Zawisza we wtorek zmierzy się z Lechem w meczu Fortuna Pucharu Polski. Spotkanie z Kolejorzem będzie dla kibiców z Bydgoszczy okazją do przypomnienia sobie czasów świetności, w których ich drużyna występowała w Ekstraklasie. – Byłem trochę rozczarowany, bo liczyłem, że zainteresowanie piłką będzie tutaj większe. Na spotkaniach pojawia się raptem kilkaset osób, rzadko kiedy są to tysiące fanów – wyznał Piotr Kołc, trener trzecioligowca, z którym porozmawialiśmy o walce drużyny o powrót na szczebel centralny.
👉 I liga, II liga, Puchar Polski i nie tylko w TVP. Sprawdź szczegóły!
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – To pana trzeci sezon w Zawiszy. Chyba dobrze czuje się pan w tym miejscu.
Piotr Kołc: – Wpływ na to ma także środowisko, w którym się znajduję. W klubie pracują fajni, ambitni ludzie, którzy obdarzyli mnie dużym zaufaniem. Jeśli ta współpraca będzie układać się tak dalej, to nie mam nic przeciwko temu, by trwała jak najdłużej. Ogólnie uważam, że przez cały mój pobyt zrobiliśmy progres zarówno na boisku, jak i poza nim.
– Do liderującego w trzeciej lidze Świtu Skolwin tracicie 11 punktów. To oznacza, że o awansie trzeba zapomnieć?
– Nie, nie zamierzamy składać broni. W najbliższej kolejce zagramy właśnie z liderem i możemy skrócić ten dystans. Potem zostaną trzy kolejki, w których spróbujemy jeszcze zmniejszyć te straty. Co do założeń przed sezonem, to awans nie był priorytetem, ale chcieliśmy realnie nawiązać walkę o pierwszą pozycję. Niestety, borykaliśmy się z wieloma problemami personalnymi, co mocno skomplikowało ten plan. Przy budowie kadry na nowy sezon musieliśmy wybierać, nie wszystkie pozycje są dobrze obsadzone. Potem, w przypadku dwóch kontuzji na przykład na środku obrony, pojawiają się kłopoty. Nie będę jednak ukrywał – chciałbym dostać się z Zawiszą na szczebel centralny.
– Trenerzy i działacze trzecioligowych klubów często narzekają na regulamin dotyczący awansów. Z waszej ligi awansuje tylko jedna z osiemnastu drużyn…
– Dobrze by się stało, gdyby to się zmieniło. Zazwyczaj w każdej trzecioligowej grupie jest kilka klubów, które mocno inwestują, by powalczyć o awans, a potem zostają z niczym. W przeszłości zdarzało się, że drugi zespół tracił do zwycięzcy ligi raptem punkt albo dwa i pozostawał w trzeciej lidze. Z tego co wiem, jest światełko w tunelu, że coś zmieni się od kolejnego sezonu. Wiadomo jednak, że takie zmiany muszą być przemyślane, dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość i zaczekać.
– Jak ocenia pan klimat panujący wokół klubu? Wśród kibiców da się wyczuć chęć powrotu do piłkarskiej elity?
– Na początku byłem trochę rozczarowany, bo liczyłem, że zainteresowanie będzie większe. Na spotkaniach pojawia się raptem kilkaset osób, rzadko kiedy są to tysiące fanów. Ponad trzy tysiące kibiców w tym sezonie pojawiły się na derbach z Elaną Toruń. W tamtym sezonie cztery tysiące ludzi było na meczu Pucharu Polski z Radomiakiem Radom, co pokazuje, że kibice w Bydgoszczy tęsknią za dużą piłką. We wtorek na trybunach pojawi się czternaście tysięcy osób. Do kwestii frekwencji odchodzę spokojnie, klimat trzeba mozolnie budować. Najprostsza droga to dobre wyniki, które wzbudzą zainteresowanie większej grupy osób. Do tego konsekwentnie dążymy.
– A jak wyglądają warunki do codziennej pracy?
– Są dobre jak na poziom trzeciej ligi, ale wymagają poprawy w dalszej perspektywie. Cały czas nad tym pracujemy, ale trzeba radzić sobie z ograniczeniami budżetowymi. Dobrze byłoby mieć chociażby szerszy sztab szkoleniowy. W wielu aspektach wciąż można dużo poprawić.
– Co na razie daje panu największe powody do zadowolenia, gdy myśli pan o pracy w Zawiszy?
– Na pewno wyniki, bo poprawiamy je z roku na rok. Gdy przyszedłem, zrobiliśmy awans z czwartej ligi, w kolejnym sezonie, jako beniaminek, spokojnie się utrzymaliśmy. Ostatnio skończyliśmy na czwartym miejscu, do tego dołożyliśmy dwa Okręgowe Puchary Polski, dzięki którym mogliśmy zagrać w ogólnopolskiej edycji turnieju. W ubiegłym sezonie wprowadziliśmy do zespołu sporo młodzieżowców i wygraliśmy Pro Junior System, co pomogło podreperować budżet. Chciałbym, żeby było jeszcze lepiej, ale walczymy z przeciwnościami losu.
– Zawisza to największy klub, który pan prowadził? Jakie są pana długofalowe plany związane z klubem?
– Tak jest, gdy spojrzymy na historię klubu. Byłem asystentem w ekstraklasowym Podbeskidziu Bielsko-Biała i postanowiłem zejść o kilka szczebli. Marka Zawiszy również mnie do tego skłoniła. Wierzyłem w to, że wspólnie możemy wprowadzić klub na wyższy poziom. Do tego niezbędne są jednak odpowiednie warunki. Bez narzędzi będzie trudno o dalszy rozwój.
– Jest pan zadowolony z tego, co dotychczas udało się osiągnąć w roli trenera?
– Nie mam jeszcze jakiegoś wielkiego doświadczenia, ale uważam, że jest całkiem dobrze. Chciałbym być wyżej, niedawno pojawiły się oferty z drugiej ligi. To mnie cieszy, bo widzę, że praca wykonywana z Zawiszą jest dostrzegalna także na wyższym szczeblu. Na razie zrezygnowałem z takich propozycji, bo liczę na to, że znajdę się w drugiej lidze z obecną drużyną. Pozostanie uzależniam jednak od warunków i tego, jak będzie to wyglądało pod względem możliwości. Nie będę siedział w Zawiszy na siłę, jeśli nie będziemy szli do przodu.
– W drugiej lidze mógł się pan pojawić w roli trenera Sokoła Ostróda, z którym wywalczył pan awans. Współpraca nie była jednak kontynuowana. Dlaczego?
– Nie chciałbym do tego wracać, mam satysfakcję z tego, że zrealizowałem cel i osiągnąłem historyczny w historii tego klubu sukces. Nie chciałem jednak pracować z ludźmi, którzy czekają na moje potknięcie, a tak byłoby, gdybym pozostał w Ostródzie. Nie uważam jednak, że straciłem na tamtej decyzji. Później trafiłem do Podbeskidzia, gdzie sporo się nauczyłem.
– We wtorek zmierzycie się z Lechem Poznań. Jak zamierzacie zagrać z tak silnym rywalem?
– Trzeba być odważnym. Nie możemy się schować i próbować przetrwać do 90. minuty. Musimy przeciwstawić się rywalowi także poprzez pomysł na grę, gdy będziemy przy piłce. Motywacji i serca na pewno nam nie zabraknie, ale kluczowe będzie to, jak zaprezentujemy się pod względem umiejętności piłkarskich. Sama obrona nie wystarczy. Potencjał rywali jest ogromny, ale przy rotacjach pewne rzeczy mogą się zmienić. Nawet tak klasowy przeciwnik ma jakieś słabe strony i trzeba je wykorzystać.
Trener pierwszego zespołu, @KolcPiotr oraz kapitan, Kornel Sochań zostali zaproszeni do studia @tvpbydgoszcz. Tematem przewodnim oczywiście wtorkowy mecz @PZPNPuchar. pic.twitter.com/dhzYS39GqG
— Zawisza Bydgoszcz (@SPZawisza1946) October 26, 2023
– W Pucharze Polski regularnie pojawiają się kluby z niższych lig, które sensacyjnie eliminują wyżej notowanych rywali. Wierzy pan, że w tym sezonie kimś takim będzie Zawisza?
– Nie można tego wykluczyć. We wtorek wyjdziemy na boisko po to, by wywalczyć awans do kolejnej rundy. Jeszcze gdy byłem piłkarzem, przeżyłem świetną przygodę w tym turnieju z Gryfem Wejherowo. Doszliśmy do ćwierćfinału, w którym przegraliśmy z Legią Warszawa. Wcześniej wyeliminowaliśmy m.in. Koronę Kielce, Górnika Zabrze czy… Zawiszę. Dobrze byłoby powtórzyć to w roli trenera. Mam nadzieję, że po wtorkowym meczu nadal będziemy wśród uczestników Pucharu Polski.
– Pana piłkarze nie są przyzwyczajeni do gry przy kilkunastotysięcznej publiczności. Duża liczba kibiców na trybunach nie spęta im nóg?
– Trudno powiedzieć. Wiemy, że w mieście jest wielkie zainteresowanie tym meczem, panuje duży szum z nim związany. Dlatego właśnie staramy się odciąć od tego zawodników, wyjechaliśmy na krótkie zgrupowanie, by spędzić czas wspólnie. Robimy wszystko, by drużyna była jak najlepiej przygotowana do spotkania z Lechem. Oby we wtorek przyniosło to pozytywne efekty.
14:00
Ruch Chorzow/Legia Warszawa