośrodkowaniem szukają wzrokiem kolegów?!
– Kilku by się znalazło…

Żeby jednak nie było nam za słodko, to również ten pański Śląsk mógł osiągnąć więcej! Nawet powinien!
– Muszę się z panem zgodzić, bo zawsze nam czegoś brakowało. 

Raz pod wozem, raz... z Barceloną. Lewandowski: na nazwisku podobieństwa się kończą

Czytaj też

Z lewej Grzegorz Lewandowski (fot. PAP)

Raz pod wozem, raz... z Barceloną. Lewandowski: na nazwisku podobieństwa się kończą

Urodziny piłkarskiej legendy! Brazylijskie brzydkie kaczątko

Czytaj też

Rivaldo (fot. Getty Images)

Urodziny piłkarskiej legendy! Brazylijskie brzydkie kaczątko

Z tak silną linią pomocy?!
– Nie da się ukryć. Ale nie zapominajmy, że wtedy w lidze nie brakowało mocnych drużyn.

W drugiej połowie lat 80. dominował Górnik ministra Szlachty.
– W Zabrzu nie brakowało niczego, więc Jan Szlachta dwukrotnie proponował mi transfer – za pierwszym razem na początku lat osiemdziesiątych, a później przed meksykańskim Mundialem.

Tych ofert było pewnie więcej?
– Tak, bo bardzo konkretną propozycją złożył mi jeszcze Ludwik Sobolewski z Widzewa, a zainteresowany był także Lech. Proponowano mi talony na ładę, albo poloneza, po dwa mieszkania… I oczywiście spore, jak na tamte czasy, pieniądze.

I nie chciał pan skorzystać?
– Nie, bo dobrze się czułem we Wrocławiu. A kończąc myśl, w lidze nie brakowało silnych zespołów, choć w niektórych meczach działy się dziwne rzeczy.

Jak to w szalonych latach osiemdziesiątych!
– Na dodatek nie było za bardzo jak się odwołać, bo brakowało przekazów telewizyjnych.

A propos mediów, bo zapomnę. O co chodziło w sporze z Januszem Atlasem?
– Stare dzieje. Przed meczem z Cyprem w Gdańsku miałem zapalenie gardła. Z tego powodu nie poszedłem na przedstawienie "Skrzypek na dachu". Trener Łazarek nie był tym zachwycony, zresztą usiadłem w tym meczu na ławce. A redaktor Atlas po prostu wykorzystał ten moment, bo podpuścili go ci bardziej "życzliwi". Na dodatek miałem wtedy ciekawą fryzurę – z przodu krótkie, a z tyłu trochę dłuższe włosy. Taka była moda. Mówiło się, że była to fryzura na "enerdowca", ale chyba nie może pan tego pamiętać.

Powiedzmy, że jestem dobrze zorientowany, bo mieszkam przy granicy z Czechami. Krótko z przodu, długo z tyłu i tak dalej…
– No tak, czyli wie pan o czym mówię. Fryzura zrobiła swoje, a Atlas zapędził się na tyle, że zrobił ze mnie homoseksualistę! Te rewelacje odbiły się oczywiście głośnym echem i regularnie ubliżano mi potem na krajowych stadionach.

Tak szczerze: robiło to na panu wrażenie?
– Nie, w ogóle. Byłem przyzwyczajony, bo wygwizdywano mnie praktycznie wszędzie. Wyjątek to wizyty na Legii oraz w Zabrzu. Atlas zrobił mi krzywdę, ale to ja wygrałem tę batalię. Decyzją sądu musiał mnie przeprosić oraz wpłacić pewną sumę na organizację charytatywną. Nie było nam potem po drodze, co nie zmienia faktu, że ceniłem jego warsztat. Miał znakomite pióro.

To prawda, był niebywale uzdolniony.
– Pisał kapitalnie, podobnie jak Jurek Chromik. Ceniłem również niedawno zmarłego Ryszarda Niemca.

Wracając do gry w Śląsku – z generałami dało się żyć?
– Tak, żyliśmy nawet na przyjaznej stopie. Na czele klubu stał wtedy pułkownik Stasik , który często powtarzał:

Czy widzisz, co mam na głowie? Mam na głowie 14 sekcji!

Znałem dobrze jego usposobienie, więc najczęściej odpowiadałem:

Bez szefa ten klub na pewno by upadł!

A jak układała się współpraca z Andrzejem Rudym?
– Rozumieliśmy się bardzo dobrze. To był utalentowany piłkarz, ale pewna dziewczyna namąciła mu w głowie. Zaraz, zaraz, jak ona miała na imię? Chyba Ania?

Tak. Anna Dąbrowska, była Miss Dolnego Śląska.
– Racja, już sobie przypominam. Andrzej był w niej bardzo zakochany, na tyle, że zdecydował się na tę słynna ucieczkę. Szkoda, że nie wykorzystał w pełni swego talentu piłkarskiego.

Podobnie jak większość z waszej generacji.
– Zgadzam się, ale przypomnę raz jeszcze, że czasy były inne. Dostać się na wielki turniej z grupy liczącej cztery lub pięć zespołów było nie lada wyzwaniem, szczególnie w takim trudnym okresie naszych przemian ustrojowych. W reprezentacjach młodzieżowych graliśmy jak równy z równym z Hiszpanią, czy Portugalią, ale przeskok do seniorów był trudny. Żeby nie szukać daleko w pamięci, to tak na szybko przypominam sobie mecz z Holandią, w Zabrzu w 1987.

Przegraliśmy 0:2. A niebawem Holendrzy wywalczyli mistrzostwo Europy.
– Niby podjęliśmy walkę, ale tak naprawdę nie mieliśmy wiele do powiedzenia. Gullit i van Basten prezentowali wielką klasę, czuło się ich moc. I to w zasadzie byłoby na tyle…

Jakoś poszło…
– A jak wyglądają pana dalsze plany? Może wypijemy jeszcze jedną kawę?

Z przyjemnością, ale już bez włączonego dyktafonu…

Urodziny piłkarskiej legendy! Brazylijskie brzydkie kaczątko

Czytaj też

Rivaldo (fot. Getty Images)

Urodziny piłkarskiej legendy! Brazylijskie brzydkie kaczątko

MŚ 1986: popis Smolarka, zwycięstwo z Portugalią
fot. TVP
MŚ 1986: popis Smolarka, zwycięstwo z Portugalią

Najnowsze
Szczęsny zagra z Realem. Nikt nie podważa decyzji Flicka
tylko u nas
Szczęsny zagra z Realem. Nikt nie podważa decyzji Flicka
Robert Błoński
Robert Błoński
| Piłka nożna / Hiszpania 
Wojciech Szczęsny po raz piąty w karierze ma zagrać przeciwko Realowi. W styczniu wystąpił w wygranym 5:2 finale Superpucharu Hiszpanii i w drugiej połowie wyleciał z boiska z czerwoną kartką (fot. Getty)
Hurkacz pożegnał się z Madrytem. Kiedy jego kolejne występy w sezonie?
Kiedy gra Hubert Hurkacz w 2025 roku? Sprawdź plany startowe Polaka [TERMINARZ]
Hurkacz pożegnał się z Madrytem. Kiedy jego kolejne występy w sezonie?
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
To nie był "polski" dzień. Niżej notowana rywalka nie dała szans
Magda Linette szybko pożegnała się z turniejem w Madrycie (fot.
pilne
To nie był "polski" dzień. Niżej notowana rywalka nie dała szans
| Tenis / WTA (kobiety) 
Kolejny bramkarz może wrócić z emerytury! Wygrał Ligę Mistrzów
Marin Sego (fot. Getty Images)
Kolejny bramkarz może wrócić z emerytury! Wygrał Ligę Mistrzów
(fot. TVP)
Damian Pechman
Nieudany powrót Hurkacza. Żegna się z Madrytem
Hubert Hurkacz (fot. Getty)
Nieudany powrót Hurkacza. Żegna się z Madrytem
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Kiedy mecze polskich hokeistów na MŚ dywizji 1A? Sprawdź terminarz
Hokejowe MŚ Dywizji 1A: kiedy mecze reprezentacji Polski w MŚ 2025? [TERMINARZ]
Kiedy mecze polskich hokeistów na MŚ dywizji 1A? Sprawdź terminarz
| Hokej / Reprezentacja 
Ter Stegen wraca do gry. Ze Szczęsnym nie ma jednak szans
Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny po meczu Ligi Mistrzów (fot. Getty).
polecamy
Ter Stegen wraca do gry. Ze Szczęsnym nie ma jednak szans
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Do góry