Stać mnie na rekordy życiowe – mówi wprost Oliwer Wdowik, który wraca do ścisłego grona polskich sprinterów. 22-latek ma za sobą wiele zdrowotnych perypetii. Złoto mistrzostw Polski uświadomiło mu, iż warto było zacisnąć zęby. Lekkoatleta jest przekonany, że Polacy są na dobrej drodze, by poprawić najlepszy wynik w historii kraju na 100 metrów.
Gdy większość kibiców uwagę skupiła na Marku Zakrzewskim na piedestale pojawił się Wdowik. 22-latek wrócił na najwyższy stopnień podium po wielu zdrowotnych perypetiach. Mierzy w życiowe rekordy, chociaż wie, że przed nim jeszcze bardzo dużo pracy. Sprinter otwarcie mówi, iż biało-czerwonych stać na rywalizację z najszybszymi w Europie Włochami. Być może ta sztuka uda się za kilka miesięcy w Rzymie, gdzie przeprowadzone zostaną mistrzostwa Starego Kontynentu.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Wiele osób zwątpiło w twoje umiejętności, a ty na przekór zostałeś mistrzem kraju. Jakie to uczucie?
Oliwer Wdowik: – Złoty medal nie jest dla mnie nagrodą. Wywalczyłem go. Miałem w ostatnich miesiącach dużo problemów zdrowotnych. Zabawne, że w Toruniu – pod względem technicznym – miałem najgorszy bieg w sezonie, a i tak wygrałem. Dobry prognostyk. Wreszcie wróciły miejsca na podium i stabilizacja.
– Możesz przybliżyć, jak wyglądały minione miesiące?
– Ostatnie dwa lata mogę określić wyrażeniem: "pod górkę". Za każdym razem w trakcie okresu przygotowawczego pojawiały się kłopoty albo w drugim tygodniu startów, albo chwilę przed pierwszym występem. W tym sezonie też mam problem z mięśniem półścięgnistym. Na szczęście nie ma żadnego poważnego uszkodzenia, dlatego mogę biegać. Mimo wszystko treningi były bardzo okrojone. Wykonywałem podstawowe rzeczy. Wspólnie ze szkoleniowcem obaliliśmy mit, że nie ćwicząc na maksa da się szybko biegać. Czuję, iż mogę osiągać rekordy życiowe. Wyciągam wnioski z sezonu halowego. Na pewno coś zmienię w kolejnych przygotowaniach.
– Byłeś w dołku?
– Psychicznie było mi trudno. Nie potrafiłem nastawić się dobrze przed zawodami. Najwięcej w głowie działo się w trakcie rozgrzewki. Potem emocje opadały. Cieszę się, że to się zmienia. Podołałem wyzwaniu. Znów mogę wygrywać. Gwarantuję, iż jeśli będę w stu procentach zdrowy pobiegnę jeszcze szybciej. Na co dzień współpracuję z psychologiem – Mikołajem Centkowskim. Wypracowaliśmy model i strukturę działania. Wiem, jak radzić sobie podczas ważnych startów. Nie chcę nic zmieniać. To działa!
– Jak poradziłeś sobie z największymi kłopotami?
– Dojrzałem jako zawodnik. Na tę chwilę jestem sprinterem, który nie obawia się żadnego rodzaju imprez. Stres mnie nie zjada. Wydoroślałem przez perypetie, które spotykałem na drodze. Wychodzi na to, że mogę biegać nawet z "jedną nogą". Z punktu medycznego nie powinienem w ogóle startować, ale podjąłem ryzyko. Na tę chwilę nie żałuję. Zdobyłem dużo punktów rankingowych. Otworzyło mi to wiele ścieżek. Chcę je wykorzystać w lecie.
– Gdy pojawiły się pierwsze dobre wyniki nie potrafiłeś wysiedzieć w miejscu. Pojechałeś trenować do Warszawy. Jak to teraz wygląda?
– Chciałem spróbować czegoś nowego. Padło na Warszawę i współpracę z Pią oraz jej taką Jarosławem Skrzyszowskim. Zyskałem tam ogromną wiedzę na temat biegania. Otworzyłem głowę na wiele nowych kwestii. W tym mieście każdy chce być najlepszy. Wróciłem po roku do Rzeszowa, do poprzedniego trenera Janusza Mazura. Cieszę się, że tak to się poukładało. Praca przyniosła efekty, szkoda jednak nieco braku wywalczenia minimum na HMŚ w Glasgow. Miałem zbyt mało startów, ale pozostaję spokojny. Doceniam to, co mam. Przez ostatnich kilkanaście miesięcy nie miałem nic.
– W Glasgow nie powalczysz, a na co cię stać w kolejnych miesiącach?
– Chcę namieszać w Rzymie w trakcie mistrzostw Europy. Otwarcie myślę o finale. Jestem gotowy na rywalizację z seniorami. Nie wymiękam. Nastawiamy się także na bieganie w sztafecie 4x100 metrów. Poziom z roku na rok rośnie. Niby koledzy wracają powoli do zdrowia i jesteśmy lekko "pod gruzami", ale liczę, że do maja wrócimy w pełnym składzie i powalczymy w World Athletics Relays 2024 w Nassau. Jeszcze nie biegaliśmy w optymalnym składzie. Czas to zmienić. Nie odstajemy mocno od Włochów. Finały międzynarodowych imprez są w naszym zasięgu. Rekord Polski jest celem.
– Marian Woronin w kółko powtarza, że czeka na poprawienie rekordy kraju na 100 metrów (10.00 s – przyp. red.) z 1984 roku. Jak na to reagujesz?
– Spokojnie. Chcę ustabilizować formę na poziomie 10.20 sekundy. Moment na rekord kraju jeszcze przyjdzie. Dajcie nam czas. Każdy trenuje inaczej. Rozwijamy się, dlatego też wkradają się kontuzje. Któryś z nas to na pewno zrobi. Jestem przekonany.