Fabrizio Corona poinformował, że Nicola Zalewski brał udział w aferze bukmacherskiej. Sam piłkarz temu zaprzeczył, jednak sprawa jest głośna i analizowana przez włoskie służby. – Kibice twierdzą, że jeśli wyłożył choć jedno euro na grę w zakładach, zasłużył na konsekwencje i wyrzucenie z klubu – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL włoski dziennikarz Roberto Infascelli.
Przemysław Chlebicki, dziennikarz TVPSPORT.PL: – We włoskich mediach pojawiły się doniesienia o domniemanym udziale Nicoli Zalewskiego w głośnej aferze związanej z nielegalnym obstawianiem meczów przez piłkarzy. Jak zareagowałeś na te wieści?
Roberto Infascelli, dziennikarz rzymskiego radia Teleradiostereo: – Jako dziennikarz zajmujący się na co dzień Romą, bardzo się zdenerwowałem. Wiesz, wyjście na jaw całej afery to trudna sprawa dla całej włoskiej piłki. Nie mogłem uwierzyć w to, że Nicola też może być w to zamieszany. Niektórzy dziennikarze we Włoszech łączą możliwy udział Zalewskiego w tym skandalu z jego słabym początkiem sezonu. Tym bardziej, że od kiedy wybuchła ta afera, piłkarz rozegrał tylko 27 minut.
– Co na temat możliwego udziału Zalewskiego w tej aferze sądzą kibice Romy?
– Dla zagorzałych fanów Romy nikt nie jest ważniejszy niż klub. Ani Zalewski, ani Zaniolo, ani Pellegrini, ani Lukaku, ani nawet Totti. Wiadomo, że do piłkarzy, którzy tu się wychowali, są przywiązani najbardziej. Ale w tej sytuacji zareagowali negatywnie. Tym bardziej, że Nicola w ostatnich meczach nie grał dobrze i zasłużył na ławkę rezerwowych. Twierdzą, że jeśli wyłożył choć jedno euro na grę w zakładach, zasłużył na konsekwencje i wyrzucenie z klubu.
– Słyszałem, że Fabrizio Corona to dość kontrowersyjna postać. Czy jego informacje są całkowicie wiarygodne?
– To ekscentryczny facet. Przez wiele lat był paparazzim, sprzedawał do mediów zdjęcia celebrytów, w tym także piłkarzy. Z jednej strony to dobry dziennikarz, ale z drugiej... tak naprawdę nie jest dziennikarzem. Teraz nie do końca podoba mi się jego metoda – publikowanie codziennie informacji o innym zawodniku zamieszanym w aferę bukmacherską. Ale z drugiej strony, bardzo dobrze, że mówi o złych rzeczach, które się dzieją we włoskim futbolu – jest to bardzo słuszne. I myślę, że w tej sprawie może wiedzieć dużo.
– Co się mówi we Włoszech o tej aferze?
– Gdy usłyszałem o tym procederze pierwszy raz, sądziłem, że to niemożliwe. Teraz jednak wychodzą na jaw nowe, coraz to bardziej obrzydliwe informacje. Trudniej się pracuje, wiedząc, że kolejni zawodnicy są w to zamieszani, z Milanu, Interu... To jest jak choroba.
– Pojawiły się pierwsze nazwiska piłkarzy. Łączy ich jedno – to młodzi zawodnicy wychowani we Włoszech. Z drugiej strony to ludzie, którzy nie zarabiają mało i mają przed sobą wielką przyszłość. Jak sądzisz, co mogło nimi kierować?
– We Włoszech mamy duży problem z edukacją. Połowa populacji nie zna dobrze języka, zasad gramatyki, ale także geografii albo matematyki. Zła edukacja może mieć także wpływ na młodych piłkarzy, którzy są pochłonięci grą. Nie znają często prawa oraz konsekwencji ich nieprzestrzegania. Myślę, że uczestnicząc w tym skandalu, niektórzy nawet nie wiedzieli, że coś robią źle i mogą otrzymać poważne zarzuty. Nie zdają sobie też sprawy z uzależnień, które mogą powodować poważne problemy psychiczne. Przykładem jest Nicolo Fagioli, który sam przyznał się policji, że jest uzależniony od hazardu. Myślę, że wszystkich tych chłopaków można było przestrzec wcześniej.