Reprezentacja Polski już po niecałych sześciu minutach przegrywała w Żylinie ze Słowacją 0:3, więc ostateczny wynik 1:6 (0:4, 0:0, 1:2) piątkowego meczu nie jest aż tak katastroficzny. Po fatalnej, bojaźliwie rozegranej pierwszej tercji, później biało-czerwoni momentami prezentowali się naprawdę dobrze na tle bardzo mocnego rywala.
👉 Ostrzegają przed MŚ w hokeju. "Polacy są silniejsi niż nam się wydaje"
Starcie ze Słowacją to przedostatni mecz kontrolny biało-czerwonych przed ruszającymi 10 maja MŚ Elity. Siły tego rywala nie da się jednak w żaden sposób porównać z poprzednimi w tym cyklu przygotowawczym. Dość powiedzieć, że w jego składzie znaleźli się tacy zawodnicy, jak Tomas Tatar (853 mecze w NHL) czy Simon Nemec (numer 2 draftu NHL 2022).
Polacy utrzymali bezbramkowy remis tylko przez 2,5 minuty. Pavol Regenda i Martin Fasko-Rudas kombinacyjną akcją zgubili Polaków i choć najpierw był słupek, to napastnik Anaheim Ducks natychmiast dobił.
Nie minęły kolejne dwie minuty, a John Murray kolejny raz został pokonany. Samuel Takac spokojnie czekał na jego przedpolu, nasi obrońcy w ogóle mu nie przeszkadzali, więc gdy dostał podanie, to bez problemu trafił do bramki.
Słowacy w każdym momencie byli zdecydowanie zbyt szybcy dla biało-czerwonych, a co dopiero, gdy złapaliśmy pierwszą karę. Wystarczyło im raptem 17 sekund przewagi, by Peter Cehlarik podwyższył.
Właściwie każda akcja rywali kończyła się bardzo groźnym strzałem. Murray dwoił się i troił, ale gdy w 14. minucie "wypluł" krążek, bezwzględnie wykorzystał to Lukas Cingel.
Druga część meczu wyglądała zdecydowanie lepiej w wykonaniu Polaków. Oczywiście, wysoko prowadzący rywale nie grali już z aż takim zaangażowaniem, jak wcześniej, ale docenić trzeba, że zawodnicy Roberta Kalabera umieli kilka razy zagrozić ich bramce.
W starciu z takim rywalem trzeba cieszyć się z małych rzeczy i na pewno należało do nich wybronione osłabienie. Co więcej, biało-czerwoni raz grali nawet w przewadze, choć tu rewelacji nie było – jeden celny strzał.
W końcówce jeszcze raz poradzili sobie po karze dla Alana Łyszczarczyka, a Grzegorz Pasiut miał nawet niezłą sytuację po kontrataku. Wreszcie w ostatniej minucie najlepszą okazję dla naszego zespołu miał Paweł Zygmunt, który po dograniu z lewej strony nie dał rady z bliska pokonać Slanislava Skorvanka.
Ostatnia tercja rozpoczęła się znakomicie dla naszego zespołu. Szybka kontra, Patryk Wronka zagrał z prawej strony na dalszy słupek do Pasiuta, a ten znakomicie wykończył sytuację.
Skorvanek na początku trzeciej części meczu musiał się wykazać, gdy parkanem odbił strzał Dominika Pasia. To by było na tyle jeśli chodzi o celne uderzenia Polaków, za to Murray oczywiście miał cały czas mnóstwo pracy, Raz interweniował w niedozwolony sposób, co poskutkowało karą. Polacy co prawda znów wybronili osłabienie, ale niecałe pięć minut przed końcem potężnym strzałem spomiędzy bulików popisał się Cehlarik i nasz bramkarz był bez szans.
To niestety nie było ostatnie słowo rywali. W samej końcówce sędziowie zasygnalizowali karę dla jednego z naszych zawodników, ale zanim w ogóle możliwe było przerwanie gry, kompletnie zdekoncentrowanego Murraya pokonał Marek Hrivik i zamknął wynik*. Końcowe minuty spięły więc klamrą ten mecz, gdyż były równie słabe w naszym wykonaniu, co pierwsze. Ale to, co pomiędzy nimi, czyli około trzy kwadranse, może dawać nadzieje, że na MŚ Polska nie jest skazana na spadek i ma szanse na utrzymanie.
*W rozegranych później pięciu seriach rzutów karnych lepsi też byli Słowacy – 1:0 po cudownym najeździe Regendy.
Polaków przed MŚ Elity czeka jeszcze jeden sparing – we wtorek z Danią, kolejnym zespołem z najwyższej Dywizji (transmisja w TVP Sport). Po nim Kalaber ma ogłosić nazwiska 25 zawodników, którzy pojadą na turniej do Ostrawy.
Komentarz:
Jacek Laskowski, Patryk Rokicki