W ostatnich godzinach huknęła wiadomość, że badanie antydopingowe, któremu poddał się Robert Karaś po pobiciu rekordu świata na dystansie 10-krotnego Ironmana, dało wynik pozytywny. Sportowiec odniósł się do sprawy przyznając, że miał świadomość stosowania nielegalnych substancji w chwili ich przyjmowania.
Majowy wyczyn Karasia śledziła cała sportowa Polska. Traithlonista w Brazylii pokonał dystans 10-krotnego Ironmana ustanawiając nowy rekord świata: 164 godziny, 14 minut i 2 sekundy. Wyczyn Polaka spotkał się z gigantycznym podziwem. Gratulacjom nie było końca.
Jednak już długo po powrocie do kraju, pod koniec lipca, sportowiec otrzymał wynik badania antydopingowego, bez którego rekord świata nie mógłby zostać oficjalnie uznany. Próbka dała wynik pozytywny.
– Łączę triathlon z MMA od dwóch lat. Do pierwszej walki nie doszło, a jak przygotowywałem się do drugiej, to wszystko zaczęło się walić jeszcze bardziej. Miałem cztery złamania. Kolega, który trenował na sali, polecił mi pójść do jednej osoby mówiąc, że niczym się nie suplementuję – zaczął wyjaśniać sprawę "Karaś" na antenie "Kanału Sportowego".
I kontynuował: – Spotkałem się z tym człowiekiem, Michałem, mówiąc, że jestem triathlonistą i mam badania po każdym starcie. W moim organizmie musi wszystko grać.
Triathlonista przyznał, że miał świadomość zażywania niedozwolonej substancji. – Wiedziałem, że to biorę, natomiast nie zagłębiałem się co to jest, bo miałem to w dupie. Zapytałem się, czy to jest legalne. Powiedział mi: "72 godziny i nie będziesz miał w organizmie", więc wiedziałem, że to jest coś nielegalnego – stwierdził.
A na jeszcze jedno pytanie prowadzącego rozmowę Tomasza Smokowskiego czy miał świadomość, że środek, który przyjmuje, jest nielegalny, odparł: – Na tamten moment tak.
Karaś opierał swą linię obrony na usłyszeniu od suplementującej go osoby, że srodek ma utrzymywać się w ciele tylko przez trzy dni, a nie przez kilka miesięcy. Na swoim profilu na Instagramie opublikował nawet... badanie wariografem.
Rzeczywistość w kwestii rekordu świata na dystansie 10-krotnego Ironmana jest jednak dla Polaka całkowicie brutalna. Przy pozytywnym wyniku badania dopingowego, o zapisaniu się w annałach nie ma mowy.