W głowie mam wynik zaczynający się od "44" – deklarował. Maksymilian Szwed. 400-metrowiec jest na najlepszej drodze, by spełnić ten cel. – Mam nadzieję, że z Paryża przywiozę dwa złote medale – mówił uśmiechnięty. Pozostaje czekać na rozwój dobrze zapowiadającej się kariery.
Przebojem wdarł się na salony. Nie zamierza ich opuszczać. Urodzony w 2004 roku Szwed jest na dobrej drodze, by stać się wiodącą postacią kadry polskich lekkoatletów na kolejnych ważnych imprezach. Nie chodzi tylko o indywidualne zmagania.
Biegacz jest brany pod uwagę również w zmaganiach sztafet. Już teraz stanowi o sile biało-czerwonych. Nawet pomimo błędu, który wkradł się w trakcie rywalizacji w mistrzostwach Europy.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Za tobą znakomity występ w mistrzostwach kraju. Złoto w silnym gronie zrobiło wrażenie na rywalach, kibicach i dziennikarzach. Jak się do tego odniesiesz?
Maksymilian Szwed: – Celowałem w rekord Polski. Udało się. Po mistrzostwach Europy w Rzymie obudziło się we mnie coś nowego. W głowie miałem wynik zaczynający się od "44". Jeszcze nie teraz. Nie zmienia to jednak faktu, że znów udało mi się zejść ponad pół sekundy w trakcie jednego sezonu. Wielka sprawa. Mam nadzieję, że kolejne lata będą wyglądały podobnie.
– Co zmieniłeś, że biegi wyglądają tak dobrze?
– Lekkoatletyka zajmuje w tym momencie 95 procent mojego umysłu. Skupiam się przede wszystkim na sporcie. O sporcie i bieganiu myślę przez większość dnia. Oczywiście, przez cały rok. Próbuję robić wszystko, by zbliżać się do lepszych wyników. Pomaga mi też fakt, że ukończyłem szkolę średnią. Będzie więcej czasu na przygotowania. Bez stresu.
– Uważasz, że wyniki mogły być jeszcze lepsze?
– Tak. Mam w sobie bardzo dużo wiary. Niestety, w tym sezonie od początku musiałem być "w gazie". Okres przygotowawczy mógłby być lepszy. Dodatkowo, zdawałem matury. Kosztowało mnie to bardzo dużo stresu. Wiem, że za rok – na spokoju – będę mógł osiągać jeszcze lepsze wyniki. Poza tym, wiem, że w Rzymie nadepnąłem na linię i byliśmy zdyskwalifikowani, ale wolę nawet tak pobiegać, ale szybko niż zwalniać, byle zaliczyli wynik. Stać mnie na więcej.
– Również w sztafecie?
– Wierzę, że jesteśmy w stanie pobiec w okolicach trzech minut. Tworzymy zgraną ekipę. Możemy dużo osiągnąć. Dochodzi jeszcze sztafeta mieszana. Można doszlifować braki. Bieganie podczas igrzysk doda adrenaliny. Chcę to dobrze wykorzystać. Może będzie powtórka z Tokio? Bardzo o tym marzę!
– Co chcesz przywieźć z Paryża?
– Mam nadzieję, że dwa złote medale. Jest we mnie mnóstwo endorfin. Jestem pozytywnie naładowany. Notuję błędy. Chcę się poprawiać. Postaram się wykluczyć wszystko, co złe, w trakcie igrzysk. Będę uważał na linie. To niby błahostka, ale może przekreślić szanse wszystkich.
– Jak do ekipy przyjęli cię starsi zawodnicy?
– Bez problemu. Dopasowuję się wynikiem. Wtedy nie trzeba niczego więcej. Na świecie jest jeszcze dużo więcej osób, które są młodsze ode mnie i biegają szybciej. Nie osiadam na laurach. Mam do czego dążyć. Postaram się dorównać starszym i bardziej doświadczonym.
– Jesteś bardzo pewnym siebie.
– Na tym poziomie trzeba takim być. Inaczej bez szans, by osiągnąć sukces.
– Czujesz presję, która narasta ze startu na start?
– Tak. Jest bardzo ważna. Im jej więcej, tym więcej adrenaliny i lepszy bieg. Pomaga mi. Nie przeszkadza. Gdy jej brakuje czuję się beznadzieje i nie chce mi się biegać. Mam przed sobą ambitne cele. Dopiero się rozkręcam.
– Masz jakiś sposób, by się wyciszyć?
– Sport na tym poziomie jest stresujący, ale potrafię rozluźnić głowę. Nie potrzebuję dodatkowych hobby. Dbam o to, by nie wykonywać czynności, które jeszcze bardziej mnie stresują. Stawiam na regenerację i odprężenie. Na co dzień nie pracuję z psychologiem sportowym, ale jeśli jest okazja, idę do niego i słucham rad.