| Siatkówka / Reprezentacja

Medalistka LN o kadrze: nie zmienia się tego, co się sprawdza

Julia Nowicka (fot. Volleyball World)
Julia Nowicka i Monika Fedusio (fot. Volleyball World)

Julia Nowicka to rozgrywająca BKS Bielsko-Biała. W 2023 roku wywalczyła z reprezentacją Polski siatkarek brązowy medal Ligi Narodów. W TVPSPORT.PL opowiada o trenerze, Tore Aleksandersenie, który zmienił jej życie, o kadrze, dzieciństwie czy igrzyskach.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Polka w sportowym "gwiazdozbiorze". Kiedy wróci do gry?

Czytaj też

Martyna Czyrniańska ciesząca się z awansu na igrzyska olimpijskie (fot.

Polka w sportowym "gwiazdozbiorze". Kiedy wróci do gry?

Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Gdybyś miała być postacią z bajki, kim być była? 
Julia Nowicka:Hmmm...

– Chyba mam jedno skojarzenie. Cięty język, wyrazisty charakter, brak strachu przed wygłaszaniem własnych poglądów, pozytywne nastawienie do życia i nieodzowny kok.
– Aż się boję (śmiech).

– Mała Mi z Muminków.
– (śmiech) Wiesz, że bałam się tej bajki, kiedy byłam mała? Mama mi to powtarzała. Najbardziej przerażała mnie ta duża, fioletowa postać. 

– Buka?
– Tak, Buka. To nie była więc moja bajka, ale zastanowię się nad postacią, która pasuje do mnie najbardziej.

– Mamy czas. A jaka była twoja ulubiona bajka? 
– Niestety Teletubisie, które ryją banię, ale też Reksio, Bolek i Lolek, Krecik... 

– Czyli Bielsko-Biała było ci pisane. To stąd są i Reksio, i Bolek i Lolek.
– Poniekąd tak, bo moja mama jest z Bielska, podobnie jak cała rodzina z jej strony. Poniekąd czuję się bielszczanką, bo to właśnie tu spędzałyśmy święta. Bardzo dobrze znam to miasto; zanim tu zagrałam, poznałam prawie wszystkie jego kąty.

– Twoja mama była siatkarką, prawda?
– Tak, razem z ciocią występowały z BKS-ie. W pewnym momencie mama wybrała studia i poszła grać do Opola, do pierwszej ligi. Ciocia występowała natomiast profesjonalnie w kadrze, miała regularną siatkarską karierę. 

– Jak się nazywa?
– W kadrze Polski grała jako Iwona Hołowacz. 

– Ta wspomniana Mała Mi z początku wywiadu pasowała mi do ciebie nie tylko przez cięty język, ale też umiejętność... walki. Nie tylko na słowa, ale i szermierczą. To był twój pierwszy sport, prawda?
– Ta szermierka cały czas za mną chodzi (śmiech). Zawiodę cię, bo nie miałam nic wspólnego z szablą, czy jak to się nazywa. Nigdy nawet nie miałam jej w ręce! Przez okres, kiedy trenowałam ten sport, uczono mnie jedynie kroków, które były bardzo wymagające. Poprawne przemieszczanie się było bowiem dla trenerów kluczowe. Bazował na tym cały trening poza częściami ogólnorozwojowymi.

– Nie dali wam nawet powalczyć "na żarty"?
– Niestety nie. 

– To mogło zniechęcić, co?
– Tak, bo całe tygodnie treningu wyglądały podobnie. Co ciekawe, poszłam na szermierkę, bo... lubiłam miecze. Zresztą do teraz lubię, nie ma się co oszukiwać. Myślałam więc, że ten sport będzie fajny, będę walczyć z innymi na miecze, ale szybko sprowadzono mnie do parteru i treningi zaczęły być nudne. W tym samym czasie pojawiła się sekcja siatkówki i to na nią się zdecydowałam. Od razu wiedziałam, że to jest to, co chcę robić. Nigdy w mojej głowie nie było ani jednej wątpliwości.

Sprzyjało mi też to, że mój tata trzymał rękę na pulsie i sam grał w siatkówkę. Ma licencję trenera. Na tym sporcie zna się bardzo dobrze od strony technicznej. Pamiętam, że spędzałam niezliczone godziny razem z nim w hali, kiedy prowadził drużynę amatorską. Obijałam wtedy piłkę o ścianę kilka tysięcy razy. Sprawiało mi to wielką radość, tata do niczego mnie nie zmuszał. Pamiętam, że sama uczyłam się plasa lewą i prawą ręką, wymyślałam sobie kolejne kombinacje, by urozmaicić trening. Kiedy tata kończył zajęcia, znajdował dla mnie czas na szkolenie elementów siatkarskich. Tak upływały mi w dzieciństwie niezliczone godziny. 

Jestem też wdzięczna mamie. Zawsze studziła moje emocje i przestawiała mi sytuacje obiektywnie. Przez to też bardzo szybko sama nabyłam tę umiejętność. Rozumiałam pewne sytuacje wcześniej i nie zostawałam z nimi sama.

– Opowiadaj skąd obok siatkówki fascynacja mieczami?
– Nie była to wielka fascynacja, bardziej kopiowanie brata. Jest ode mnie starszy, interesował się anime, Gwiazdnymi Wojnami. Być może dzięki temu weszłam do tego świata. Nie nazwałabym tego jednak moim hobby. Po prostu za dzieciaka wydawało mi się, że szermierka to władanie mieczem i dobra zabawa. Okazało się zgoła odwrotnie (śmiech).


Polka w sportowym "gwiazdozbiorze". Kiedy wróci do gry?

Czytaj też

Martyna Czyrniańska ciesząca się z awansu na igrzyska olimpijskie (fot.

Polka w sportowym "gwiazdozbiorze". Kiedy wróci do gry?

– Jak dużą rolę w kształtowaniu tego, kim teraz jesteś i twojego charakteru miał fakt, że wychowywałaś się ze starszym bratem?
– Powiem ci, że nie do końca się z nim wychowywałam. Od zawsze mieliśmy bardzo bliski kontakt, ale jest to przyrodni brat. Nigdy z nim nie mieszkałam. Mimo to widywaliśmy się bardzo często, jeździliśmy razem na każde wakacje. Myślę, że im jesteśmy starsi, tym lepsze mamy relacje. Choć jest między nami osiem lat różnicy, to lepszego brata nie mogłam sobie wymarzyć. Przyjeżdża na moje mecze, kiedy tylko może. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Widujemy się kiedy tylko możemy.

– Czyli na co dzień wychowywałaś się sama? 
– Tak. 

– Co dzięki temu zyskałaś, a co straciłaś?
– Na pewno zyskałam pełną uwagę rodziców. Gdybym miała młodsze rodzeństwo, mogłoby się to różnie rozłożyć. Zresztą, mówi się, że to właśnie najmłodszemu zawsze poświęca się najwięcej uwagi. W mojej sytuacji cała uwaga mamy i taty skierowana była właśnie na mnie. 

Czy w czymś ci to przeszkadzało?
– Na wiele rzeczy rodzice nie pozwalali, ale też nie byli surowi. Zawsze miałam więc z nimi bardzo dobre relacje i kontakt. Z perspektywy czasu cieszę się, że nie pozwalali mi na pewne rzeczy, bo w przeciwnym razie na pewno zrobiłabym jakieś głupoty. Dzięki temu nie zmarnowałam sobie kariery. Wszystko potoczyło się więc tak, jak miało potoczyć. 

– Czego więc chciałaś, a na co nie pozwalali rodzice? 
– Nie były to "grube" tematy. Czasami chciałam iść na urodziny do koleżanki, ale nie mogłam z powodu innych zobowiązań lub zostawałam tylko do określonej pory. Może to zabrzmi jako coś trudnego dla nastolatki, ale należy pamiętać, że obracałam się w towarzystwie osób dwa, trzy lata starszych ode mnie. Wydawało mi się więc, że wolno mi to, co mogły moje koleżanki. W tym wieku taka różnica wieku miała jednak znaczenie, dlatego teraz rozumiem moich rodziców. 

– Czy jako w pewnym sensie jedynaczka charakterologicznie miałaś naturalną zdolność do budowania relacji z ludźmi, łatwo łapałaś kontakty, czy wręcz przeciwnie?
– Nigdy nie miałam problemów z łapaniem kontaktu z ludźmi. Na tle grupy zazwyczaj się wyróżniałam, byłam inna. Zawsze mówiłam swoje zdanie i często się to nie podobało. Byłam ekstrawertyczna, pokazywałam swoje emocje, było mnie dużo. Przyznam, że nie wszystkim to pasowało. Jako nastolatka tego nie rozumiałam. Zawsze byłam specyficzna i chęć dopasowania się na siłę nie była mi w ogóle na rękę.

– Lubiłaś chodzić pod prąd? 
– Nie powiedziałabym, że lubiłam robić coś na przekór, na złość wszystkim czy pod prąd. 

– Po prostu robiłaś i mówiłaś to, co chciałaś?
– Tak, szłam drogą, którą chciałam iść.

– Jak wyglądał u ciebie okres buntu?
– Na pewno trwał on chwilę, ale w porównaniu do tego, co teraz słyszy się o nastolatkach, mój okres buntu był tak naprawdę żaden. Maksem było to, że obrażałam się na rodziców, ale kto tego nie robił?

– Trudno się buntować kiedy wychowywało się w Częstochowie?
– No tak (śmiech).

– Jak patrzysz na to miasto? 
– Byłam na Jasnej Górze kilkanaście razy. 

– Co roku trzeba było iść? 
– Nie, ale zdarzało mi się uczestniczyć w obchodach w okresie świątecznym. Dziś Częstochowa kojarzy mi się raczej z bardzo różnymi ludźmi. Wiele osób jest niezwykle zamożnych, jest też wielu outsiderów.

– Co było większą religią twoich czasów w Częstochowie – Jasna Góra czy mecze AZS?
– W moim świecie na pewno był to AZS. Pamiętam lata świetności klubu, kiedy grał na starej hali Polonia...

– Byłaś w klubie kibica?
– Nie, totalnie nie angażuję się w kluby kibica.

– Więc czego jesteś fanką?
– Autentyczności. 

– Dużo jej teraz czy nie?
– Nie. 

– Kto jest według ciebie najbardziej autentyczną osobą, jaką znasz? 
– Mój tata i brat.

– Dlaczego?
– Wiem, że są to ludzie, którzy nic nie robią pod publiczkę, są szczerzy w swoich działaniach. Pojęcie autentyczności jest bardzo szerokie, a oni pierwsi mi się z nią skojarzyli. 

– To ważne również w sporcie?
– Tak, ale czasami autentyczność może gryźć się z tym, czego potrzebuje drużyna. Uważam, że dobro zespołu jest najważniejsze.

Julia Nowicka (fot. PAP)
Julia Nowicka (fot. PAP)

– Jako kapitan potrafisz schować swoją opinię do kieszeni, wiedząc, że to będzie dobre dla zespołu?
– Staram się to wyczuć z całego serca i przede wszystkim rozumu. Pracuję nad tym, żeby moje rady były obiektywne i nieemocjonalne. Uważam, że fajnie się gra na pozytywnych emocjach, ale na negatywnych już bardzo źle. W tym sezonie w BKS Bielsko-Biała bardzo zależało mi na tym, żeby utrzymać constans emocjonalny, który pozwala ustabilizować grę oraz przede wszystkim nie falować. 

Jeśli jednak ktoś pyta się mnie o opinię na dany temat, zawsze odpowiadam szczerze. Nie zostawiam też tej osoby samej. Mówię, by czegoś spróbowała, podczas gdy ja spróbuję czegoś innego i zobaczymy, czy to się zazębi. Staram się być w drużynie osobą szczerą, autentyczną i obiektywną. Udzielając rad nie wychodzę z pozycji wywyższania się. Gramy do jednej bramki, jesteśmy w tej samej drużynie i wszystko, co robimy, jest od nas nawzajem w siatkówce zależne. To niezwykle istotne, żeby pokazać, że jeżeli oczekujesz od kogoś autentyczności i zaufania, to dajesz to samo jako pierwsza.

– Często w zespole siatkarskim brakuje autentyczności?
Tak. 60 do 40 procent na korzyść autentyczności. 

– A jeśli chodzi o trenerów? Sporo było autentycznych, których spotkałaś?
– Więcej.

– Szczerym był Tore Aleksandersen?
– Tak. Takim samym człowiekiem jest Bartłomiej Piekarczyk. Mam z nim świetne relacje. Bardzo dobrze prowadzi zawodniczki, pozwala im być sobą, a jednocześnie tworzy z nich najlepszą wersję siebie. To jest człowiek, który daje mi przestrzeń i pole do decyzji, traktując mnie po partnersku. Praca z nim jest świetna. Mamy do siebie pełne zaufanie.

Nie zmienia to faktu, że Tore Aleksandersen to dla mnie bardzo osobista postać. To był mój pierwszy trener po Szkole Mistrzostwa Sportowego, to z nim spędziłam pierwszy rok w seniorskiej siatkówce. Bardzo dużo się od niego nauczyłam. Miał misję, by uczyć nas technicznie wszystkiego tak, jak powinno być. Choć nie zawsze podobało mi się jego prowadzenie meczów, to był jednym z najważniejszych czynników mojego przejścia do Allianz MTV Stuttgart. Sam do mnie zadzwonił, bym dołączyła do zespołu. Ucieszyła mnie myśl, że znów będę pracować z coachem, który dał mi bazę siatkarską jako rozgrywająca.

W Stuttgarcie dużo rozmawialiśmy. Bardzo mi wtedy pomógł, bo byłam w dużym dołku psychicznym. Miałam też problemy zdrowotne i on to rozumiał chyba najlepiej spośród wszystkich ludzi. Pamiętam, że sam wyganiał mnie z hali do domu, nakazując odpoczynek. Mówił mi, że mam nie iść na siłownię, tylko wyzdrowieć. Uspokajał, że wszystko jest i nadal będzie dobrze. Dodawał, że muszę dać sobie pomóc. Byłam i jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Dzięki niemu polubiłam się na nowo z siatkówką. Duży w tym udział miały też dziewczyny z niemieckiego zespołu.

– A jakim był człowiekiem?
– Miał bardzo podobne poczucie humoru do mojego, cięty żart. Poza tym nie patyczkował się, mówił wszystko prosto z mostu. Potrafił ściągać z nas presję, podkreślając, że w Chinach nikt nie wie, że gramy mecz (śmiech). Nigdy się nie certolił, miał duży dystans do siebie nawet w krytycznej zdrowotnie sytuacji, trudno nam było pozostać na to obojętnymi. Nie chciał litości i patrzenia na siebie jako na chorą osobę.

W ogóle się ze sobą nie patyczkował, zawsze chciał dawać z siebie wszystko. Dwa tygodnie po operacji, podczas której rozcięto mu cały brzuch i jeszcze miał szwy, rzucał mi piłki do radaru. Był cały spocony, ale chęć pomocy i to, że chciał sobie udowodnić, że może, były dla niego najważniejsze. Był przy tym bardzo mądrym człowiekiem. Trudno mi myśleć o tym, że już go z nami nie ma. 

Tore Aleksandersen w BKS Bielsko-Biała (fot. PAP)
Tore Aleksandersen w BKS Bielsko-Biała (fot. PAP)

– Kiedy dowiedziałaś się, że choruje?
– Praktycznie od razu. Zachorował w Turcji. Wiedziałam od początku, że z rakiem jest źle. Trafił jednak do Stuttgartu i tam zajęli się nim bardzo dobrze. Miał tam najlepszą opiekę lekarską i w dużej mierze dlatego też zdecydował się tam pracować. 

– Kiedy tak naprawdę dotarło do ciebie, że go już nie ma? 
Napisała mi to Maria, moja przyjaciółka ze Stuttgartu, gra w klubie do teraz. Dostałem od niej wiadomość na pół godziny przed wyjazdem na trening. Podczas zajęć nie byłam w stanie się na niczym skupić. Jak nie ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przypomniały mi się wszystkie chwile z nim, to jak mi pomógł, to jak było źle, rozmowy. Siedziałam zapłakana i milczałam. Później rozmawiałam z dziewczynami ze Stuttgartu, starałyśmy się to przetrawić. Pamiętam, że wyłączyłam po tej rozmowie telefon, ponieważ za każdym razem, kiedy wchodziłam w social media czy trafiałam na strony internetowe, pojawiały się informacje o jego śmierci. To wywoływało we mnie kolejną falę płaczu. 

Wiedziałam, że muszę się do tego zdystansować. Choć nie mieliśmy nie wiadomo jakiego kontaktu po pracy w Stuttgarcie, to od czasu do czasu ze sobą pisaliśmy. To był kluczowy człowiek na mojej drodze siatkarskiej.

– Stuttgart uratował ci karierę? Co się działo przed? Czytałam jeden twój wywiad i może nie użyłaś w nim konkretnie słowa "ucieczka", ale było ono pewnym podtekstem odpowiedzi. Mówiłaś, że potrzebowałaś po sezonie w Łodzi stabilizacji i odcięcia się od tego, co działo się w Polsce. Co miałaś na myśli? 
– Chyba nigdy nie powiem o tym na forum. Wiem natomiast, że z każdej sytuacji można wyciągnąć lekcję i tego się trzymam. Jeśli chodzi o "ucieczkę", to po prostu potrzebowałam totalnie zmienić środowisko i otoczenie. Nasze w siatkówce żeńskiej jest dosyć specyficzne. Potrzebowałam odmiany. Chodziło wyłącznie o mnie. Musiałam sama się nauczyć, jak dystansować się do pewnych rzeczy i nie dawać się ponieść emocjom. 

Nie wiedziałam, czy Stuttgart to będzie dobry kierunek. Być może w Polsce również znalazłby się odpowiedni klub? Niemiecka oferta jednak się pojawiła i od razu ją zaakceptowałam w dużej mierze ze względu na Tore. Poznałam tam świetne dziewczyny i przeżyłyśmy razem super sezon. To była najlepsza decyzja mojego życia.

– Jak czułaś się mentalnie przed wyjazdem do Niemiec?
– Chciałam rzucić siatkówkę. Zastanawiałam się, czy nie zająć się czymś innym.

– Jaka była alternatywa? Lepienie garnków, praca biurowa?
– Pewnie tak (śmiech). To był bardzo duży kryzys. 

– Wiele osób wtedy powiedziało, że znikniesz z kadrowych radarów. Nie przeszkadzało ci to? 
– Nie. Śmieszą mnie takie stwierdzenia. Czy mam się sugerować tym, że ktoś mi powie, że zniknę? Albo tym, że ktoś stwierdza, że mam tak dobry sezon, że zgłaszam akces do kadry? Ludzie potrafią szybko podsumowywać, wypowiadać za kogoś, kogo nie znają. To totalnie niepotrzebne gadanie. Mam do tego bardzo duży luz. Spekulacje zawsze były i będą.

Julia Nowicka (fot. PAP)
Julia Nowicka z kadrą (fot. Volleyball World)

– Pamiętasz moment, w którym znowu polubiłaś siatkówkę? 
– Samo przebywanie z dziewczynami, trenowanie pod presją, zdrowe relacje w drużynie, to, że w końcu mogę coś powiedzieć, mieć własne zdanie i nie zostać przez to wyklętą było dla mnie w Niemczech przełomowe. W tym klubie mogłyśmy się na siebie powkurzać w trakcie treningu, a następnie iść po nim na obiad. Miałam tak choćby z moją przyjaciółką Marią. Chciała, bym wystawiła jej pipe'a, bo ponoć prawie nigdy tego nie robiłam. Zrobiłam to z pięć razy, skończyła jeden atak. Spięłyśmy się o to, nagadałyśmy na siebie, a po treningu się z tego śmiałyśmy. 

To mi pokazało, że każdy ma prawo mieć swoje emocje i na nie przestrzeń. Potrzebne są tylko dystans i szacunek do siebie nawzajem. 

– Kiedy poczułaś, że znów chcesz kadry? A może ona sama się po prostu pojawiła?
– Wydaje mi się, że jest coś takiego jak głód siatkówki, ale nie wiem czy występuje głód kadry, czy klubu. 

– Jesteś osobą, która przyjmuje to, co daje los, czy raczej stwarza sobie możliwości? 
Jestem osobą, która na początku bardzo walczyła z losem. Teraz przyjmuję to, co on daje i jestem o wiele szczęśliwsza. 

– Na czym polegała więc walka z losem?
– Nawet na tym, że zatracałam swoją autentyczność, bo komuś coś się nie podobało albo nie byłam odbierana tak, jak tego chciałam. 

– Zabawne, bo ostatnią postacią, z którą robiłam długi wywiad, była Paulina Maj-Erwardt. Mówiła, że większość trenerów, z którymi współpracowała, miała z nią problem, bo ona zawsze mówiła wszystko szczerze. Widzisz w tym siebie?
– Tak. Miałam zaszczyt grać z nią w BKS-ie w drugim roku pobytu w klubie. Bardzo dużo się od niej nauczyłam. Jestem za to bardzo wdzięczna. Można brać garściami od każdej zawodniczki, która ma łeb na karku, a ona jest jedną z nich. Zachęcam młode zawodniczki do uczenia się od starszych koleżanek, bo to one mają najlepszą wiedzę i naprawdę chcą dla innych dobrze. Ja jestem i byłam osobą, która chce czerpać garściami od bardziej doświadczonych.

– Od kogo czerpałaś poza Pauliną?
– Od Katarzyny Koniecznej, Aleksandry Jagieło, Dominiki Sobolskiej, Marii Segury, a także Krystal Rivers. 

– Na ile kadra do tej pory skorzystała z twojego potencjału? 
– Nie wiem jak to ocenić. Bardzo cieszyłam się z medalu Ligi Narodów. Fajnie było być częścią czegoś takiego po tylu latach posuchy. W kadrze byłam w końcu w poprzednich sezonach i zobaczyłam różnicę. Może to ja muszę jeszcze pokazać pełny potencjał reprezentacji? Myślę, że drużyna narodowa trochę skorzystała jednak z moich umiejętności.

– Na czym polega magia Stefano Lavariniego
– W jego przygotowaniu taktycznym do meczów. Ma mnóstwo bardzo konkretnych rozwiązań. Mówi: "Okej, dziewczyny, zróbcie tak i tak przy perfekcyjnym przyjęciu w tym ustawieniu. Jeżeli się uda, to no problem. Jeżeli nie, to w trakcie meczu będziemy zmieniać, ale to jest nasze podstawowe założenie i tego na razie się trzymajmy". Jest niesłychanie konsekwentny w poświęcaniu się analizie wideo. Nie ukrywam, że uwielbiam takie rzeczy, więc czerpałam z tych spotkań garściami. Bardzo dużo można się od niego nauczyć pod kątem analitycznego podejścia do przeciwnika.

– Miałam przyjemność zrobić z nim pierwszy wywiad w Polsce, podczas którego choć trochę się odsłonił. Powiedział mi wtedy fajną rzecz – że bardziej interesuje go bycie trenerem niż sama siatkówka. To po nim widać?
– Myślę, że tak. Przygotowanie do meczu i otoczka analityczna są dla niego pasją.

– A jego poczucie humoru ci pasuje? Trochę podobne do twojego.
– Tak!

– Najlepszy żart, który od niego usłyszałaś?
– Nie wydusisz tego ze mnie (śmiech).

– A taki, który możesz przytoczyć? 
– To małe rzeczy. Przykładowo oglądamy wideo z naszego meczu, w którym jest długa akcja. W pewnym momencie trener odwraca się do nas i bardzo poważnie oznajmia, że w przypadku tej konkretnej wymiany chodzi o to, kto jest bardziej miłosierny (śmiech). 

– Jak bardzo chcesz jeszcze z nim pracować? 
– Fajnie byłoby mieć trochę więcej czasu na poznanie go.

– Widzisz na to dużą szansę, czy też sądzisz, że zda się na model, na który postawił od zeszłorocznych mistrzostw Europy?
– Ten model na pewno będzie zachowany. Nie zmienia się tego, co się sprawdza. Sama jako trener bym tego nie zrobiła. 

– To nie odbiera ci szansy na igrzyska?
– Ja sobie nic nie odbieram, ale mam otwartą głowę i patrzę na to obiektywnie, a nie przez pryzmat swoich ambicji. Mogę zrobić wszystko jak najlepiej, ale i tak nie ja podejmuję decyzję.

– Jesteś na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o ranking MVP w Tauron Lidze i to jako zawodniczka rozgrywająca, czyli powiedzmy z pozycji, która nie jest pierwszoplanową, jeśli chodzi o rzucanie się w oczy komisarzom. Nawet jeśli nie robisz tego celowo, pokazujesz, jak bardzo chcesz igrzysk, prawda?
– Chcę ich, ale przede wszystkim mam coś do wykonania w BKS-ie Bielsko-Biała. Wszystko do końca zrobię jak najlepiej.

– W tym roku musi być medal, tak?
– Bardzo bym chciała, żeby był. Czekamy na niego. 

– Dobrze, to czy wymyśliłaś, która postać z bajki najbardziej do ciebie pasuje?
– Tak, to Mulan!

Czytaj również:
– Dziewięć miesięcy czekania i wielki powrót. Gwiazda znów na boisku
– Zaledwie dziewięcioosobowy skład na PP. Co się dzieje w klubie?
– Legenda reprezentacji Polski: chciałam zakończyć karierę rok temu, ale się bałam

Zobacz też
Kłopoty zdrowotne w kadrze. Gwiazdy są już po zabiegach
Kłopoty zdrowotne w kadrze. Niektórzy są już po zabiegach (fot. Getty)
tylko u nas

Kłopoty zdrowotne w kadrze. Gwiazdy są już po zabiegach

| Siatkówka / Reprezentacja 
Etatowy kadrowicz kontuzjowany. Przekazał, co z grą w reprezentacji
Jakub Kochanowski i Kamil Semeniuk (fot. Getty)

Etatowy kadrowicz kontuzjowany. Przekazał, co z grą w reprezentacji

| Siatkówka / Reprezentacja 
Fatalne informacje dla Grbicia. Problemy wicemistrza olimpijskiego
Norbert Huber (w środku, fot. PAP)

Fatalne informacje dla Grbicia. Problemy wicemistrza olimpijskiego

| Siatkówka / Reprezentacja 
Mocno o braku powołania. "Nie spełniłam tylko jednego warunku"
Martyna Grajber-Nowakowska w programie "Sportowy TOP tygodnia" (fot. TVP).
tylko u nas

Mocno o braku powołania. "Nie spełniłam tylko jednego warunku"

| Siatkówka / Reprezentacja 
Grbić zadecydował! Znamy nazwisko kapitana
Siatkarze reprezentacji Polski (fot. Getty Images)

Grbić zadecydował! Znamy nazwisko kapitana

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kiedy mecze polskich siatkarzy w Lidze Narodów 2025? Sprawdź terminarz
Liga Narodów siatkarzy 2025 – kiedy mecze reprezentacji Polski? [TERMINARZ]

Kiedy mecze polskich siatkarzy w Lidze Narodów 2025? Sprawdź terminarz

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kiedy mecze polskich siatkarek w Lidze Narodów? Sprawdź terminarz!
Reprezentacja Polski siatkarek (fot. Getty Images)

Kiedy mecze polskich siatkarek w Lidze Narodów? Sprawdź terminarz!

| Siatkówka / Reprezentacja 
Szczere wyznanie kadrowicza. "Nie czuję się mentorem"
Rafał Szymura (z prawej) powrócił do reprezentacji Polski po dwuletniej przerwie (fot. Getty Images)

Szczere wyznanie kadrowicza. "Nie czuję się mentorem"

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kadra do trzech razy sztuka. "Przygotowany jak nigdy, gotowy jak zawsze"
Michał Gierżot (fot. PAP)

Kadra do trzech razy sztuka. "Przygotowany jak nigdy, gotowy jak zawsze"

| Siatkówka / Reprezentacja 
Kurek może nie być kapitanem. Grbić wspomniał o jednym nazwisku
Bartosz Kurek i Nikola Grbić (fot. PAP)
tylko u nas

Kurek może nie być kapitanem. Grbić wspomniał o jednym nazwisku

| Siatkówka / Reprezentacja 
Polecane
Najnowsze
Hurkacz kontra Fritz. O której dziś ćwierćfinał w Genewie?
nowe
Hurkacz kontra Fritz. O której dziś ćwierćfinał w Genewie?
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Hurkacz kontra Fritz. Kiedy ćwierćfinałowy mecz w Genewie? (fot. Getty)
Dwóch Marciniaków to za dużo? "Wielu osobom mocno to wadziło"
Sędzia Tomasz Marciniak w swoim ekstraklasowym debiucie (fot. PAP).
tylko u nas
Dwóch Marciniaków to za dużo? "Wielu osobom mocno to wadziło"
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
Szwedzi upokorzeni przez rywali... piosenką ABBY
Hokeiści reprezentacji Szwecji i Kanady (fot. Getty)
Szwedzi upokorzeni przez rywali... piosenką ABBY
| Hokej 
Legenda nie ma wątpliwości. Wieszczy dużą zmianę u Świątek
Iga Świątek i trener Wim Fissette (fot. Getty).
Legenda nie ma wątpliwości. Wieszczy dużą zmianę u Świątek
| Tenis / Wielki Szlem 
Deklaracja trenera Manchesteru! Wspomniał o... odprawie
Trener Ruben Amorim nie wywalczył z drużyną trofeum Ligi Europy (fot. Getty Images)
Deklaracja trenera Manchesteru! Wspomniał o... odprawie
| Piłka nożna / Liga Europy 
Co za gest polskiego napastnika! Poprosił o... odwołanie karnego
Bezprecedensowy gest fair play na czwartoligowych boiskach (fot. Getty)
Co za gest polskiego napastnika! Poprosił o... odwołanie karnego
| Piłka nożna 
Zwrot akcji ws. Modricia! Real nie reaguje
Luka Modrić (fot. Getty)
Zwrot akcji ws. Modricia! Real nie reaguje
| Piłka nożna / Hiszpania 
Do góry