Anna Falkowska ma 16 lat. W tym sezonie zadebiutowała w seniorskim Pucharze Świata, a w poniedziałek wywalczyła złoty medal młodzieżowych igrzysk olimpijskich (YOG) w Gangwon, w short tracku na dystansie 500 metrów. – Zbudowałam nową pewność siebie, udowodniłam sobie, że jestem w stanie osiągać najwyższy poziom i cele, o których wcześniej nie myślałam – przyznała w rozmowie z TVPSPORT.PL.
👉 Majątek za złoto! Tyle zarobią polscy olimpijczycy
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: Widziałem twój ostatni post na Instagramie. Zdjęcia z medalem podpisałaś: "new chapter". Rzeczywiście otworzył się dla ciebie nowy rozdział?
Anna Falkowska, złota medalistka YOG: Myślę, że tak. To dla mnie nowy start. Zbudowałam nową pewność siebie, udowodniłam sobie, że jestem w stanie osiągać najwyższy poziom i cele, o których wcześniej nie myślałam.
– W tej dyscyplinie pewność siebie jest ważna.
– Oczywiście, to podstawa. Trzeba ją budować, żeby osiągnąć sukces.
– Ona została wcześniej jakoś zachwiana?
– Może nie zachwiana, ale nie było osiągnięć, które by mi ją dały. Teraz, dzięki temu, że zdobyłam medal, mam zupełnie inne, nowe spojrzenie.
– Lecąc do Korei myślałaś o złocie? I czy nastawiałaś się właśnie na ten dystans 500 metrów?
– Może nie o złocie, ale o jakimś medalu myślałam na pewno. I tak: celowałam w 500 metrów. To mój najlepszy dystans.
– Dzień wcześniej jechałaś na 1000 metrów. I tam również byłaś blisko podium. Był nawet moment, gdy Angel Daleman i Yang Jingru upadły. Zostałyście wtedy na torze we trzy, ale po chwili bieg "odstrzelono". Miałaś żal o tę decyzję?
– Tak. To naturalne, że miałam żal, bo byłam na pozycji medalowej, a do końca pozostały może ze dwa okrążenia. Cel był już tak bardzo blisko, a tu nagle "bam" i trzeba było jechać wszystko od początku. Kiedy nogi były już porządnie zmęczone. W takim momencie nie wiesz co powiedzieć, ani co zrobić, a za kilka minut musisz być gotowa do dalszej jazdy.
– Zakładam, że w swojej głowie miałaś już ten medal. Jak w te kilka minut wrócić znowu do punktu wyjścia?
– Nie wiem, czy jest na to sposób. Każdy zawodnik chce przeżyć bieg raz: najlepiej, jak tylko się da. I gdy wszystko układa się dobrze, trudno pogodzić się z przerwaniem tego.
– W powtórzonym biegu zajęłaś czwarte miejsce. Trudno było się otrząsnąć, żeby następnego dnia być gotową na ten najważniejszy start?
– Czwarte miejsce nazywane jest często tym najgorszym i rzeczywiście coś w tym jest. Było mi strasznie przykro. Ale nie utrudniło mi to przygotowań do następnego dnia.
– I na 500 metrów się "odkułaś". Od początku czułaś, że jesteś najsilniejsza w stawce?
– Widziałam, że jestem szybka, że moje czasy są bardzo dobre. Myślałam o medalu, ale że najsilniejsza? Nie powiedziałabym. Nie nastawiałam się, że to będzie złoto.
– W finale jechałaś wspólnie z Kornelią Woźniak i był taki moment, w którym byłyście na dwóch pierwszych pozycjach. Miałaś świadomość, że to właśnie ją masz za plecami przez większość biegu?
– Jadąc nigdy nie wiem, kto jest za mną. Czuję tylko zawodnika na plecach i po tym określam, na co mogę sobie pozwolić. W tym biegu wszystko poszło po mojej myśli, natomiast bardzo szkoda mi Kornelki. Walczyła do samego końca i moim zdaniem została niesprawiedliwie osądzona (w samej końcówce Kornelia Woźniak i Chung Jaehee upadły, to Koreanka szybciej wstała i dojechała do mety, dzięki czemu zyskała brązowy medal - przyp. red.).
– A tak szczerze, z perspektywy juniorki, która z imprez jest ważniejsza: młodzieżowe igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata juniorów?
– Młodzieżowe igrzyska olimpijskie. To przeżycie, którego nie da się już powtórzyć. Odbywają się co cztery lata, więc można być na nich maksymalnie raz. To coś niesamowitego dla młodego sportowca, dopiero rozpoczynającego karierę.
– Gdybyś miała możliwość wyboru, czy zdobędziesz złoto tu czy tu, rzeczywiście postawiłabyś na młodzieżowe igrzyska kosztem mistrzostw świata juniorów?
– To już trudniejsze pytanie. Nie jestem w stanie zdecydować. Mam nadzieję, że mistrzostwa świata juniorów też pójdą po mojej myśli.
– Te najbliższe odbędą się w Gdańsku. Mocno się na nie nastawiasz?
– Oczywiście, że tak. Choć podchodzę do nich ze świadomością, że przede mną jeszcze trzy lata w kategorii juniorskiej. Że będę konkurowała ze starszymi zawodniczkami. Ale na pewno moje nazwisko obiło im się o uszy i potraktują mnie jako poważną rywalkę, a nie jakąś dostawkę.
– Myślę, że już po Pucharze Świata Juniorów znały twoje nazwisko. W pierwszym pojechałaś w finale B na 500 i 1000 metrów. W drugim co prawda wystartowałaś tylko w eliminacjach... No właśnie: dlaczego tylko w eliminacjach?
– To były pierwsze Puchary Świata Juniorów w historii. Jak na początek wszystko szło dobrze, ale trzeba też powiedzieć, że nie mieliśmy zagwarantowanych super warunków. Nie było na przykład ciepłych szatni, a na samej arenie było cały czas zimno. Rozchorowałam się. Początkowo myślałam, że mimo to dam radę przejechać te zawody, ale po biegu eliminacyjnym stwierdziłam, że lepiej odpuścić niż rozłożyć się na dobre.
– To właśnie przez tę chorobę nie pojechałaś na "dorosłe" Puchary Świata do Chin i Korei?
– Tam zadecydowała zbieżność terminów. Trudno byłoby dolecieć i startować po bodajże dwóch dniach od zmiany czasu.
– Żałujesz trochę, że nie poleciałaś? Dziewczyny wywalczyły tam historyczny medal w sztafecie.
– Nie, nie żałuję. Takich medali będzie jeszcze sporo, wierzę w to.
– Niemniej przebijasz się do tego seniorskiego świata. W tym sezonie zadebiutowałaś w Pucharze Świata, w Montrealu. Co prawda nie na swoim koronnym dystansie, ale miałaś okazję się spróbować. Jakie wrażenia?
– Moje starty powiedzmy, że były nienajgorsze. Chyba mogę je tak ocenić. A same zawody? Fajnie było zobaczyć coś innego niż Ogólnopolskie Zawody Rankingowe (śmiech). Zobaczenie najlepszych zawodników na świecie, tego jak rozgrywane są biegi, to coś niesamowitego. Duże emocje.
– Byłaś też na mistrzostwach Europy w Gdańsku. Tam jednak dyskwalifikacja na 1500 metrów, później upadek w sztafecie. Szczerze mówiąc bałem się, czy ten weekend nie wpłynie na ciebie mentalnie.
– W tym sporcie nie ma czasu na rozpaczanie. Zawsze za chwilę jest kolejny start. Trzeba się na nim skupić, a z przeszłości wyciągnąć lekcje. Jasne, że nie zawsze wychodzi. Ale zawsze się staram.
– Oby kolejny pobyt w Gdańsku okazał się znacznie bardziej szczęśliwy.
– Też mam taką nadzieję. Czas pokaże. Mogę tylko analizować i pracować ciężko, żeby ten medal był coraz bliżej, aż w końcu będzie na mojej szyi.