| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Przed Jagiellonią Białystok mecz z beniaminkiem PKO Ekstraklasy Ruchem Chorzów. Żółto-czerwoni stoją przed szansą utrzymania się na pozycji lidera ligi. Zdaniem piłkarza Jagi Jarosława Kubickiego Jaga będzie walczyć w tym sezonie o najwyższe cele. – W Zagłębiu zdobyłem brązowy medal. Pierwszy cały sezon w Lechii zakończyłem z brązowym medalem i Pucharem Polski. No i teraz pierwszy sezon w Białymstoku… Mam nadzieję, że będzie coś ciekawego – mówi Kubicki.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Zaczniemy po podlasku. Podoba się dla ciebie Białystok?
Jarosław Kubicki, Jagiellonia Białystok: – Bardzo dobre miasto do życia, choć mieszkam pod Białymstokiem, na wsi. Ale mam kilkanaście minut do centrum, pięć minut na trening. Trzeba przyznać, że mniejsze miejscowości są bardzo dobrze skomunikowane z Białymstokiem.
– Nie jesteś zbyt medialnym piłkarzem?
– To już zależy od mediów i propozycji rozmowy. Jeśli jest taka chęć, to oczywiście nie odmawiam. Zawsze możemy porozmawiać. Choć można zauważyć, że częściej media skupiają się na rozmowach na przykład z napastnikami i skrzydłowymi, od których często zależy wynik meczu. Oni mają więcej liczb i częściej proszeni są o wywiady. Środkowym pomocnikom o to nieco trudniej.
– Dostałeś tu drugie życie piłkarskie, czy przeciwnie, bo jednak jesteś dość często piłkarzem rezerwowym?
– Czy drugie życie? Raczej bym tego tak nie nazwał. Czuję się piłkarzem pierwszego składu. Trener dobrze wie, że w każdej chwili, gdy jestem zdrowy, to może na mnie liczyć. Szczerze, jeśli nie gram, to czuję się z tym źle. Nie ma tego, że akceptuję występ na ławce rezerwowych. Patrzę na to, by grać w każdym meczu od pierwszej minuty. Nie lubię siedzieć na ławce.
– A na jakiej pozycji czujesz się najlepiej? Byłem zdziwiony, gdy widywałem cię na pozycji numer dziesięć, a czasami nawet biegałeś po skrzydle.
– Ja ogólnie lubię grać w piłkę. To, gdzie będę grał, nie ma dla mnie większego znaczenia. Oczywiście mam swoje ulubione miejsce na placu gry. Lubię być wystawiany na pozycji numer osiem.
– Dlaczego?
– To pozycja, na której mogę swobodnie się poruszać, w ofensywie jestem ustawiony troszkę wyżej, niż przed stoperami i częściej mogę wbiec w pole karne. Nie mam jeszcze zdobytej bramki dla Jagi. To jest dobry czas, żeby w końcu tego dokonać.
– Zaczynałeś w Lubinie. Zgodzisz się z takim stwierdzeniem, że Zagłębie Lubin, to klub nieambitny?
– Nie zgodzę się. Myślę, że Zagłębie chce być wyżej w tabeli. Każdy klub dąży do tego, by być w czubie ligi, tylko coś nie pozwala im wyjść wyżej. Nie wiem, jaka jest tego przyczyna. Ten sezon też dobrze zaczęli, a później przyszła słabsza seria.
– A jak wspominasz czasy gry w Lubinie? Wystąpiłeś w ponad 120 meczach.
– Bardzo dobrze wspominam. Jestem z Lubina, tam mam przyjaciół, często wracam w swoje rodzinne strony. W zasadzie każde chwile mojej kariery wspominam dobrze.
– Mam wrażenie, że jednak będziesz kojarzony bardziej w myślach kibiców z Lechią Gdańsk. Tam 175 oficjalnych meczów.
– Mam więcej meczów w ekstraklasie w Lechii, ponieważ w Lubinie jednak przez jeden sezon grałem też w pierwszej lidze. Stąd może taka duża różnica.
– Jesteś zadaniowcem? Gdzie nie przyjdziesz, tam wchodzisz do pierwszego składu…
– Zauważyłem taką zależność. Gdy dołączyłem do seniorów Zagłębia Lubin, już po awansie do Ekstraklasy, to zajęliśmy trzecie miejsce. Pierwszy cały sezon w Lechii również zakończyłem z brązowym medalem i Pucharem Polski. No i teraz pierwszy sezon w Białymstoku…
– Talizman?
– Mam nadzieję, że też będzie coś ciekawego.
– W Lechii mieliście też gorszy czas, bo przecież były zaległości z płatnościami, problemy z komunikacją pomiędzy zawodnikami, sztabem, właścicielem i kibicami…
– Nie miało to na mnie wpływu. Zawsze w pełni profesjonalnie podchodzę do swoich zadań w trakcie meczu i treningu. Nie mogę nic z tym zrobić, że nie udało nam się utrzymać.
– Analizowaliście ten sezon wspólnie z drużyną?
– Tak. Analizowałem go również sam ze sobą. Spędziłem nad tym sporo czasu, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że dałem z siebie wszystko.
– No z klubu, który spadł, przyszedłeś do klubu, który prawie spadł i ma problemy finansowe, o czym wspominał wielokrotnie prezes Pertkiewicz i dyrektor Masłowski.
– Odpowiedź jest oczywista. Jagiellonia Białystok ma wielu dobrych zawodników. Mamy wysoką jakość indywidualną. Z takich podwalin można stworzyć niezły zespół, co zresztą obecnie widać. Przychodziłem latem, jako jeden z ostatnich. Nie ukrywam, że sprawdzałem nowych zawodników transferowanych przez Jagiellonię.
– No i można powiedzieć, że zostałeś obdarowany zaufaniem przez dyrektora Masłowskiego. Rzadko zdarza się, by nowy zawodnik dostał w tym klubie dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia go o kolejny rok.
– Nawet o tym nie wiedziałem. Ale przyznam, że roczny kontrakt, to nie jest dobra sprawa dla zawodnika. W połowie sezonu myśli się już o tym, co będzie się robiło w nowym sezonie, jest niewiadoma. To nie służy grze.
– Gdzie piłkarsko najbardziej się rozwinąłeś?
– Nie wskażę konkretnego czasu, ponieważ z każdego półrocza szedłem krok do przodu w swojej karierze. Nie miałem jednego momentu, w którym bym wystrzelił z formą. Z każdym rokiem stabilniej. Jak już jeść, to jadłem małą łyżeczką. Zachowywałem stabilność i pewnie dzięki temu rozegrałem tyle meczów w Ekstraklasie.
– Jesteś jednym z najbardziej doświadczonych ligowców w kadrze Jagiellonii. Mogą na praktyki przyjść do Ciebie, Tarasa Romanczuka i Jesusa Imaza.
– Mogą na treningach podpatrzeć, ha, ha!
– Stoicie przed historycznym wyczynem, chociaż mecz z Lechem się nie udał.
– To prawda, choć grałem tylko 20 minut, więc mogę wypowiedzieć się o swoim występie.
– Jaki był?
– To był średni dla mnie mecz. Miałem piłkę kilka razy przy nodze i starałem się z tego coś kreatywnego stworzyć i całe szczęście zakończyłem ten mecz z asystą. Mogłem oczywiście jeszcze bardziej pomóc, ale nie udało się.
– Trafia do ciebie filozofia trenera Siemieńca?
– Lubię mieć piłkę przy nodze, lubię, gdy mój zespół prowadzi grę w spotkaniu. To do mnie idealnie przemawia.
– Jagiellonia jest dobrym miejscem dla piłkarzy? Finansowo jest jeszcze różnie. Dyrektor Masłowski przed kilkoma miesiącami mówił w TVPSPORT.PL, że Jagiellonia jest klubem, który nie płaci wysokich kontraktów.
– Myślę, że jest dobrym kierunkiem dla młodych piłkarzy, bo mogą się wiele nauczyć w krótkim czasie. Ja sporo się nauczyłem w pół roku. Oczywiście ci, którzy kiedyś tu jeszcze przyjdą, muszą zauważyć to, że można z Jagiellonii wiele dobrego dla siebie wynieść. Świadomość jest tu kluczowa.
– Ale młodzi raczej nie będą mogli liczyć obecnie na wiele występów w pierwszym składzie. Kadra Jagiellonii jest silna i kompletna. Można domniemać, że Alan Rybak, czy Szymon Stypułkowski, czy nawet Jakub Lewicki wiele okazji do gry mieć nie będą?
– W sporcie szansa dla zawodników rodzi się czasami z przypadku. Debiutując w Zagłębiu, dostałem właśnie taką szansę i tak rozpoczęła się moja przygoda z ekstraklasą. Poza tym przez cały sezon nie gra tylko jedenastu zawodników, potrzebujemy wszystkich, którzy są gotowi, żeby wejść do gry na takim samym poziomie jak Ci, co wychodzą w danym meczu od początku spotkania.
– Spodziewałeś się takiego sezonu?
– Gdy przyszedłem do Jagiellonii to powiedziałem, że będziemy walczyć o pierwszą piątkę.
– Wracasz myślami do finału Pucharu Polski z 2019 roku?
– Czasami tak, bo to wielki mój sukces w sportowej karierze.
– Co było wtedy siłą Lechii?
– Dobrze broniliśmy. Mieliśmy zawodników, którzy naprawdę potrafili poświęcić się dla obrony. Do tego dochodziły szybkie ataki, które dla rywali bywały zabójcze. Z trzech strzałów potrafiliśmy zdobyć dwie bramki i wygrać mecz.
– Teraz jest odwrotnie…
– Mamy więcej strzałów i zdecydowanie większe posiadanie piłki.
– Gdzie widzisz pole do poprawy w grze Jagiellonii?
– Można wskazać grę w defensywie. Strzelamy dużo goli, ale mamy też zbyt wiele bramek straconych.
– Widać było to w spotkaniu z Lechem.
– Trochę tak. Żałowałem strzału Caliskanera. Uderzył idealnie, zabrakło tylko rykoszetu, żeby piłka wpadła do bramki. Szkoda, bo ten mecz był prawdziwym świętem kibiców. Uratowany remis w takich okolicznościach smakowałby wyjątkowo.
– Dobrą okazją do rewanżu będzie mecz z Ruchem Chorzów?
– Kluczowe jest to, że gramy ten mecz u siebie.
– Porażka z Lechem, to też cios marketingowy dla Jagiellonii, bo upadł mit twierdzy.
– Trzeba będzie zacząć liczyć od nowa. Powiedzmy, że Lech wbił tylko jakiś miecz w te mury, a do końca sezonu mury twierdzy pozostaną całe.
– Brakuje tylko w twojej karierze gry za granicą. Skorzystałbyś z latem z jakiejś oferty, gdyby się pojawiła?
– Wszystko zależy od klubu, bo mam ważny kontrakt.
– Chciałbyś swoje CV uzupełnić o zagraniczny klub?
– Wielokrotnie miałem okazję, ale kluby, w których grałem, nie chciały mnie puścić. Niemniej chciałbym kiedyś jeszcze spróbować sił za granicą. Jeżeli pod koniec kontraktu z Jagiellonią pojawiłaby się oferta z zagranicy, to bym ją rozważył.