| Kolarstwo / Kolarstwo szosowe
Cóż to był za wyścig! Jeżeli ktoś spojrzy jedynie na klasyfikację generalną, w której od drugiego etapu prowadził Tadej Pogacar, może mieć odmienne zdanie. Tegoroczne Giro d'Italia przyniosło nam jednak wiele wspaniałych historii, także z udziałem Polaków. Przypomnijmy sobie niektóre z nich.
Giro d'Italia staje się powoli słoweńskim wyścigiem. W tym roku zwyciężył Pogacar, a przed rokiem z triumfu cieszył się jego rodak Primoż Roglić. Były to jednak całkowicie odmienne wyścigi! Pogacar prawie od początku budował swoją przewagę, a zwycięstwo odebrać mu mogły kraksa czy choroba, ale nie rywale. Roglić z kolei wygraną w fenomenalnym stylu wyszarpał na przedostatnim etapie, którym wówczas była wymagająca czasówka z niesamowicie trudnym podjazdem.
Od początku mówiło się, że debiutujący w Giro Pogacar przyjechał po triumf w klasyfikacji generalnej. Dlatego zaskoczeniem był fakt, że po pierwszym etapie różową koszulkę założył Jhonatan Narvaez z Ineos Grenadiers, który dodatkowo pokonał Pogacara w bezpośrednim pojedynku. O triumf na pierwszym etapie oprócz tej dwójki walczył jeszcze Maximilian Schachmann z Bora-hansgrohe i on również na finiszu wyprzedził Słoweńca.
Wielu zadawało sobie wówczas pytanie, czy Pogacar, nazywany w tym wyścigu przez wielu "Różową Panterą", rzeczywiście jest tak mocny, jak wydawało się między innymi po jego zwycięstwie po solowej 80-kilometrowej ucieczce na Strade Bianche czy triumfie w Volta a Catalunya. Te wątpliwości Pogacar rozwiał już kolejnego dnia w wielkim stylu wygrywając etap z meta na szczycie Santuario di Oropa. Nie przeszkodził mu w tym nawet defekt na 10 kilometrów przed metą. Tu dużą rolę odegrała pomoc Rafała Majki, ale o tym więcej później. Pogacar dodał do swojej kolekcji zwycięstw etap na Giro d'Italia i ma już na koncie triumfy na etapach wszystkich wielkich tourów.
"W wielkim stylu", "deklasacja", "popis", "pokaz mocy" – między innymi takie określenia towarzyszyły opisom wyczynów Pogacara na kolejnych trudnych włoskich podjazdach. Słoweniec Giro zakończył z blisko 10 minutową przewagą nad drugim Danielem Felipe Martinezem. Na trzecim miejscu znalazł się 38-letni Geraint Thomas z Ineos, co czyni go najstarszym kolarzem na podium "generalki" Wielkiego Touru.
Fenomen Pogacara to nie tylko niesamowita moc i wytrzymałość. Cechuje go także duży luz, to kolarz, który bawi się ściganiem i uwielbia rywalizację. Ikoniczne już stały się jego pogawędki w peletonie czy interakcje z kibicami na trasie. Jest barwną postacią kolarstwa i za to właśnie wielu go uwielbia!
Niekwestionowanym bohaterem tegorocznego Giro d'Italia był Tadej Pogacar, ale wielką pracę wykonywał dla niego Rafał Majka. To właśnie do Polaka należało wykonanie decydującej pracy przed atakami Słoweńca. Ten wielokrotnie podkreślał, jak wiele mu zawdzięcza i mówił, że marzył o tym, by Polak swoją świetną jazdę przypieczętował etapowym zwycięstwem.
Świetnie zaprezentował się też jeżdżący w barwach Cofidisu Stanisław Aniołkowski. Polak był w stanie walczyć na finiszach z najlepszymi sprinterami świata, a na 13. etapie zajął drugie miejsce przegrywając tylko ze zwycięzcą klasyfikacji punktowej, Jonathanem Milanem. To największy sukces Polaka na Giro od 2013 roku. Aniołkowski w pierwszej dziesiątce plasował się aż sześciokrotnie, co jest osiągnięciem tym większym, że za każdym razem radził sobie bez tak zwanego "pociągu sprinterskiego", które zazwyczaj rozprowadzają finiszujących liderów. Ostatecznie uplasował się na 10 miejscu klasyfikacji punktowej.
W kolarstwie z jednej strony zaletą, a z drugiej przekleństwem jest fakt, że kibice mogą być blisko bohaterów wyścigów. Przez to niestety często dochodzi do niebezpiecznych sytuacji. W tegorocznym Giro akurat udało się takich uniknąć, jednak to, co działo się na podjazdach 20. etapu, gdy Pogacar samotnie jechał po swoje szóste zwycięstwo, było istnym szaleństwem. W niektórych miejscach w trudnym terenie dla kolarzy pozostawał jedynie wąski przejazd. Niektórzy kibice klepali przejeżdżającego lidera po plecach i nawet dla wyluzowanego zwykle Pogacara, było to zbyt dużo.
W Giro d'Italia włoscy kibice doczekali się narodzin nowej gwiazdy. 20-letni kolarz ekipy VF Group-Bardiani CSF-Faizane na 16. etapie znalazł się w ucieczce, ta jednak została dogoniona przez Tadeja Pogacara. Pellizzari zaprezentował jednak świetną jazdę w trudnym, górskim terenie i minął linię mety na drugim miejscu, a tam lider wyścigu podarował mu swoją różową koszulkę. Włoch walecznością wykazał się również na przedostatnim etapie, kiedy zdecydował się na solowy atak na Monte Grappa zgarniając punkty do klasyfikacji górskiej, w której lepszy był tylko Pogacar. O tym kolarzu w najbliższych latach z pewnością jeszcze usłyszymy.
Tak, śnieg! Zalegający śnieg stwarzający zagrożenie lawinowe uniemożliwił przejazd przez kultową przełęcz Passo dello Stelvio, a etap, który miał mieć ponad 200 kilometrów skrócono do 118. Przyczynił się tez do tego protest kolarzy, który nie chcieli ryzykować w tak trudnych warunkach. Mimo to śniegu nie udało się całkowicie uniknąć, a kolarze w Livigno wystartowali przy bardzo niskiej temperaturze i padającym deszczu ze śniegiem.
Ucieczka na górskim etapie? Prawie zawsze można było być pewnym, że znajdzie się w niej Julian Alaphilippe. Francuz zdecydowanie należał do najbardziej wytrwałych kolarzy tej edycji Giro. Jego liczne zrywy w końcu przyniosły upragniony efekt w postaci jakże zasłużonego zwycięstwa na 12. etapie po samotnym finiszu. Dodatkowo po ostatnim etapie w Rzymie otrzymał nagrodę dla najbardziej walecznego kolarza.