| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Śledząc poczynania Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle w obecnym sezonie można odnieść wrażenie, że klub bierze udział w jakimś niezaplanowanym eksperymencie. Do tego niezbyt zabawnym. Jak nie kontuzje, to perypetie z sędziami. A jak nie problem natury sędziowskiej, to konieczność gry ludźmi ze sztabu. Lista historii kuriozalnych może robić wrażenie. A przecież sezon ledwo co minął półmetek...
Kontuzja goni kontuzję
Winą za obecny stan rzeczy w ZAKSIE najłatwiej obarczyć plagę kontuzji. Najłatwiej, ale i najbardziej trafnie. Bo mało kiedy zdarza się, żeby aż tyle plag egipskich spadło na jeden zespół w tej konkretnej materii. Wicemistrzowie Polski nie zdążyli dobrze rozpocząć sezonu, a już musieli szyć z resztek materiału.
Jak zaczęło się sypać, to już masowo. Były trener ZAKSY – Tuomas Sammelvuo – który z zespołem pożegnał się w drugiej połowie stycznia budował skład w sposób bardzo prosty – grał ten, kto mógł. Dość powiedzieć, że w 24 meczach sezonu sprawdził aż... 19 różnych wyjściowych szóstek! Nie mogło być mowy prawie o żadnej selekcji, gdy do tej pory tylko trzech siatkarzy zespołu pozostaje nietkniętych przez żaden uraz.
Atakujący w przyjęciu, środkowy w ataku...
A efektem takiego stanu rzeczy były historie co najmniej kuriozalne. Jak ta z pierwszego meczu w sezonie z Asseco Resovią Rzeszów. Trener Sammelvuo już wtedy nie tylko nie miał zmienników na daną pozycję, ale i w kilku przypadkach nie miał żadnego wyboru.
"Wesoła" selekcja doprowadziła do tego, że atakujący Łukasz Kaczmarek musiał bawić się w przyjmującego, a za atak odpowiadał środkowy Andreas Takvam. Aha, rozgrywających też w składzie zabrakło. Wówczas przeciwko rzeszowianom debiutował sprowadzony na szybko Radosław Gil.
Puchar zmienia właściciela
W takich warunkach trudno o rywalizację z najlepszymi. Nawet zespół tak doświadczony i sprawdzony na różnych polach bitwy musiał się o tym przekonać. I przekonał szybko. Sytuacja kadrowa zaczęła przekładać się na położenie w ligowej tabeli. A to już bezpośrednio wpłynęło na brak możliwości obrony tytułu.
ZAKSA wypadła poza najlepszą ósemkę PlusLigi i pożegnała się z grą w Pucharze Polski. Od sezonu 2015/16 kędzierzynianie co roku byli w najlepszej czwórce rozgrywek wygrywając pięć z siedmiu rozgrywanych w tym czasie edycji. Ostatnie cztery podejścia to cztery finałowe zwycięstwa z Jastrzębskim Węglem. Okoliczności sprawiły tym razem, że puchar zmieni właściciela.
Wypadnięcie z Ligi Mistrzów o krok
Bardzo niewiele brakowało także, żeby i z Ligą Mistrzów ZAKSA pożegnała się przedwcześnie. W grupie z Ziraatem Bankasi, Olympiakosem i Knack Roeselare kędzierzynianie do ostatniej kolejki bili się o awans do fazy pucharowej. I jedną nogą byli już poza rozgrywkami.
W decydującym starciu z zespołem z Belgii dał o sobie znów znać kędzierzyński charakter. ZAKSA wróciła do meczu ze stanu 0:2, wygrała po tie-breaku i awansowała do 1/8 finału rozgrywek. Rzutem na taśmę, ale najważniejsze, że skutecznie.
Wróciły zwycięstwa? Zatem żegnamy trenera
Po serii czterech porażek z rzędu ZAKSA wróciła na zwycięski szlak. Po wygranej w Lidze Mistrzów przyszło zwycięstwo w PlusLidze, a zaraz po nim... zwolnienie trenera. Powiedzieć, że wybrano niespodziewany moment, to nie powiedzieć nic.
"Decyzja Zarządu ZAKSA S.A. o odsunięciu Tuomasa Sammelvuo od prowadzenia Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle została podyktowana niezadowalającym wynikami sportowymi osiąganymi przez drużynę" – argumentowano w oficjalnym oświadczeniu. Prowadzenie zespołu powierzono tymczasowo Adamowi Swaczynie.
Mecz-kuriozum
I ten też szybko przekonał się, że kto siedzi u steru ZAKSY, ten się w cyrku nie śmieje. Kolejna historia absurdalna spotkała kędzierzynian w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Samo zwycięstwo 3:2 z Halkbankiem Ankara, choć niezwykle istotne, było jedynie tłem do "popisów" meczowych sędziów.
Przez błąd z liczeniem punktów spotkanie przerwano na ponad 17 minut. Marcin Janusz mówił później o "najdziwniejszym meczu w swojej karierze", a Łukasz Kaczmarek, odbierając nagrodę MVP, rzucił tylko do kamery: "zdecydowanie sędziowie MVP". Ale dobrze, grunt, że wygrana wpadła na konto polskiego klubu.
Członek sztabu i pracownik urzędu na boisko!
Następne starcie trudno nazwać wybitnie normalniejszym. I znów padło na Resovię po drugiej stronie siatki. Przed spotkaniem 20. kolejki PlusLigi z gry w zespole ZAKSY wypadło dwóch podstawowych zawodników – Łukasz Kaczmarek i Bartosz Bednorz. I znów zaczęło się lepienie dziur.
Do tego stopnia, że duet przyjmujących od drugiego seta stanowili... członek sztabu szkoleniowego i pracownik urzędu w Kędzierzynie-Koźlu. Przymusowy eksperyment koniec końców nawet mimo porażki 0:3 źle nie wypadł, bo zarówno Justin Ziółkowski, jak i Krzysztof Zapłacki stanęli na wysokości zadania. Niemniej jednak uciekanie się do takich rozwiązań nie jest niczym normalnym.
Normalna i nienaturalna dla ZAKSY jest także obecna sytuacja w lidze. Po 19 meczach kędzierzynianie mają zaledwie 26 zdobytych punktów. 10. miejsce w tabeli to wynik daleki do zadowalającego. Na szczęście pozostawiający jeszcze możliwość na grę o medale.