Jest najlepszym polskim golfistą, ale ma ambicje, by zostać numerem jeden na świecie. Adrian Meronk przeciera szlaki kolejnym biało-czerwonym, będąc sportową wizytówką kraju. W 2024 roku marzy o olimpijskim medalu i podboju PGA Tour. Więcej na ten temat zdradził w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Pamiętasz, kiedy po raz ostatni trenowałeś w ujemnych temperaturach?
Adrian Meronk: – Kilka lat temu w Polsce, gdy przyjechałem na Boże Narodzenie. Pamiętam, jak otwierałem bramkę strzelnicy, na której trenowaliśmy. Na ziemi leżał śnieg. Było -5 albo -6 stopni Celsjusza. Włączałem grzejnik, który dawał mi ciepło. Takie treningi się zdarzały.
– Teraz to raczej niewyobrażalne, bo Dubaj jest twoim drugim domem.
– Od trzech lat "zimuję" w tym kraju. Jest tu instytut trenerski. Mamy dostęp do wszystkich pól golfowych. Możemy trenować w spokoju. Pogoda jest idealna. Wielu zawodników z touru pojawia się na miejscu. Jest z kim ćwiczyć i grać.
– W pierwszym turnieju w 2024 roku zająłeś 10. miejsce. Jak ocenisz występ w Dubai Invitational, który jest zaliczany do cyklu DP World Tour?
– Było bardzo solidnie. Jestem zadowolony z wyniku. Pozytywny start. Nigdy nie wiadomo, czego oczekiwać po pierwszych turniejach. Z dnia na dzień czułem się coraz mocniejszy. Liczę, że w kolejnym występie będę mógł od pierwszego dnia wejść z dobrą formą w rywalizację.
– Zaczęliśmy rok olimpijski. To wyjątkowy czas dla sportowców. Czujesz ekscytację?
– Tak! Igrzyska są dla mnie bardzo ważne. Mam za sobą jeden występ. Wiem, z czym to się je. Czekam na ten start. Mam nadzieję, że trafię z formą i będę walczył o medal.
– Impreza w 2021 roku w Tokio była szalona. Czego się wtedy nauczyłeś?
– Golf w igrzyskach to wyjątkowe wydarzenie. Gra wyłącznie 60 zawodników przez cztery dni. Wszystko może się wydarzyć. Ważne, by atakować od pierwszego dnia. Nie można patrzeć za siebie. Udział w imprezie olimpijskiej to spełnienie marzeń. Będąc w Japonii musiałem oswoić się z nowymi wydarzeniami. Cieszyłem się, gdy pojawiliśmy się w wiosce i mogłem śledzić na żywo inne dyscypliny. Dopingowałem pozostałych Polaków. W 2024 roku chcę się jednak bardziej skupić na własnym starcie. Wtedy byłem zbyt rozproszony.
– Czujesz wewnętrzną presję?
– Staram się omijać to słowo. Dokłada niepotrzebnych nerwów. Podążam za planami treningowymi. Jeśli zrobię wszystko krok po kroku, zyskam pewność siebie, by grać w turniejach. Nie nakładam na siebie oczekiwań wynikowych. Daję z siebie wszystko na polu. Jest to wystarczy, to ok. Jeśli nie, wyciągam wnioski i idę dalej.
– Co zrobić, by większa liczba Polaków zainteresowała się golfem?
– Trzeba jak najwięcej o tym mówić. Gram przez 25 tygodni w roku. Jest mnóstwo czasu, by reklamować, że coś się dzieje. Pomogłaby również budowa nowych pól w mniejszych miastach i miasteczkach. To bardzo ważna kwestia. W Czechach i Niemczech publicznych miejsc do gry jest mnóstwo. Są dostępne dla każdego. Od tego zaczyna się popularyzacja sportu. Poprawa infrastruktury w kolejnych latach będzie kluczowa. Należy zapewnić Polakom dostępność do tego sportu. Moja rola też jest ważna. Chcę promować golfa przez dobre wyniki i postawę życiową. W ostatnich latach widać, że zainteresowanie mocno wzrosło.
– Czujesz się ambasadorem Polski?
– Po części tak. Gdy jestem w Australii, USA czy RPA to większość osób kojarzy mnie z Polską. Przecieram szlaki w golfie. W końcu ktoś musiał być pierwszy. Jestem dumny, że padło na mnie. Chcę przełamywać kolejne bariery. Wierzę, że dołączą do mnie kolejni gracze z naszego kraju.
– Jak można określić naszą sytuację, gdy porównujemy ją do innych europejskich krajów?
– Jest przepaść. Wrócę do Czechów. To zdecydowanie mniejszy kraj od Polski, a mają ponad sto pól. Gra tam ponad 100 tysięcy osób. U nas jest około 30 pól. Pojawia się raptem około 20 tysięcy graczy.
– Może dobrym pomysłem byłoby promowanie golfa za pośrednictwem innych sportowców?
– Jerzy Dudek często jest w Dubaju. Zabiera ze sobą Mariusza Czerkawskiego. Graliśmy już kilka razy. Miałem też okazję rywalizować z Wojciechem Szczęsnym, Janem Bednarkiem, Mateuszem Klichem. Wielu polskich sportowców czynnie gra. Gdy we Wrocławiu trwały drużynowe mistrzostwa świata w speedway'u, reprezentacja żużlowa pojawiła się na polu. Mieliśmy wspólną lekcję. Muszę ich pochwalić. Dobrze im to wychodziło. Sportowcy bardzo szubko łapią bakcyla.
– Grałeś też z selekcjoner Michałem Probierzem?
– Kiedyś spędziliśmy kilka chwil na polu. Odkąd został pierwszym trenerem reprezentacji nie było ku temu okazji. Wiem, że jest czynnym golfistą. Gdy może – gra. Ta dyscyplina jest naprawdę dla każdego.
– Widać, że zainteresowanie golfem z roku na rok rośnie. Po raz kolejny zostałeś wyróżniony w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca w kraju. Tym razem zająłeś 10. lokatę. Co czułeś w tamtej chwili?
– Bardzo się cieszyłem, że drugi raz z rzędu znalazłem się w tym zestawieniu. To dobra reklama. Mam nadzieję, że coraz więcej ludzi uświadomi sobie, iż istnieje taka dyscyplina jak golf. Można uprawiać go zawodowo albo bawić się hobbystycznie. Nawet z całą rodziną.
– Widziałeś wypowiedzi Pawła Fajdka na twój temat? W rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem, dziennikarzem sport.pl powiedział: "Pozytywnym wydarzeniem roku w polskim sporcie był awans Meronka do cyklu PGA Tour. To wyżej nawet niż sukcesy Świątek".
– Pozytywnie mnie zaskoczył. To bardzo miłe. Byłem w lekkim szoku!
– Brak Roberta Lewandowskiego w pierwszej "10" plebiscytu cię zaskoczył?
– Tak. Byłem zdziwiony. Zasłużył na miejsce w TOP 10. Zakładam, że wielu ludzi było w szoku. Nie wiem, czy była to uszczypliwa zagrywka, ale zaskoczenie było duże.
– Jak będą wyglądały twoje najbliższe tygodnie?
– Już w kolejnym wylatuję do USA. Spędzę tam kilka miesięcy. Zacznę rywalizację w PGA Tour – najlepszej lidze świata. To krok do przodu w karierze. Wiążą się z tym: wyjście ze strefy komfortu i kolejne wyzwania. Trzeba zaplanować, gdzie będę startował i mieszkał. Kolejna duża dawka nieznanych rzeczy. Cieszę się. Za dwa-trzy miesiące zobaczymy, jak będzie mi szło. Ewentualnie wtedy będzie można korygować zmiany.
– PGA Tour to odpowiednik tenisowego Wielkiego Szlema?
– Nie. To bardziej piłkarska Liga Mistrzów. Najlepsi z najlepszych.
– Wizualizujesz przed snem zwycięstwa w tym cyklu?
– Wypisałem takie założenia w celach długoterminowych. Oczami wyobraźni staram się to widzieć. Oswajam się z takimi myślami. Liczę, że prędzej czy później się to wydarzy.
– Jest w tobie dziecięca ekscytacja?
– Na pewno. Pojawia się głód rywalizacji na nowym terenie, przeciwko nowym rywalom. Nie będzie łatwo, ale wierzę, że jestem na to gotowy. Mam dobry zespół, który mnie wspiera. Pomogą mi wspinać się jeszcze wyżej w zawodowej karierze.
– Matthew Tipper jest twoim trenerem od kilkunastu lat. Wnioskuję, że nie lubisz zmian?
– Zgadza się. Nie lubię zmian, jeśli coś działa i widać tego efekty. Czuję satysfakcję z naszej pracy.
– Masz czas na odpoczynek i relaks?
– Na tę chwilę jestem w środku kariery. Żyję sportem non stop. Rodzina, najbliżsi i dziewczyna również. Wszystko kręci się wokół startów.
– A co robisz, żeby się "odmóżdżyć" i nie zwariować?
– Medytuję dwa razy dziennie. Staram się codziennie po ukończonej rundzie brać zimne kąpiele. Wtedy ciało odpoczywa i się relaksuje. Uprawiam też inne sporty. Ostatnio dużo grałem w padla. Zainteresowałem się też wave surfingiem. W wolnych chwilach gram na konsoli, oglądam seriale.
– Zatem ulubiona gra i serial to...?
– Gra EA SPORTS FC (dawniej FIFA – przyp. red.). Serial, jeden z ulubionych – "Homeland"
– Jak to jest, że w zestawieniu najlepiej zarabiających sportowców w historii jest aż czterech golfistów?
– Golf jest sportem, który uprawia cały świat. Najbardziej popularny jest w USA. To jedna z najtrudniejszych dyscyplin. Nie idzie jej opanować. Nie można dojść do perfekcji, tak jak w snookerze czy darcie. Golf "uzależnia" wielu ważnych ludzi. Między innymi biznesmeni chcą być w nim idealni, a to niemal niemożliwe. Na najważniejszych turniejach zarabia się bardzo dużo pieniędzy. W tenisie jest podobnie.
– Dążysz do tego, by być jak któraś z golfowych legend?
– To bardzo indywidualny sport. Trudno kogoś naśladować. Można jedynie brać od poszczególnych osób dobre nawyki i zerkać co robią. Na początku oczywiście wzorowałem się na Tigerze Woodsie i Rorym Mcllroy'u. Teraz, po ponad 200 turniejach, wiem, jakim jestem zawodnikiem. Wiem, co lubię. Wykorzystuję doświadczenie. Z biegiem lat wyciągam wniosku. Staję się coraz lepszy. To cieszy.
Czytaj też: "Ścigamy się Golfem z Porsche". Krzyk rozpaczy polskiego olimpijczyka
– W golfie naprawdę jest tak dużo kontuzji?
– Niestety. Cierpią łokcie, nadgarstki i kolana. Często wysiadają plecy. Liczba prób na treningach jest kolosalna. Ciało non stop się obraca. Obciążenia są bardzo duże. Praca z fizjoterapeutami i na siłowni jest bardzo ważna, by unikać urazów.
– Jaki dystans pokonujecie w trakcie turnieju?
– Co rundę przechodzimy od 10 do 12 kilometrów. To nie jest tempo biegowe, ale utrzymujemy stałe zmęczenie przez 4-5 godzin. Da się zmęczyć.
– Kiedy jest najlepszy czas na osiąganie najlepszych wyników dla golfistów?
– Nie ma złotego środka. Im więcej zagrasz turniejów wielkoszlemowych, tym jesteś lepszy. Często zawodnicy w granicach 35-40 lat notują najlepsze wyniki. Trzeba lat pracy.
– Myślałeś o tym, by kiedyś zostać trenerem?
– Nie wiem, czy mam takie zdolności. Mogę pomagać podpowiedziami. Jeśli chodzi o techniczne niuanse – musiałbym skończyć szkołę trenerską. Bez tego ani rusz. W Polsce jest wielu wykwalifikowanych ekspertów. Moim zadaniem jest wspieranie młodzieży. Przed rokiem byłem ambasadorem turnieju dla juniorów "Five Stars". Pojawiłem się w trakcie finału. Chcę wspierać zdolnych golfistów. Być może za kilka lat będzie jeszcze więcej biało-czerwonych w najważniejszych turniejach!