Zaledwie dni dzielą Kamila Majchrzaka od powrotu na zawodowe korty. Polski tenisista w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o emocjach związanych z wkrótce mijającym rocznym zawieszeniem po oblaniu testów antydopingowych, a także zdradził, jak planuje, aby wyglądały pierwsze tygodnie po zakończeniu banicji. – Przede wszystkim zrozumiałem, że to jest coś, co kocham. I tak naprawdę nie docenia się tego w pełni, dopóki się tego nie straci. Pomijając okoliczności, bardzo brakowało mi tenisa i rywalizacji. Bardzo trudno było mi przyzwyczaić się do ciągłego bycia w jednym miejscu – opisywał niegdyś 75. tenisista rankingu ATP.
Michał Pochopień, TVPSPORT.PL: – Skreślasz dni w kalendarzu?
Kamil Majchrzak, tenisista: – Już od jakiegoś czasu skreślam. Już bardzo bym chciał, żeby te ostatnie tygodnie przestały się dłużyć, a żeby już się przenieść do Tunezji.
– Jesteś przyzwyczajony do spędzania Sylwestra i Nowego Roku poza Polską, ale mam wrażenie, że wspomniana Tunezja będzie inaczej smakować, niż odwiedzana w poprzednich latach Australia. Mimo wszystko czujesz ekscytację?
– Tak, będzie to coś w rodzaju nowego otwarcia, rozpoczęcia nowego etapu. Na razie zupełnie nie wiem, jak to będzie wyglądać i czego spodziewać się po sobie tenisowo. Dużo przeszedłem przez ten rok, ale wykonałem dużo pracy, zarówno na korcie, jak i poza nim, która ma mi pomóc w byciu lepszym niż w 2022 roku. Wiadomo, że zanim to wszystko kliknie i zaprocentuje, to minie trochę czasu, ale po prostu cieszę się z powrotu. Już niebawem będę mógł wrócić do tego co robiłem, do poprzedniego życia. Może faktycznie nie będzie to Nowy Rok w Australii, czy właściwie także święta Bożego Narodzenia, bo już wtedy zazwyczaj wybierałem się na Antypody, ale znów spędzę ten okres poza Polską. Rok temu pierwszy raz od nie pamiętam kiedy spędzałem Sylwestra w kraju, a teraz moje życie wraca do normalności. Niezależnie gdzie polecę.
– Zdążyłeś niedawno poinformować, że miejscem twojego powrotu będą turnieje ITF rozgrywane w Monastyrze. Czym motywowałeś ten wybór? Na początku sezonu nie był on zbyt duży.
– Jak wspomniałeś, w tym okresie wybór jest niewielki. Wielkie turnieje odbywają się w Australii, tam też jest najwięcej imprez rangi ATP Challenger Tour. Jako, że na początkowym etapie powrotu chciałbym mieć możliwość rozegrania jak największej liczby meczów, to granie „piętnastek” uważam za bardzo dobry pomysł. Organizatorzy w Tunezji wyrazili chęć przyznania mi "dzikich kart", bo bez nich najprawdopodobniej nie dostałbym się do turnieju i bez wahania je zaakceptowałem. Podjąłem decyzję, że chcę tam polecieć, tam rozpocząć swój powrót. Zagrać w dwóch turniejach, a co będzie dalej, to zobaczymy.
– Uściślając: dostałeś "dzikie karty" do eliminacji czy głównej drabinki?
– Tego jeszcze nie wiem. Organizator z ostateczną decyzją czeka aż opublikowane zostaną oficjalne listy zgłoszeniowe. Mam obiecaną "dziką kartę", ale nie wiadomo, czy do kwalifikacji, czy turnieju głównego. Jeśli do kwalifikacji, to może nawet i dobrze, bo będę miał możliwość rozegrania dwóch dodatkowych meczów i rozegrać mecz o dwa dni wcześniej. Tak czy inaczej – po prostu będę wyjątkowo szczęśliwy, że właściwie zaraz po zakończeniu zawieszenia będę mógł wrócić do gry, bo wtedy tych turniejów jest naprawdę mało.
– Zamykasz oczy. Co jest pierwszym, co kojarzy ci się z turniejami ITF? Wielu zawodników nazywa je "tenisowym piekiełkiem".
– Tak generalnie jest, nie ma co ukrywać. Co mi się kojarzy jako pierwsze? Ciężko mi coś wybrać, bo jeden raz już przechodziłem tę drogę i wiem, jaka jest wymagająca. Zwłaszcza, że poziom tenisa się poprawia i spodziewam się trudniejszej przeprawy niż za pierwszym razem. Czymś innym będą takie rzeczy, jak piłki do treningów w kiepskim stanie, czy kiepska dostępność treningowych kortów. Grać trzeba umieć wszędzie, więc muszę zaakceptować te warunki.
W ostatnim czasie podróżowałem głównie po turniejach ATP i Challengerach, gdzie byli chłopcy do podawania piłek. Na ITF-ach ich nie ma, co wpływa na inną dynamikę gry. Przerwy między punktami będą się wydłużać.
– Zakładam, że osiągane wyniki będą miały wpływ na kolejne decyzje, ale nastawiasz się na żmudne zbieranie punktów w ITF-ach, czy będziesz szukał okazji na występy w imprezach ATP Challenger?
– Na pewno będę szukał szans startów w Challengerach. Przez rok nie zapomniałem, jak gra się w tenisa. Będę potrzebował kilku meczów, kilku turniejów, aby mój poziom się stale podnosił. Na pewno będę chciał grać jak najwięcej w tych turniejach. Nawet, jeśli mowa o eliminacjach, bo wiem, że mam grę na tym poziomie. Uważam, że takie występy będą nieuniknione, bo przebijanie się na cykl ATP Challenger Tour przez ITF-y jest bardzo czasochłonne.
– Masz w sobie obawy, czy organizatorzy zagranicznych turniejów będą skorzy do przyznawania ci "dzikich kart"?
– Nie będę się martwił na zaś. Dla mnie najważniejsze jest, że teraz, gdy nie mam rankingu, to otrzymałem dzikie karty do ITF-ów. Wierzę, że już w nich zdobędę punkty, które pozwolą mi łapać się do kolejnych turniejów. Jeśli organizatorzy Challengerów nie będą skorzy do dawania mi „dzikich kart”, to będę grał w ITF-ach.
Najbardziej się bałem początku powrotu, bo w styczniu zawsze jest mało turniejów. Obawiałem się, że pomimo zakończenia zawieszenia, do gry będę mógł wrócić dopiero po kilku tygodniach. Na szczęście tak się nie stało. Wierzę, że szybko uzbieram sporo punktów i będę się łapał do turniejów z rankingu.
Wracając do sedna pytania – byłem w pierwszej "setce" rankingu ATP, dużo ludzi mnie zna. Wiele z tych osób zna moją historię, a organizatorzy turniejów, do których się zgłoszę po "dziką kartę", będą mogli poznać ją także wtedy. I mam nadzieję, że będą skłonni mi pomóc.
– Kilka miesięcy przed zawieszeniem rozpocząłeś współpracę z Marcelem du Coudrayem. Czy będziecie nadal ze sobą pracować?
– Tak, nadal pracujemy razem. Bardzo mi pomógł w trakcie zawieszenia i cieszę się, że będziemy kontynuować współpracę.
– Kapitan reprezentacji Polski, Mariusz Fyrstenberg, już podczas wrześniowego meczu z Barbadosem zapewnił, ze zostaniesz powołany do kadry na lutowe starcie z Uzbekistanem. Jak wiele to dla ciebie znaczy?
– Dla mnie niezwykle ważne było już to, że kilka dni temu mogłem wziąć udział w zgrupowaniu kadry. To była bardzo emocjonalna sprawa dla mnie, bo cały rok był dla mnie trudny pod względem trenowania, a w Kozerkach mogłem to robić w fajny sposób. I już nie tylko z przyjaciółmi, ale wciąż z przyjaciółmi, a także bardzo dobrymi tenisistami. To był dla mnie znak, że wracam! Takim sygnałem, że naprawdę jest już blisko.
Oczywiście powiedziałem kapitanowi, że jeżeli będzie chciał skorzystać z moich usług, to będę dostępny. Z dumą polecę do Uzbekistanu i będę reprezentował kraj. Zresztą tak, jak miało to miejsce w poprzednich latach.
– Podjąłeś jakieś kroki prawne w związku z tym, co cię spotkało? Pozwałeś firmę, która odpowiadała za produkcję feralnego izotonika?
– Niestety, jeszcze nie mogę się wypowiadać na ten temat.
– Czy 2023 rok, w którym nie mogłeś pełnić zawodu tenisisty, pozwolił ci docenić możliwość pracowania w taki sposób?
– Przede wszystkim zrozumiałem, że to jest coś, co kocham. I tak naprawdę nie docenia się tego w pełni, dopóki się tego nie straci. Pomijając okoliczności, bardzo brakowało mi tenisa i rywalizacji. Bardzo trudno było mi przyzwyczaić się do ciągłego bycia w jednym miejscu. My, jako polscy tenisiści, jesteśmy 250 dni poza domem, więc często brzydko mówiąc czujemy się w nim, jak w hotelu. Ja teraz marzyłem, żeby z niego wyjechać, bardzo mi brakowało mojego dawnego życia. A tak naprawdę, to nie znałem innego, bo od najmłodszych lat żyłem w taki sposób – kilkanaście lat w podróży, kilkanaście lat na walizkach. Ciężko było się do tego zaadoptować, ale zrozumiałem, że dopóki jestem młody i zdrowy, to chcę grać w tenisa. Nie ma nic gorszego, jak z góry narzucone zakazy.
– Ostatnich 12 miesięcy raczej nie wspominasz dobrze, ale czy w tym czasie wydarzyło się także coś pozytywnego?
– Moi najbliżsi – i mam na myśli szersze grono, niż żona i rodzina – wspierali mnie, zostali ze mną. To pokazało mi, że otaczam się wspaniałymi ludźmi, którzy nie skreślili mnie w ten sposób, jak zrobili to ci, którzy mnie nie znają. Byłem wspierany w najlepszy z możliwych sposobów.
Mogłem pożyć normalnym życiem. Wyskoczyć na koncert, pójść w miejsca, których wcześniej nie miałem okazji odwiedzić. Spotykać się ze znajomymi. Jak już zdążyłem się oswoić w nowej rzeczywistości, to starałem się wykorzystać ten czas. Nie tylko na trening, z którym w początkowej fazie nie było mi przecież po drodze. Trochę poznałem życie innym życiem.
– Tak po ludzku masz poczucie utraconego czasu?
– Na zakończenie zeszłego sezonu ożeniłem się, dzięki wynikom byłem w dobrej pozycji startowej przed kolejną kampanią. Poukładałem swoje życie, otoczyłem się świetnymi ludźmi. Poczułem, że dorosłem, zwłaszcza tenisowo. Często mówiłem, że w końcu naprawdę czuję się gotowy, aby zaatakować pierwszą "pięćdziesiątkę" rankingu ATP. Tak więc cała ta sprawa przytrafiła się w bardzo niefortunnym momencie.
Teoretycznie straciłem rok, ale w praktyce nie wiemy, ile tak naprawdę zajmie mi zanim wrócę – i czy wrócę – na dawny poziom. Straciłem dużo czasu, ale wierzę, że ten bagaż emocjonalny, który ze sobą teraz noszę, mnie wzmocni i wrócę na kort z innym podejściem. Będę w stanie inaczej reagować w różnych sytuacjach. Nieważne, czy przegram, czy wygram: po prostu docenię, że znów mogę to robić.
– Na jedno z pytań fanów odpowiedziałeś, że chcesz zakończyć najbliższy sezon w drugiej "setce" rankingu ATP.
– W pierwszej kolejności, to chcę po prostu wrócić. Rozegrać pierwszy mecz, pierwszy turniej, a później kilka turniejów. Dowiedzieć się, w jakim punkcie jestem, wiedzieć, od czego zaczynam. Wiem, do czego dążę. Byłem już w ITF-ach, przeszedłem tę drogę. Pukałem do najwyższego poziomu i grałem w prestiżowych turniejach. Nie oduczyłem się grać w tenisa. Wiem, że w pewnych aspektach nawet się poprawiłem. To wszystko musi jednak zacząć od nowa funkcjonować, więc nie wiem, ile czasu to zajmie.
Bardzo by mi zależało, aby 2025 rok ponownie rozpocząć w Australii, stąd druga "setka" jest moim celem. Tak po cichu liczę i też to planuję, że uda mi się dostać do wielkoszlemowych eliminacji już na US Open. To wymagałoby jednak naprawdę dobrego grania i przede wszystkim szans w turniejach wyższej rangi, niż ITF. Zakładając, że będzie to pełny sezon bez kontuzji, to cel jest w moim zasięgu i jest jak najbardziej realny.
– W przeszłości rozegrałeś dziesiątki czy nawet setki meczów w takich kurortach, jak Monastyr, Szarm el-Szejk czy Antalya. Nie wiedząc z kim zagrasz, ani kiedy, możemy chyba w ciemno założyć, że najbliższe spotkanie na długo zapadnie w twojej pamięci?
– To może być trudne emocjonalnie. Pierwszy mecz będzie dla mnie swego rodzaju symbolem.
– Jak obecnie wygląda u ciebie temat suplementacji? Podczas naszej ostatniej rozmowy nawet o niej nie myślałeś.
– To dla mnie bardzo drażliwy temat. Wykonałem mnóstwo researchu, aby zapewnić sobie najbezpieczniejszą suplementację, ale już przecież na własnym przykładzie przekonałem się, że nigdy nie można być pewnym. Teraz większość staram się dostarczać organizmowi poprzez posiłki. Suplementację ograniczam do absolutnego minimum.
– Mimo zawieszenia byłeś odwiedzany przez kontrole antydopingowe?
– W tym roku miałem pięć kontroli.
– Demony wracają za każdym razem? Czujesz niepokój?
– Gdy badano mnie przed zawieszeniem, nie sądziłem, że muszę się czegokolwiek obawiać, więc niepokój towarzyszy mi teraz na stałe. Choć znów byłbym bardzo zdziwiony, gdyby mi coś wyszło. Wiadomo, obawy są, ale realnie patrząc, nie mam czego się bać.
– Takie przeżycie musi zostawiać ślady na psychice. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu pewnie nie zastanawiałeś się, jaki będziesz miał wynik kontroli antydopingowej, a obecnie pewnie spędza ci to sen z powiek.
– Dokładnie tak jest. Wcześniej test to był mój zawodniczy obowiązek i na tym się kończyło. Nie było rozmyślania, analizowania. Teraz zastanawiam się, jaki wynik otrzymam. Po czymś takim trudno, aby było tak, jak kiedyś.
– Czego sobie życzysz po dwóch pierwszych tygodniach 2024 roku?
– Nie wiem. Abym mógł po nich dalej grać! (śmiech) Na poważnie, to spokoju i zdrowia. Jeśli to będę miał, to będę mógł pracować na swój powrót.