Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że na igrzyska do Cortiny chcę jechać po medal. Fizjoterapeuta nam to wpoił. Powiesił flagę Włoch w pokoju – mówi TVPSPORT.PL Aleksander Zniszczoł, lider polskiej kadry skoczków sezonu 2023/24. 30-latek rozlicza się z zimy i sugeruje, że gdyby nie błędy w przygotowaniach, mógłby mieć jeszcze lepszą. – Ja mówię głośno, co myślę. Thomasowi Thurnbichlerowi też już powiedziałem.
Korespondencja z Planicy
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Jak to się stało, że stałeś się dobry? Oczywiście, okres juniora pomińmy. To było dawno.
ALEKSANDER ZNISZCZOŁ: – W zeszłym roku po prostu się odblokowałem. I poszło dalej. Nie zatrzymałem się, tylko zrobiłem się głodny po więcej. Skończyłem dobrze zimę i po niej nie zmieniłem koncepcji na skok, tylko kontynuowałem to, co wtedy zacząłem. Okej, był moment, w którym się pogubiłem. I też bym teraz to rozwiązał inaczej. Bo naprawdę chciałem być bardzo cierpliwy, konsekwentny. Poczekać. Ale w którymś momencie lata okazało się, że i tak za dużo było szukania czegoś nowego. Czegoś może na siłę. Za dużo nagłych pomysłów.
– Aż z Olka, który pnie się w górę, wróciłeś do bycia Olkiem z Pucharu Kontynentalnego.
– Dokładnie tam, wtedy na początku grudnia, usiadłem i porozmawiałem sam ze sobą.
– O czym?
– O tym, że to coś nadal we mnie jest. Tylko muszę trochę po swojemu.
– Trudno być liderem takiej kadry, jak nasza?
– A weź…
– Co weź?
– Ludzie często o to pytają, a to nie jest do końca liderowanie. To, że masz w danej chwili najlepszy wynik, nie od razu czyni z ciebie lidera. Lider to jest coś więcej. Owszem, wynik to sugeruje, ale jest jeszcze coś poza tym. Natomiast mi dzisiaj faktycznie jest dużo łatwiej. Kiedy wracam pamięcią do innych grup, do dzieciństwa, to tam też często byłem liderem. I nie zawsze to było proste, nie rozumiałem skoków, techniki. Dzisiaj jestem przygotowany na takie rzeczy. Mam 30 lat i poukładane w głowie.
– Co to znaczy: rozumieć technikę?
– Wiedzieć, jaka jest dla ciebie najlepsza. Jak konkretnie działa skok. Z tego się potem bierze stabilizacja i wynik. W październiku było tak, że kompletnie zgubiłem pozycję najazdową. Więc brałem wideo na telefonie, jeśli akurat dostałem i klatka po klatce patrzyłem, co jest grane. Rozumiejąc technikę, widzisz błąd. Ale co ważniejsze, umiesz wprowadzić korektę na rozbiegu. Albo próbujesz do skutku. W Trondheim na dużej skoczni pojechałem źle w pierwszym treningu, a w drugim już wiedziałem, że muszę być niżej w pozycji dojazdowej. Albo czasami wyżej. Tam to skorygowałem i w efekcie wygrałem kolejny trening. To jest wieczne szukanie optimum. I właśnie w tym trudność, że zawsze chcesz coś więcej. A czasem nie powinieneś na siłę, jeśli wszystko idzie jak trzeba.
– Liczyłeś, ile oddałeś już skoków w życiu?
– Ja nie. Ale wiem, że Piotrek Żyła liczył, chociaż już chyba przestał. To są dziesiątki tysięcy.
– Pytam, bo interesuje mnie ten najlepszy.
– O, panie!
– No dobra. To najlepszy z tej zimy.
– O, panie!
– Aż tyle?
– Nie no, bez przesady. Ale każdy z kandydatów ma coś innego najlepszego. W jednym super dojechałem, w innym była odległość, gdzie indziej lądowanie. Fajnie byłoby kiedyś połączyć wszystko w jedno: że pójdzie gładko, czysto i daleko. Wtedy ci powiem.
– Musi być wszystko naraz, żeby się spełnić?
– Tak.
– Czyli nie powinno się czuć satysfakcji, kiedy nie ma odległości?
– Wiem, do czego dążysz, ale nie namówisz mnie.
– Na ile dobry skok odblokowuje mental? Albo sukces?
– Bardzo. Dzisiaj, kiedy w końcu przestałem gonić podium w Pucharze Świata, już wiem, jak to jest się tam dostać. Dzięki temu, że wylądowałem na 243. metrze w Vikersund, wiem już, jak to jest tam lądować. Z kolei sukces w Lahti zrobiło Willingen. Tam nie wyszło, ale już się zmierzyłem z tym, że jestem wysoko po 1. serii. Za kolejnym razem umiałem temu sprostać. Nie pękłem. Z lataniem daleko jest inaczej. Dla przykładu, w czwartek w Planicy zeskok był tak twardy, że całą energię wkładałem w to, żeby się nie wywrócić po lądowaniu.
– Dobra, wróćmy do powtórzeń skoków. Sam mówiłeś, że tym się pracuje nad stabilnością ruchów. Koryguje ustawienie pozycji na rozbiegu i tak dalej. To tego właśnie wam zabrakło przed tą zimą? Zmierzam do Cypru. Niemcy wtedy tłukli skoki w Klingenthal, a wy mieliście jesienią długą przerwę od skakania.
– Ale ja myślę, że Cypr był super. Powtórzyłbym taki wyjazd, tylko nie w taki sposób, jak to wyszło teraz. Nas przez sześć tygodni nie było w domach, to po pierwsze. Po drugie, tam był cel, żeby przed wyjazdem test z platformy dynamometrycznej wyszedł na poziomie kosmosu. Po co wtedy? W listopadzie? Do czego my niby trenujemy – do zawodów czy podskoków na skrzyneczce? Nie rozumiem tego i powiedziałem to otwarcie Thomasowi. Niestety, w tym okresie wszystkiego było za dużo. Było tak, że lądowaliśmy z Cypru i przyszła informacja, że w Lillehammer naśnieżyli skocznię. Gnaliśmy do domów, przepakowaliśmy się i drugiego dnia był już lot do Norwegii. A miał być odpoczynek i Planica na lodowych torach. Fajnie, że w Lillehammer była świetna pogoda. Tylko że my już byliśmy wtedy wypruci. Do tego widzieliśmy doskonale, że Norwegowie jeżdżą z niższych belek, a nam odlatują.
– Do tego stamtąd prawie od razu ruszyliście do Ruki i na kolejny Puchar Świata.
– Tak. I nastąpiło przeciążenie głów. Ja się wtedy trochę pogubiłem. I wtedy, po kolejnym tygodniu, gdy pojechałem na Puchar Kontynentalny, dopiero odsapnąłem i szczerze ze sobą porozmawiałem. Przeskoczyło. Tak jak Pawłowi Wąskowi teraz na koniec zimy w Zakopanem. Też w drugiej lidze.
– Wychodzi na to, że w sporcie czasami to dobrze, kiedy ktoś na ciebie machnie ręką, odstawi na bok itp.
– Jeśli ktoś umie to przyjąć i zrozumieć, dlaczego tak się stało, to tak. Wstrząsy są potrzebne. Nie zawsze sam sobą jesteś w stanie tak wstrząsnąć. Zagrożenie jest takie, że jeśli ktoś się po czymś takim dobrze nie pokieruje, zrobi się problem. Wtedy może być po tobie.
– Czy gdybyś na tym Kontynentalu w grudniu nie stanął na podium, mimo to byś tak odbił formą?
– Myślę, że tak.
– W którym momencie przygotowań wiedziałeś już, że start PŚ będzie klapą?
– Jeszcze przed Cyprem. Już wtedy byłem zmęczony.
– Wspomniałeś o tym, że nie boisz się mówić Thomasowi o swoich uwagach. Czy on cię ma za niepokornego?
– To możliwe.
– Czy wy się lubicie się w kadrze A?
– Tak, na takim poziomie z relacjami nie ma problemu. I z trenerem, i z Kamilem, Dawidem i wszystkimi można pogadać o głupotach, jak znajomi. Chociaż wiadomo, że z Piotrkiem spędzam najwięcej czasu. Jesteśmy z jednego klubu, regionu itd.
– Pytam, bo chciałem wyjaśnić burzę po zdjęciu, które zrobiliście jako kadra w Lahti. Starszych tam nie było.
– Szczerze? Ja wtedy na ich miejscu – po porażce w 1. serii – chyba postąpiłbym tak samo. Co więcej, dla mnie to było okej, że już w hotelu zamiast iść do miasta, to poczekali, pogratulowali później, usiedliśmy wspólnie. Sukces był świętowany w pełnym gronie.
– Nawet jeżeli Thomas ma cię za niepokornego, jego szczerze cieszą twoje skoki. Wiem, bo widzę w telewizji.
– Wiem też, że mnie szanuje. Ja jego też. Bywam niepokorny, ale odkąd pamiętam, wolałem mówić rzeczy wprost. Zostawianie niedopowiedzeń jest bez sensu. I cieszę się, bo trener przyjmuje argumenty, umie przyznać się do błędu, jest dyskusja. To bardzo dobra cecha. Cenię to.
– Nie ma problemu z tym, że po sukcesach tak ciepło mówisz o Macieju Maciusiaku?
– Ale czemu miałbym się ukrywać z tym, że z tym człowiekiem przepracowałem pół kariery? Że się z nim przyjaźnię? Albo że rozmawiamy o skokach, tak jak teraz rozmawiam z tobą, w busie z Piotrkiem albo z ojcem? Nigdy tego nie ukrywałem. Nikt mi tego nie zakaże. Nie będę też udawał, że sto procent tego, co mam, to praca z ostatnich miesięcy w kadrze A. Bo tak nie jest. Mnie kształtowało wielu trenerów, w tym Maciek. Pamiętam dzień, kiedy przyszedł do nas i się przywitał. Strasznie był wtedy przestraszony. Mówił: zrobimy coś fajnego, ale trochę się boję, więc wy też mi pomóżcie. Kupiłem go od razu. I tak zostało do teraz.
– Kto jest głównym ojcem sukcesu?
– Ja sam.
– Snoop Dogg też kiedyś na gali dziękował samemu sobie.
– No i super. Bo to on zapracował na sukces, tylko że przy pomocy ludzi wokół. I wszyscy znają moją wdzięczność. Natomiast na końcu to moje nogi skakały. To moja głowa była cierpliwa.
– Zastanawiam się, czy jako ten 30-latek masz przeanalizowane, dlaczego w skokach musiałeś tak długo na takiego siebie czekać.
– Mam. I myślę, że gdybym wcześniej miał od trenerów trochę więcej zaufania, może trochę więcej uwagi i trochę więcej szans zamiast bycia pomijanym, to to wszystko mogłoby ruszyć wcześniej.
– Dobrze słyszę żal?
– Jakiś zawsze zostanie. Ale wiesz, dzisiaj staram się mieć to już w poważaniu. Dzisiaj jest tutaj. W czołówce.
– Na trzecim miejscu w lotach w Planicy. To jest duża rzecz.
– Dla mnie też.
– Ostatnio rozmawialiśmy o tym z Kacprem Juroszkiem. Wy jesteście pierwszym pokoleniem, które ma nad sobą takich weteranów. Legendarnych sportowców.
– No, co ci powiem, wymiana pokoleniowa przez to stanęła. Takie asy jak Kamil, Dawid czy Piotrek, to był dla nas parasol ochronny. Bo oni mieli na sobie uwagę, naszymi wynikami się mniej przejmowano, bo był sukces za sukcesem. Przy czym to jasne, że my chcieliśmy ich podgryźć. Ale długo nie było do nich w ogóle podjazdu. Dzisiaj już wiem, że to jest możliwe, nawet gdyby skakali tej zimy lepiej, mógłbym nie zostawać w tyle. Ale patrz, kiedy to przyszło. Przed 30-tką. Miałem za dzieciaka w kadrach masę zdolnych kolegów, którzy już dawno nie skaczą, bo zabrakło im cierpliwości. Albo nie mieli tyle szczęścia, a goniło ich normalne życie, jakieś rodziny, jakieś pieniądze do zarobienia. Ja miałem i mam duże szczęście, że cały czas był ze mną sponsor. I rodzina. Wsparcie. W końcu się za to odpłacam.
– Oddech finansowy tej zimy pewnie też jest odczuwalny?
– No jasne. Ale nie wierzcie w te wszystkie artykuły-wyliczanki, jacy to nie jesteśmy bogaci. W mediach są podawane kwoty bez odjętego podatku.
– Rozliczenia za chwilę przyjdą, ale te wynikowe. Jako kadra – niestety – zaliczyliście potężny zjazd. Nie musisz odpowiadać, ale ja muszę zapytać: co zmieniłbyś w przygotowaniach do kolejnego sezonu, żeby nie powtórzyć tego, co było teraz?
– Myślę, że to powinno być zadanie związku i sztabu.
– Ale przemyślenia pewnie masz?
– Mam. Niemniej, te powinny zostać wewnątrz grupy.
[Od autora: w rozmowie w portalem Interia.pl Aleksander wspomniał o przygotowaniu motorycznym: "Nie rozumiem, jak można zrobić z dziennikarza osobę odpowiedzialną za przygotowanie treningu siłowego. Tymczasem pozbyto się w kadrze Michała Wilka, który jest jednym z lepszych specjalistów w Europie od treningu motorycznego. Myślę, że jego powrót do kadry wiele by wniósł"]
– A czy wolałbyś mieć mniej obozów? Jak z intensywnością pracy?
– Tu do naszych urlopów było wszystko w porządku. Potem był sierpień, przerwa, ponowne spotkanie i zauważyłem, że sztab zaczął mieć nagle mnóstwo pomysłów. Uwaga poszła – moim zdaniem – nie do końca tam, gdzie powinna. Zgubiliśmy to, co ważne. Przestaliśmy być konsekwentni.
– Milion pomysłów na minutę to był główny zarzut do zwolnionego już Marka Noelke, asystenta Thomasa.
– Tak. Rolą Thomasa było go stopować i w końcu został zastopowany na stałe. Sądzę, że dla nas wszystkich była to duża lekcja.
– W którym momencie w kadrze wyczułeś, że wiara w dogonienie czołówki po falstarcie już całkowicie zgasła? Bo Turniej Czterech Skoczni był jeszcze dużą mobilizacją. Ale jako ekipa przegraliście i tę imprezę, i Polskę, i później MŚ w lotach.
– Nie powiem ci tego. Bo ja tej wiary nie straciłem ani na moment. Za innych wypowiadać się nie chcę.
– Czy jako kadra potrzebujecie wiosną dużej wewnętrznej rozmowy na oczyszczenie i nowy start?
– Oczywiście. Ja już jakieś miałem, ale na pewno wiosną warto by zrobić to raz jeszcze. W jakiej formie i czy w pełnym składzie, to już inna kwestia. Nie ja o tym zdecyduję.
– Lajkowałeś kiedyś tweety między seriami konkursowymi?
– Tak.
– Jesteś chyba jedynym z naszych skoczków, który tam wchodzi. Ale żeby w trakcie, to już niezła nonszalancja!
– Czasami oglądam seriale. Ale to żaden grzech – używać telefonu w trakcie. Pytanie do czego. Ja się wtedy relaksuję.
– A kiedy cię hejtują w Internecie i to przeczytasz, to też relaksuje?
– Mam do tego dystans. Raczej czytam jakieś ujęcia statystyczne, ciekawostki. Jest sporo ludzi, którzy wrzucają super rzeczy, lubię o sobie czytać, bo ja sam takich przecież nie prowadzę. Ty na przykład porównałeś moją karierę do Stefana Huli.
– I przewidywałem, że za dwa lata będziesz w igrzyskach – tak jak on – bił się o medal.
– Tylko że ci popsułem porównanie, bo stanąłem w PŚ na podium. A Stefek nie.
– Z igrzyskami, to znaczy tylko indywidualnie, też się nie będzie zgadzało?
– Chcę tego.
– To jest w ogóle nie do uwierzenia, że ty – 30-latek – jeszcze nigdy nie byłeś na igrzyskach.
– I to jest właśnie mój największy cel. Tylko że nie chcę tam po prostu jechać. Chcę tam walczyć. Rok temu w kadrze B stało się to motywem przewodnim. Przychodzimy do fizjoterapeuty, a ten – Paweł Gurbisz – na początku przygotowań wywiesił u siebie wielką włoską flagę. Pytamy, co to jest, a on: nasz cel. I bardzo mi się to spodobało. Wziąłem to sobie do serca, a on potem woził tę flagę na kolejne obozy i konkursy. Ja zostanę olimpijczykiem. Pierwszy raz z pełną świadomością mogę dzisiaj powiedzieć, że stać mnie na to, aby zostać na nich medalistą.
– Gdzie pojedziesz na wakacje?
– Najpierw to ja do domu chcę pojechać. Do domu. Do Wisły. Potem się może zastanowimy. Ale na pewno nie będzie to hotel i all-inclusive z posiłkami. Hotele to my mamy przez cały rok w pracy.