{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
La Liga. Nagroda za poświęcenie. Robert Lewandowski zapracował na tytuł
Paweł Smoliński /
Robert Lewandowski znakomicie odnalazł się w Barcelonie. Premierowy sezon zakończył z tytułem mistrza Hiszpanii, a także sięgnął po Trofeo Pichichi. Najlepszym strzelcem czołowej europejskiej ligi został po raz szósty z rzędu. I zrobił to pomimo wielu wyrzeczeń...
CZYTAJ TEŻ: Kolega wbił szpilkę "Lewemu". Piłkarze Barcelony pokładali się ze śmiechu
W Katalonii zmienił bowiem swój sposób gry. Z napastnika skupionego na rekordach strzeleckich przemienił się w zawodnika pracującego dla drużyny. Schował do kieszeni własne pragnienia, poświęcając się dla dobra ogółu. A przynajmniej zrobił to w drugiej części sezonu...
Tuż po przenosinach na Camp Nou imponował przecież skutecznością. Trafiał jak na zawołanie, wprawiając kibiców w zachwyt. Wielu z nich zastanawiało się, ile bramek zdoła zdobyć, jeśli utrzyma taką formę do końca rozgrywek.
Mundial, a także wywołane przez niego urazy, zmieniły jednak optykę. Lewandowski zatracił skuteczność, co dość wyraźnie odbiło się na jego liczbach. Statystyki pokazały, że ten sezon był dla niego jednym z najtrudniejszych w minionych pięciu latach.
W barwach Barcelony Lewandowski dochodził do mniejszej liczby sytuacji strzeleckich niż w którymkolwiek z ostatnich sezonów w Bayernie. Oddawał też średnio mniej strzałów na mecz i rzadziej dotykał piłki w polu karnym rywala.
To wszystko znajdowało potwierdzenie w jego współczynniku goli oczekiwanych (xG). Według statystyk opublikowanych na stronie fbref.com Lewandowski w każdym meczu miał okazje pozwalające na zdobycie 0,77 bramki. Tak słabych liczb nie notował od sezonu 2014/15.
Spadek skuteczności nie pozbawił go jednak miejsca w składzie. Poza samymi bramkami Lewandowski oferował bowiem coś znacznie więcej. Coś, co wcześniej nie znajdowało się w jego repertuarze.
W tym sezonie notował średnio 0,22 asysty na każde spotkanie. Tak kreatywny był wcześniej tylko raz – w sezonie 20/21. Oprócz tego wymieniał więcej podań niż w ostatnich latach, a także dogrywał większą liczbę podań progresywnych.
Oznaczało to, że znacznie częściej zapuszczał się w głąb boiska. Bo skoro swoimi zagraniami przybliżał drużynę do pola karnego przeciwnika, to sam ustawiał się bliżej środkowej części boiska. Po raz kolejny potwierdzały to zresztą statystyki.
W tegorocznych rozgrywkach Lewandowski zanotował znacznie więcej kontaktów z piłką w środkowej części boiska niż kiedykolwiek wcześniej w barwach Bayernu. Zagrywane przez niego piłki pokonały też łącznie dłuższą odległość niż w którymkolwiek z minionych pięciu sezonów.
Lewandowski nie strzelał więc tak często, jak w Monachium, ale swoją tytaniczną pracą pomagał drużynie. Poza większym zaangażowaniem w budowanie ataków, jako pierwszy inicjował też grę obronną.
W żadnym z pięciu ostatnich sezonów nie notował tylu prób odbiorów, co w tegorocznym. Nie był też tak aktywny w pressingu, nie podejmował tylu pojedynków defensywnych i nie radził sobie tak dobrze w powietrzu. Nie był też tak często faulowany.
Choć nierzadko cierpiał po kopnięciach rywali, to poświęcenie było tego warte. Dzięki jego harówce FC Barcelona odzyskała upragniony tytuł, a on sam – niejako w nagrodę za dopasowanie się do stylu gry zespołu – po raz szósty z rzędu został najlepszym strzelcem czołowej europejskiej ligi.