Przed wyjazdem na igrzyska w Paryżu, Nikola Grbić proponuje... dodatkowy turniej, który ma zagrać reprezentacja Polski siatkarzy. – Później planujemy kolejne wydarzenie. Potrzebujemy trzech drużyn przed igrzyskami, by zagrać "Final Four", czyli w sumie czterech łącznie z nami – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL po Balu Mistrzów Sportu.
Sara Kalisz, TVPPSPORT.PL: – Czy otrzymanie nagrody dla Trenera Roku podczas Gali Mistrzów Sportu było dla pana niespodzianką?
Nikola Grbić: – Tak, właściwie to nikt mi nic nie powiedział (śmiech)! Wspomniano, że zostaniemy wyróżnieni jako Drużyna Roku. Zaznaczono, że w sobotę będziemy wszyscy razem. Aleksander Śliwka napomknął w piątek, że następnego dnia pewnie zostanę Trenerem Roku. Byłem tym zdziwiony. Później Mariusz [Szyszko – przyp. red.] przyznał, że powiedziano związkowi, że nadal nie wiadomo jak to wszystko będzie wyglądało i kto wygra, ale mam spore szanse na triumf. Odparłem mu więc, by przygotował mi coś do powiedzenia po polsku (śmiech).
– Nauczył się pan przemówienia na pamięć?
– Tak, musiałem. Ale w skrócie było tak: powiedziałem Mariuszowi, że to i to chcę zawrzeć w moim przemówieniu. Wypowiedziałem to po polsku, a on zmienił treść na tyle, by moje słowa brzmiały jak "normalny" polski. Mariusz jest świetny, lubię go. Zawsze mogę na niego liczyć. Przykro mi, że nie było go na Balu Mistrzów Sportu – zresztą – odnosi się to też do całego sztabu. Szkoda, że nie mogli przyjść.
– Czy trudno jest zachować głód wygranych po takim sezonie, jakim dla reprezentacji Polski siatkarzy był 2023 rok i po kolejnych wyróżnieniach, które jako zespół i indywidualnie dostawaliście również od fanów?
– Szczerze? Najważniejszą dla nas rzeczą obecnie jest się zresetować. To wszystko, o czym wspomniałaś, nie należy już do nas. Cieszymy się sukcesami, będziemy się w sobotę dobrze bawić, ale kiedy zaczniemy trenować, musimy "wyłączyć" myślenie o minionych sukcesach.
To, co się po takich sezonach zdarza, widziałaś w Chinach. Każdy gra przeciwko nam z pełną mocą. Każdy ryzykuje, nikt nie ma nic do stracenia, ponieważ rywalizuje z pierwszym zespołem rankingu FIVB. Jeśli nas pokonają, będą bohaterami. Musimy mieć tego świadomość. Musimy też się poprawić. Jeśli "osiedlibyśmy" na sukcesach, które osiągnęliśmy w poprzednim roku, nie uroślibyśmy jako drużyna.
– Czy jednak w tym momencie można myśleć o wielkich planach, kiedy kadrowiczów dotyka niespotykana fala kontuzji w sezonie klubowym? Aleksander Śliwka, Bartosz Bednorz, Jakub Kochanowski, Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Wilfredo Leon – lista jest bardzo długa.
– Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Przy obecnym kalendarzu reprezentacyjnym i klubowym ten stan aż tak bardzo nie zaskakuje. Jest mi bardzo przykro i mam nadzieję, że na tym się to skończy, więcej urazów nie będzie.
– Jest ich naprawdę wiele...
– Tak i to nie tylko u nas. Słyszałem od siatkarzy z Trento czy Modeny, że nawet jeśli nie grali w kadrach nie wiadomo ile, wrócili do klubów wyniszczeni. Nie powiem, że można się było tego spodziewać, ale na pewno było niebezpieczeństwo, że tak się stanie. W końcu kiedy użytkuje się auto czy jakąkolwiek maszynę na najwyższym możliwym poziomie przez cały czas i nie zatrzymuje się jej choć na chwilę, by odpoczęła, istnieje prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak. To również może przekładać się na graczy.
Żartowałem z Olkiem, że kiedy złamał palec, będzie miał przynajmniej czas, by odpocząć, a następnie spokojnie przygotować się do następnego sezonu. Mam nadzieję, że to wszystko w temacie urazów.
– Wiem, że ZAKSA Kędzierzyn-Koźle to ważny dla pana klub ze względu na wspólną przeszłość. Czy to, co się mu w tym sezonie zdrowotnie przytrafia, to niespotykany niefart?
– Od czasu do czasu zdarzają się takie sezony – ja sam przeżyłem ich kilka. Trzeba trenować, by "dolać paliwa" do drużyny. Jeśli tego się nie robi, bo przez napięty terminarz nie ma się czasu, siatkarze stają się zmęczeni. Kiedy później grają mecz, szkoleniowiec, by ich nie przeciążyć, mówi, że da im odpocząć. Problem tkwi w tym, że za dwa dni trzeba zagrać kolejne spotkanie. Jest się więc w sytuacji, w której się praktycznie się nie trenuje, a tylko gra. Nie można zawodników zmusić do dodatkowej pracy, ponieważ już są przemęczeni. Na dłuższą metę to recepta na katastrofę.
Kiedy tak, jak ZAKSA, ma się sześciu czy siedmiu graczy niedostępnych lub w niepełnej dyspozycji, nie można normalnie trenować nawet jak znajdzie się na to czas.
– Jest niebezpieczeństwo, że nie będzie wystarczająco dużo graczy, by zagrać mecz.
– Dokładnie. Przed kontuzją Aleksander Śliwka grał cały czas, ponieważ Wojciech Żaliński nawet nie rozpoczął sezonu, Bartosz Bednorz miał problem z mięśniami brzucha, a Daniel Chitigoi złamał palec. Olek musiał więc non stop być na parkiecie. Miał problem z kolanem, dostał chwilę oddechu i nagle przytrafiła mu się duża kontuzja. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka sytuacja będzie miała miejsce. Czasami potrzeba księdza, a nie fizjoterapeuty.
– Kiedy chciałby pan rozpocząć pracę z reprezentacją Polski siatkarzy? Jakie mecze towarzyskie są już zaplanowane?
– Powoli nad tym pracujemy. Rezerwujemy pewne terminy, ale wciąż czekamy. Wysłaliśmy zaproszenia do kadr. Musimy zagrać kilka meczów przed startem Ligi Narodów.
– A ile pan chciałby zagrać?
– Nie ma znaczenia, ile bym chciał, a ile musimy zagrać przed startem rozgrywek, czyli dwa przed VNL, później jeden przed drugim lub trzecim turniejem. Następnie odbędzie się Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Później planujemy kolejne wydarzenie. Potrzebujemy trzech drużyn przed igrzyskami, by zagrać "Final Four", czyli w sumie czterech łącznie z nami.
Obecnie ustalam więc terminy i w międzyczasie rozważam ze sztabem ilu zawodników i kiedy ma zacząć przygotowania, a także kto zagra w pierwszym tygodniu Ligi Narodów. Wciąż nad tym pracujemy. Wiem, że na pewno chcę dać wystarczająco dużo czasu na odpoczynek zawodnikom, którzy zagrają w finałach, europejskich pucharach czy mierzyć się będą z urazami. Chcę, by się zresetowali i jak najlepiej przygotowali do czekających ich wyzwań.
– Czy ma pan idealną datę rozpoczęcia pracy z zawodnikami przed pierwszym tygodniem VNL?
– Zazwyczaj daję co najmniej tydzień wolnego – nawet siatkarzom, którzy nie grają w play-off, a jestem nimi zainteresowany. W zeszłym roku Karol Kłos, Mateusz Bieniek i Grzegorz Łomacz mieli dwadzieścia dni przerwy, ponieważ sezon klubowy zakończyli wcześniej. Dawid Dulski natomiast finiszował z Aluronem CMC Warta Zawiercie, a ja po trzech dniach po niego zadzwoniłem. Wiedziałem, że jest młody i prawdopodobnie nie zostanie z nami aż do kwalifikacji olimpijskich, więc mogłem z niego tak szybko skorzystać. Nie wszystko można więc potraktować jedną miarą, ale generalnie staram się, by każdy gracz miał tydzień wolnego.
– Jesteśmy na półmetku PlusLigi. Czy ktoś personalnie szczególnie pana zaskoczył?
– Na ten moment nie ma nikogo nowego. W zeszłym roku na tym etapie byli to Dawid Dulski i Michał Gierżot. Teraz widzę jednak, że Projekt Warszawa gra bardzo dobrze nawet bez Jana Firleja czy dwóch środkowych, którzy nadal nie zaczęli sezonu.
Warto jednak zaznaczyć, że w sytuacji, kiedy gra się mecz co trzy dni, trudno jest prezentować non stop ten sam poziom. Myślę, że wielu zawodników i generalnie same drużyny będą grały lepiej i lepiej. Mam tylko nadzieję, że wszyscy ten sezon zakończą w zdrowiu. Kiedy ktoś mierzy się z jakimkolwiek urazem, nie można go dobrze przygotować.