{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Przywilej dla Polaków. Skorzystali z niego pierwszy raz w historii
Dawid Brilowski /Felix Pigeon nie brał udziału w indywidualnej części piątkowych kwalifikacji. Gabriela Topolska wystartowała tylko na jednym z dwóch "swoich" dystansów. Mimo to oboje wystąpią w finałach. To przywilej przysługujący gospodarzom Pucharu Świata w short tracku. Polacy mają go po raz pierwszy.
Czytaj też:
Mamy medal! Wspaniały początek mistrzostw świata
Sensacja za oceanem! Polak z medalem mistrzostw świata
Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) organizuje Puchar Świata w short tracku od sezonu 1998/99. Zwykle gospodarzy wybiera według kontynentalnego klucza. Po dwa z sześciu weekendów przysługują chętnym z Ameryki, Azji i Europy. Na Starym Kontynencie cykl gościły już 23 miasta w 12 krajach – najczęściej niemieckie Drezno (9) i holenderski Dordrecht (6). Zawody odbywały się zarówno w lokalizacjach oczywistych, jak i shorttrackowo kompletnie egzotycznych, jak Sofia, Trnawa czy Graz. Wreszcie przyszedł czas na Polskę.
Bo choć w ostatnich latach w naszym kraju rozgrywano mistrzostwa świata juniorów czy mistrzostwa Europy w tej dyscyplinie, na Puchar Świata od ISU mogliśmy liczyć jedynie na torze długim. Trwający weekend to absolutny debiut. I to jaki! Zawody w Gdańsku są finałem sezonu. To tu wręczone zostaną Kryształowe Globy.
Puchar Świata w short tracku. Jakie przywileje przysługują gospodarzom?
Organizowanie Pucharu Świata wiąże się z pewnym sportowym przywilejem. Nie chodzi jednak o zwiększone kwoty startowe, jak bywa w większej liczbie dyscyplin. W short tracku gospodarze mają prawo do wyznaczenia zawodników, którzy nie będą musieli brać udziału w kwalifikacjach i od razu znajdą się w finałowej części rywalizacji.
Haczyk? Jest i to właściwie na tyle spory, że... nie każdemu opłaca się korzystanie z tej furtki. Według regulaminu łyżwiarz, który ma otrzymać "dziką kartę" musi być najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem kraju-gospodarza w światowym rankingu na danym dystansie lub najlepszym biorącym udział w danej konkurencji "co potwierdzają wyniki zawodów międzynarodowych po 1 lipca 2022".
Nie ma więc dowolności. – Felix [Pigeon] jest najwyżej z naszych zawodników na 1500 metrów, dlatego mógł dostać taką szansę – tłumaczy Urszula Kamińska, trenerka reprezentacji Polski. "Dziką kartę" na tym samym dystansie otrzymała też Topolska. Pigeon skorzystał z przywileju gospodarza również na 1000 metrów.
Na podobny krok nie zdecydowano się w przypadku Kamili Stormowskiej. – Nie chciała z tego skorzystać. Te krótsze biegi charakteryzują się tym, że pozycja startowa jest ważna. A zawodnik dołączany zawsze ustawiany jest na ostatnim torze – wyjaśnia Kamińska.
Z tego też względu korzystanie z tej furtki jest kompletnie przeciwskuteczne w przypadku rywalizacji na 500 metrów. To konkurencja, w której miejsce startu jest szalenie istotne, a skazywanie swojego lidera (bo z "dzikiej karty" skorzystać może przecież tylko najlepszy z danej reprezentacji) na skrajnie zewnętrzny tor jest skrajnie nierozsądne.
Na szczęście biało-czerwoni w kwalifikacjach spisali się bardzo dobrze. Do sobotnich finałów poza Pigeonem i Topolską zakwalifikowali się też: Stormowska, Diane Sellier i Łukasz Kuczyński (wszyscy na 500 m), a do niedzielnych: Sellier, Kuczyński, Michał Niewiński (500 m) i Stormowska (1000 m).