{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
"Lewy" w oktagonie. "Krew leci z nosa, a ja mam frajdę"
Filip Kołodziejski /W ostatnich tygodniach w mediach wielokrotnie przewijała się informacja o potencjalnej walce Marcina Lewandowskiego. Wszystko stało się jasne. Biegacz, który w 2019 roku wywalczył brązowy medal mistrzostw świata w Doha, sprawdzi się w oktagonie w federacji Clout MMA. Zdradził, kto go przygotowuje i dlaczego zdecydował się na parafowanie kontraktu.
Pojednanie mistrzów olimpijskich. Kluczowe rozmowy za nimi
Na bieżniach przez lata pokazywał, że trudno zajść mu za skórę. Przyszedł czas na nowe wyzwania. Walka w oktagonie dla "Lewego" to kolejna próba sił na sportowej emeryturze. Coraz częściej mówi się, że jego rywalem będzie Robert Karaś, który w 2023 roku przyznał, iż zażywał niedozwolone środki. Lewandowski przez lata tępił "dopingowiczów", dlatego kibice zacierają ręce na ewentualne starcie. Póki co, biegacz nie chce poruszać tej kwestii. Liczy się przede wszystkim zwycięstwo w debiucie.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt na walkę w federacji Clout MMA?
Marcin Lewandowski: – U mnie dobrze zadane pytanie nie brzmiało: "Czy zawalczysz?", tylko: "Kiedy zawalczysz?". Zakładałem od samego początku kariery, że skończę w sportach walki. Ludzie o tym wiedzieli. Ci, którzy znają mnie na co dzień byli świadomi czego mogą się spodziewać. Bardzo lubię tę formę aktywności. Często sam jeździłem oglądać gale z bliska. Kibicowałem przede wszystkim Michałowi Materli. Treningi zacząłem już przed igrzyskami olimpijskimi w Rio de Janeiro. Wtedy zbierałem pierwsze szlify. To była tylko kwestia czasu, dogadania się i odpowiedniej oferty.
– Kwestie zarobkowe były dla ciebie kluczowe?
– Walczący we freakach rozmawiają na co dzień o niebotycznych pieniądzach. Nie jest tak. Poszczególne osoby dużo mówią, mało robią. Finanse nie były u mnie kluczową kwestią. Mam co robić i na co dzień też zarabiam dobre pieniądze. Przyszedł jednak czas, gdy postanowiłem na chwilę zrezygnować z części obowiązków. Na nowo poczułem w sobie sportową ambicję. Do wyzwań zawsze przykładam się na 110 procent. Nie wezmę pieniędzy za darmo. Nie zrobię z siebie klauna!
– Coraz częściej mówi się, że twoim rywalem ma być Robert Karaś. Jak się do tego ustosunkujesz?
– Coś jest na rzeczy. Nie zamierzam jednak do niego "dymić". Nie będę bawił się w wyzwiska i przepychanki. Chcę załatwić sprawę po sportowemu. Jestem profesjonalistą. Szanuję sam siebie. Wiem, co osiągnąłem w zawodowym sporcie. Pracowałem na własne nazwisko przez wiele lat. Nie chciałbym tego zaprzepaścić w kilka tygodni. Awanturowanie się i rzucanie wyzwisk na wizji zostawiam innym. Chcę po prostu dobrze się bawić i znów poczuć sportową adrenalinę.
– Planujesz tylko jedną walkę?
– Nie. Liczę, że trafi się ich kilka. Zobaczę, jak będę się czuł. Ciekawi mnie, czy będę w stanie realizować się w tym sporcie. Nie zamykam się na propozycje. W moim przypadku określenie: "robienie "kariery w sportach walki" to przesada. Traktuję nowe wyzwanie jako fajną przygodę. Chciałbym zakotwiczyć w oktagonie na dłużej. Wstaję często o 6, by o 8 zrobić trening. Kiedyś, gdy biegałem – nigdy w życiu – nie wstałbym tak wcześnie na ćwiczenia. Coś się we mnie przestawiło. Z uśmiechem na twarzy jadę na przygotowania. Często wracam z obitą twarzą do domu i krew leci z nosa, ale mi to nie przeszkadza. Mam z tego dużą frajdę. Dawno sport mnie tak nie cieszył.
– Kto cię szkoli na co dzień?
– Wspomniany Materla oraz Maciej "Irokez" Jewtuszko. Poświęcają mi bardzo dużo czasu i uwagi, a ja mocno zasuwam. Odwdzięczam się przykładaniem do treningów na maksa. Daję z siebie wszystko.
– Stójka czy parter?
– Lepiej czuję się w stójce, ale trenuję do walki na zasadach MMA. Parter też mi dobrze wychodzi. Spodoba się bardziej, gdy będę więcej potrafił. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby w przyszłości w grę wchodziły walki w formule K-1.
– Zdajesz sobie sprawę, że mit medalisty mistrzostw świata może szybko upaść?
– Wiem, że dołączenie do freak fightów na pewno wpłynie na postrzeganie mnie jako byłem sportowca i medalisty największych międzynarodowych imprez. Nie boję się tego. Zadawałem sobie pytanie: "Co ja mam z tych wyników, które osiągałem?". Odpowiedź brzmi: nic. Nie mogę siedzieć w miejscu. To, że ludzie komentują nasze zachowania nigdy się nie skończy. Szlaki w lekkiej atletyce przecierał Piotr Lisek. Sam otwarcie mówił, że połowa jego fanów odeszła, ale w ich miejsce przyszło tyle samo, a może nawet więcej nowych osób. Nie ma znaczenia jaki mistrzowski tytuł wywalczymy. I tak, i tak połowa nie będzie cię darzyć tak dużym szacunkiem jak reszta. Robię swoje. Nikomu nie układam życia. Nie patrzę, co planują inni. Patrzę na siebie. Póki co, czerpię z tego dużą przyjemność. Realizuję się i spełniam. Tęskniłem za reżimem treningowym.
– Co chcesz sobie udowodnić wchodząc do oktagonu?
– Nie robię tego dla kogoś. Czuję, że sam chcę się sprawdzić. Złapałem bakcyla. Nie boję krwi. Nie boję się bólu okopanych nóg. Gęba nie szklanka. Czuję się bardzo dobrze. Ostatni rok spędziłem w domu z dziećmi i żoną. Jestem bardzo szczęśliwy, ale gdy pojawiłem się na macie poczułem, że nadal bardzo mocno kocham sport. Ile można leżeć w domu i oglądać seriale? Zawsze muszę mieć cel, do którego dążę. Fizycznie jestem świetnie przygotowany.