| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lech Poznań po powrocie pierwszej drużyny do treningów ruszył do transferowej ofensywy. Najpierw pozyskał Eliasa Anderssona, a także jest o krok od zakontraktowania Mihy Blazicia. Jakie są wady i zalety obrońcy, który występował wcześniej w Ligue 1, w barwach Angers? O to zapytaliśmy francuskiego dziennikarza, Martina Rigaud-Pezzoniego z magazynu "Ouest-France".
Letnie okno transferowe w Lechu Poznań do tej pory przebiegało dość spokojnie. Jeszcze przed startem przygotowań klub zatrzymał na stałe Filipa Dagerstala. Z kolei w trakcie przedsezonowej konferencji trener John van den Brom przyznał, że do drużyny dołączy dwóch, może trzech zawodników. Pierwszym był lewy obrońca Elias Andersson – reprezentant Szwecji oraz kluczowa postać Djurgarden.
Kolejnym wzmocnieniem drużyny ma być Miha Blazić. 30-letni środkowy obrońca w czwartek 6 lipca ma przejść testy medyczne i jeśli przejdzie je pomyślnie, podpisze dwuletnią umowę.
Na pierwszy rzut oka ten ruch wygląda bardzo ciekawie. W ubiegłym sezonie Słoweniec występował w Ligue 1, w barwach Angers. Co więcej, przez długi czas był zawodnikiem pierwszego składu. Portal Transfermarkt wycenia go na prawie dwa miliony euro (dokładnie 1,8 miliona). Poza tym, jest regularnie powoływany do słoweńskiej kadry (wystąpił w niej w 25 spotkaniach).
Tak doświadczony obrońca niewątpliwie przyda się Lechowi na początku sezonu w obliczu odejścia Lubomira Satki, obecnego zawieszenia Bartosza Salamona i kontuzji Filipa Dagerstala. Jakie są jego mocne i słabe strony? Czy dobrze prezentował się we Francji? Co sądzili o nim kibice Angers? Więcej powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL Martin Rigaud-Pezzoni z magazynu "Ouest-France".
WIĘCEJ NA TEMAT LECHA POZNAŃ:
– Lech Poznań przegrał sparing, ale "wygrał" sponsora
– Gwiazda odejdzie z Lecha? Jest stanowisko klubu
– Lech może pobić rekord Ekstraklasy! Ali Gholizadeh ma wzmocnić drużynę
Miha Blazić dołączył do Angers rok temu po pięciu latach w węgierskim Ferencvarosi, gdzie zbudował renomę, stając się najlepszym obrońcą ligi. Wyjazd do Francji był niewątpliwie największym wyzwaniem w karierze – wcześniej grał tylko w Słowenii i na Węgrzech. Wygasał mu kontrakt i klub Ligue 1 skorzystał z okazji, sprowadzając go za darmo. Jak zdradza nasz rozmówca, 30-latek nieźle się zapowiadał w ekipie z Kraju Loary. – Nikt go wcześniej u nas nie znał. W meczach przedsezonowych zaimponował mi swoim opanowaniem i postawą – zawsze grał z podniesioną głową i klatką piersiową – przyznaje Martin Rigaud-Pezzoni.
Choć sprawiał piłkarza pewnego siebie, od pierwszych oficjalnych występów zdarzały mu się duże pomyłki na boisku, wynikające z jego dotychczasowego sposobu gry. – Szybko popełnił kilka poważnych błędów i można było dostrzec, że miał kłopoty z grą w szybszym tempie – zwraca uwagę francuski dziennikarz.
Mimo kilku wpadek, Blazić jednak utrzymywał miejsce w pierwszym składzie Angers. – Grał na lewej stronie tercetu środkowych obrońców. Było widać, że to typ przywódcy. Miał jednak problemy z przystosowaniem się do ligi francuskiej, być może z powodu języka. Potem doszło do zmiany taktyki i Blazić występował obok Cedrica Hountondjiego, ale również bez większego sukcesu. Grał zbyt wolno, jego słabą stroną było również krycie – mówi nam redaktor dziennika "Ouest-France".
Słoweniec ma jednak kilka zalet, których nie mógł pokazać w Angers, rozgrywającym koszmarny sezon. Drużyna miała problemy w prawie każdym aspekcie i zakończyła rozgrywki na zasłużonym, ostatnim miejscu. – Ma cechy przywódcze, dobrze pracuje nogami – zwłaszcza przy dużych odległościach między zawodnikami. Jego mocną stroną jest też główkowanie – strzelał gole po rzutach rożnych. Ale potrzebuje obok siebie energicznego, szybszego i bardziej walecznego partnera w obronie – podkreśla Rigaud-Pezzoni.
Blazić, za sprawą gorszych występów, nie stał się w Kraju Loary ulubieńcem kibiców. Sprawiał jednak wrażenie zawodnika, na którego nie działały przytyki z trybun. – Czasami był wyśmiewany za występy. Ale widać było, że jest silny psychicznie – dodaje nasz rozmówca.