Przed ostatnią kolejką Primera Division Robert Lewandowski miał 23 trafienia. Drugi w kolejności Karim Benzema – 18. Tytuł króla strzelców ligi hiszpańskiej i Trofeo Pichichi dla polskiego napastnika wydawały się przesądzone. Zanim odbierze on jednak przyznawane przez dziennik "Marca" wyróżnienie, warto przypomnieć, kim był patron nagrody Rafael Moreno, znany właśnie jako Pichichi.
Przyszedł na świat 23 maja 1892 roku w Bilbao. Ojciec, Joaquín Moreno Goni, był szanowanym prawnikiem, a przez krótki czas także alkaldem (burmistrzem) miasta, które od końca XIX wieku, dzięki przemysłowi wydobywczemu, przeżywało intensywny rozwój gospodarczy, społeczny i kulturalny. To w Bilbao dojrzewał baskijski nacjonalizm, liczne ruchy robotnicze i republikańskie. Na tle kontrastów politycznych i problemów socjalnych dzielących ówczesną Hiszpanię, to Kraj Basków był symbolem pracowitości i postępu.
Zaradny i przedsiębiorczy Moreno senior zaplanował synowi karierę prawniczą, na wzór własnej. Ale Rafael nie przykładał się do nauki. Przez szkołę prześlizgnął się w dużej mierze dzięki pokrewieństwu z cenionym filozofem i pisarzem Miguelem de Unamuno. Nauczyciele zakładali bowiem, że ich uczeń ma naukowy potencjał, ale głęboko ukryty… Przygodę ze studiami prawniczymi na jezuickim Uniwersytecie Deusto zakończył po pierwszym roku, nie otrzymując ani jednego zaliczenia. Ojciec próbował ratować reputację rodziny, zmuszając syna do przyjęcia posady w urzędzie miejskim, ale kariera młodego funkcjonariusza publicznego nie trwała długo. Ostatecznie Rafael został pracownikiem biurowym jednego z zakładów metalurgicznych. Ponieważ w nowym miejscu pracy wiele od niego nie wymagano, młodzieniec mógł skupić się na tym, co naprawdę go interesowało. Czyli na futbolu.
Już jako dziecko Moreno zaskakiwał piłkarskimi umiejętnościami kibiców i przeciwników. Wtedy też pojawił się przydomek Pichichi, który młodemu nadał jego starszy brat Raimund (ku radości ojca, inżynier górnictwa). Do dzisiaj nie ma pewności, co dokładnie oznacza to słowo. W języku baskijskim słowem pitxitxi określa się malucha, maluszka, czasami małą kaczkę lub szczeniaka. Niektórzy próbują łączyć je z hiszpańskim pichon, które opisuje zarówno gołębia, jak i – pieszczotliwie – osoby niskiego wzrostu.
Pichichi miał około 160 cm wzrostu, był więc niewysoki nawet jak na epokę. Niedostatki fizyczne nadrabiał sprytem, szybkością i zwinnością. Dzięki temu był w stanie wygrywać starcia z większymi, mocniejszymi i starszymi od siebie, a jako napastnik, swobodnie zmieniał pozycje, grając zarówno w środku, jak i po bokach linii ataku. Nierzadko uciekał się do drobnych oszustw: udawał zmęczonego, nie angażował się w grę aż do momentu otrzymania piłki po długim podaniu, umiał też słownie prowokować rywali, aby później wykorzystać ich brak koncentracji. Na jego korzyść działał też fakt, że w początkach XX wieku w zasadzie nie istniało to, co dzisiaj nazywamy bankiem informacji. W prasowych relacjach można było wyczytać, kto zagrał i kto trafił, ale niewiele ponadto; nie był to bowiem jeszcze złoty czas prasy sportowej w Hiszpanii. Nikt nie myślał o tym, aby skupiać uwagę na indywidualnościach i przyglądać się ich umiejętnościom.
Najważniejszym i w zasadzie jedynym klubem, w którym występował Moreno, był Athletic Bilbao, symbol i duma zarówno miasta, jak i Kraju Basków. Pichichi po raz pierwszy zagrał w szeregach Lwów w 1909 roku, ale oficjalną karierę rozpoczął w roku 1913, po półrocznym epizodzie w nieistniejącym już Bilbao F.C. "Debiutanckim" meczem w barwach Rojiblancos było spotkanie z Realem Madryt w Pucharze Króla, wygrane przez Basków 3:0. Moreno zdobył pierwsze dwie bramki w pierwszych jedenastu minutach. Możliwe, że już wtedy grał w zwyczajowej białej chustce, która miała chronić głowę przed otarciami, bo ówczesne skórzane piłki miały twarde szwy.
Jeszcze w tym samym roku zdobył pierwszą bramkę na otwartym w 1913 "nowym" San Mames, w remisowym spotkaniu z Racingiem Irun. Cytując statystyki z oficjalnej strony Athletiku, Pichichi przez 13 sezonów w klubie (1909-1921) wystąpił w 89 meczach, strzelając 83 gole. Przełożyło się to na pięć tytułów mistrzów regionu i cztery Campeonatos de Espana, jak często nazywano wówczas Puchar Króla.
Sława Moreno i jego klubowe osiągnięcia zaowocowały pod koniec 1919 roku powołaniem do budowanej reprezentacji narodowej. Hiszpańska jedenastka miała oficjalnie zadebiutować podczas igrzysk olimpijskich w Antwerpii rok później. Do kadry powołano wyłącznie zawodników z północy Hiszpanii i Katalonii, ponieważ mieli najwięcej doświadczenia w grze na trawiastych boiskach. A na takich właśnie miał być w Belgii turniej olimpijski. Pichichi, grając obok takich sław jak Ricardo Zamora czy Jose Samitier, jako jedyny wystąpił we wszystkich pięciu spotkaniach reprezentacji podczas igrzysk. W ostatnim meczu, wygranym przez La Furia Roja "małym finale" o srebrny medal z Holandią (3:1), zdobył swoją jedyną bramkę w narodowych barwach.
Dla dopiero co powołanej reprezentacji drugie miejsce w międzynarodowej imprezie było oszałamiającym sukcesem, dodatkowo podsycanym przez ekstatyczne nastroje w prasie. Nie brakowało jednak kibiców, którzy obecność Moreno w hiszpańskiej jedenastce uważali za błąd. Dlaczego? Bezpośrednio przed wyjazdem do Antwerpii Pichichi niemal nie grał w klubie, a kiedy już pojawiał się na boisku, to brakowało mu siły i szybkości. Najwidoczniej po kilku latach ekstremalnego wysiłku ciało piłkarza, który przecież nigdy nie wyglądał na atletę, zaczęło zdradzać oznaki zmęczenia.
Niektórzy jako powód spadku formy wskazywali zmiany w życiu prywatnym Moreno, który w 1918 roku poślubił ukochaną, młodszą o pięć lat Avelinę Rodríguez. Parę miał uwiecznić na popularnym obrazie "Sielanka na boiskach" baskijski malarz Aurelio Arteta. Wiszące dziś w gabinecie prezesa Czerwono-Białych dzieło z 1920 roku przedstawia piłkarza w barwach Lwów, flirtującego z elegancką dziewczyną; oboje opierają się o drewnianą barierkę na San Mames. Jeżeli obraz faktycznie uwiecznia Moreno, to nie jest łatwo go rozpoznać: malarz dołożył mu kilka centymetrów wzrostu i sporo mięśni.
W początkach XX wieku zmiana stanu cywilnego oznaczała dla większości piłkarzy koniec kariery sportowej, musieli bowiem zająć się utrzymaniem rodziny. Ale nie dla gwiazdy Athletiku Bilbao, która nie zamierzała rezygnować z dotychczasowego, dość rozrywkowego życia. Przykładowo, jedna z fotografii zrobionych podczas festiwalu Stowarzyszenia Prasy w Bilbao w 1915 roku pokazuje Moreno… w roli matadora. Opisujący wydarzenie kronikarz zarzekał się, że słyszał, jak publiczność na arenie krzyczała "gol!", kiedy Pichichi zadawał bykowi decydujący cios szpadą.
O miłosnych podbojach piłkarza i jego nocnych eskapadach krążyły liczne anegdoty, ponieważ, z natury wesoły i pogodny, uwielbiał stroić żarty. Pichichi miał stale zarezerwowaną lożę w Salon Vizcaya, popularnym teatrze muzycznym, w którym narodziła się słynna przyśpiewka "Aliron, aliron, el Athletic campeon". Tak jak wielu socios i zawodników Athletiku, odwiedzał też regularnie kawiarnię La Alcazaba (hiszp. arabska fortyfikacja). Pewnego wieczoru zaproponował towarzystwu nietypową grę zręcznościową: rzucanie jajkami w znajdujące się na wieszaku płaszcze. Przezorni szybko pościągali z haczyków swoje okrycia i dołączyli do zabawy; ostatecznym celem zostało samotnie wiszące palto, do którego nikt się nie przyznawał. Dopiero po kilku godzinach Moreno zorientował się, że upaprany i przemoczony do szczętu płaszcz należy... do niego!
Sukces w Antwerpii nie przekonał kibiców Rojiblancos, którzy pomimo sympatii dla Moreno, zaczęli głośno domagać się jego odejścia z klubu. Ostatnie spotkanie na San Mames Pichichi rozegrał 8 maja 1921 roku, w wieku 29 lat. Był to finał Pucharu Króla, w którym Athletic pokonał aż 4:1 swojego młodszego brata, Athletic Club de Madrid (współczesne Atletico Madryt). Ponieważ zawodnik nie chciał definitywnie żegnać się z piłką nożną, to tuż przed przejściem na emeryturę uzyskał licencję sędziowską. W niektórych źródłach widnieje informacja o poprowadzonym przez niego jednym spotkaniu na San Mames, ale historycy nie są jednak w tej kwestii zgodni.
Świeżo upieczony sędzia nie zdążył wejść w nową rolę. Zmarł nagle 1 marca 1922 roku w Bilbao, ledwie rok po zakończeniu kariery zawodniczej. Najczęściej powtarzana wersja wydarzeń mówi o tym, że Moreno zachorował na dur brzuszny po zjedzeniu nieświeżych ostryg. Nagłe odejście gwiazdy było szokiem dla wszystkich, nie tylko tych interesujących się piłką nożną. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyły tłumy, a lokalna i krajowa prasa zapełniła się artykułami przypominającymi osiągnięcia baskijskiego idola i oddającymi mu ostatni hołd.
Nad formą upamiętnienia Moreno zarząd Athletic Bilbao zaczął zastanawiać się jeszcze w 1922 roku. I tak pod koniec 1926 roku przy wejściu na północną trybunę San Mames stanęło popiersie piłkarza, wykonane przez lokalnego artystę Quintuina de Torre. Na przestrzeni dekad pomnik kilkukrotnie zmieniał lokalizację, trafiając m.in. na trybunę główną i do loży VIP. Na otwartym w 2013 roku po przebudowie stadionie rzeźbę ustawiono przy wejściu do tunelu zawodników, gdzie znajduje się do dzisiaj.
Co ciekawe, związana jest z nią jedna z ważniejszych hiszpańskich tradycji futbolowych. Chwilę po odsłonięciu popiersia, w styczniu 1927 roku do Bilbao przyjechał mający tournee po Europie węgierski MTK Budapeszt. Rozegrano dwa towarzyskie mecze: pierwszy 6:1 wygrali gospodarze, drugi zakończył się remisem 2:2. Jeszcze podczas zapoznawania się ze stadionem jeden z przedstawicieli gości żywo zainteresował się rzeźbą i jej historią. Przed pierwszym gwizdkiem Węgrzy wyszli na boisko z naręczem kwiatów, które złożyli pod popiersiem, wzbudzając entuzjazm wzruszonej publiczności. Mało kto jednak wie, że przed Madziarami podobną rzecz zrobił pewien zespół hiszpański. Haro Sport Club z sąsiadującej z Krajem Basków prowincji La Rioja dzień po śmierci Moreno wysłał telegram z kondolencjami do żony piłkarza i kierownictwa Athletiku. A w marcu 1924 roku drużyna złożyła kwiaty pod portretem zawodnika (fotografią lub obrazem, popiersia jeszcze nie było) przy okazji jednego z regularnych meczów obu drużyn. I tak, choć to rodacy Moreno ustanowili precedens, licząca już blisko sto lat tradycja kojarzona jest z zespołem węgierskim: każdy klub po raz pierwszy odwiedzający San Mames składa pod pomnikiem pamiątkową wiązankę.
W muzeum Lwów sylwetka Moreno zajmuje jedno z ważniejszych miejsc w galerii historycznych sław, na równi z takimi bohaterami jak Guillermo Gorostiza, Jose Angel Iribar i Telmo Zarra. Napastnik jest też patronem jednej z okalających San Mames ulic. Pamięta o nim również rodzinne Bilbao. Założona w 2015 roku Fundacja Pichichi angażuje się w promocję sportu wśród dzieci, młodzieży i osób z niepełnosprawnościami oraz ułatwia dostęp do aktywności fizycznej grupom społecznie marginalizowanym. A pod koniec lat 80. na domu, w którym Pichichi się urodził, powieszono pamiątkową tablicę, uzupełnioną jakiś czas później nową, nieco czytelniejszą tabliczką. Niestety, błędnie informuje przechodniów, że gwiazda Athletiku była pierwszym zawodowcem w hiszpańskim futbolu. Skromne kwoty wypłacane większości ówczesnych piłkarzy w Hiszpanii, w tym Moreno, nie dawały nawet cienia szansy na utrzymanie się z gry. Zawodowstwo na boiska oficjalnie wprowadził przyjęty w 1926 roku regulamin profesjonalnych rozgrywek i późniejszy o trzy lata pierwszy sezon rozgrywek ligowych Primera Division. Trzeba oczywiście pamiętać, że był to dopiero początek drogi do współcześnie rozumianego profesjonalizmu sportowego.
Chyba najbardziej symbolicznym wkładem w podtrzymanie pamięci o legendarnym napastniku Athletic Bilbao jest nagroda jego imienia. Przyznaje ją najlepszym strzelcom Primera i Segunda Division redakcja sportowego dziennika "Marca". Jako pierwszy Trofeo Pichichi otrzymał w 1953 roku Telmo Zarra, tak jak Moreno gwiazda Athletiku i przez wiele lat lider klasyfikacji strzelców ligi hiszpańskiej (251 goli w 278 meczach). Innymi wyróżnionymi są m. in. Alfredo Di Stefano, Ferenc Puskas, Raul, Diego Forlan, Cristiano Ronaldo i Lionel Messi, który odbierał to trofeum aż ośmiokrotnie. Do Argentyńczyka należy również rekord zdobytych w jednym sezonie bramek: w sezonie 2011/12 uzbierał ich aż pięćdziesiąt.
Prestiż nagrody i sława jej patrona znalazły odbicie we współczesnym języku hiszpańskim. W 2014 roku Hiszpańska Akademia Królewska, odpowiedzialna za standaryzację i promowanie języka Cervantesa na świecie, wprowadziła do słowników termin "pichichi". Może odnosić się bezpośrednio do przyznawanej przez gazetę "Marca" nagrody, jak i zawodnika, który okazał się najlepszym strzelcem danych rozgrywek lub turnieju. W tym roku po raz pierwszy w historii ten honorowy tytuł i wyjątkowe trofeum trafią do piłkarza z Polski. Lewandowski, el pichichi. Brzmi dobrze.