{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Niemcy pokazali, że są gospodarzami. Sędziowie i UEFA też
Jakub Pobożniak /
Przedwczesny finał – tak przed meczem Hiszpanii z Niemcami zapowiadano to starcie. Stuttgart do spotkania przygotował się bardzo dobrze. Po raz pierwszy niemieccy kibice udowodnili, że to oni są gospodarzami. Po raz pierwszy organizatorzy mieli dopięte wszystko na ostatni guzik. Po raz pierwszy też o tym, że to w Niemczech odbywa się Euro 2024 postanowił przypomnieć arbiter, Anthony Taylor. Co ciekawe, powtórki brutalnych fauli gospodarzy w przekazie na stadionie w kilku przypadkach nie były pokazywane.
Anthony Taylor "nie dojechał" na mecz. Anglik popsuł wielki hit Euro 2024
KORESPONDECJA ZE STUTTGARTU
Czytaj też:

Sędzia Taylor był zbyt tolerancyjny dla Kroosa
Mecz dwóch najlepiej grających na Euro 2024 drużyn zapowiadał się na wielkie piłkarskie święto. Trzy z czterech stref kibica zajęli Niemcy, których spora część wolała liczne stuttgarckie ogródki piwne. Hiszpanie byli nieliczni, ale fanatyczni. I bawili się naprawdę pięknie. Trąbki, bębny, okrzyki były słyszalne, ale tylko w centrum miasta.
Na stadionie czerwonawa była tylko jedna trybuna. I to pomieszana z białymi koszulkami. – Ludzie w Hiszpanii nie podążają za swoją kadrą. W Katarze było ich może z tysiąc, tu liczyłem, że będzie ich znacznie więcej, ale nadal jest mało – przyznawał spotkany przez nas dziennikarz "Marki" i znany groundhopper, Victor Moreno.
– Po prostu nie mamy tradycji wyjazdów – dodał. On sam podróżuje za resztę rodaków, za futbolem na koniec świata, relacjonując mecze z Guam czy Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Teraz jednak nie mogło zabraknąć go w Stuttgarcie. W czerwonej koszulce stanowił jednak mniejszość.
Na stadionie słychać było jednych kibiców. Gospodarzy. W przeciwieństwie do meczu otwarcia ze Szkocją, kiedy to Allianz Arena w Monachium potrafiła zamilknąć na kilka minut, w Stuttgarcie cały czas był potężny gwar. Począwszy od powitania obu reprezentacji, po hymn, przez przeraźliwe gwizdy, gdy Pedri leżał na ziemi.
A leżał, bo gospodarze wcale nie byli gościnni. I oko przymykał na to Anthony Taylor. Dwa bardzo ostre faule Toniego Kroosa w pięć minut – i brak jakiejkolwiek kartki? Jak do tego doszło, wie tylko angielski sędzia i Bartosz Frankowski, który zasiadał na VAR-ze.
Pedri szybko musiał zostać zmieniony. Co ciekawe, drugi faul Kroosa, klasyczny stempel na żółtą kartkę, w przekazie telewizyjnym dla dziennikarzy na stadionie, został pokazany dopiero po zejściu gracza Barcelony. A Hiszpanie wiedzieli już, jaki plan ma na nich Julian Nagelsmann.
Bardzo ostra, momentami brutalna wręcz gra miała spowodować ubytek sił, a może i zdrowia zawodników La Furia Roja. Niewiele dłużej trzeba było czekać, na kolejne brutalne zagranie Antonio Ruedigera. I tu również obyło się bez powtórki, tak by hiszpańscy dziennikarze, już rozsierdzeni, nie reagowali z jeszcze większą złością.
Wysoko zawieszona poprzeczka to jedno. Ale trzeba dbać o zdrowie piłkarzy. Przynajmniej raz jeden, w Stuttgarcie zadbano o dziennikarzy. W końcu wolontariusze potrafili wskazać drogę, w końcu zadbano o to, by zaopatrzyć strefę pracy mediów w wodę.
W końcu wszyscy pokazali swoje przyjemne, gospodarskie oblicze. Tę gościnność zapamiętamy i, z przebiegu całego Euro, jesteśmy nią mocno zaskoczeni. Pamiętać z tego spotkania będzie się też jednak inne rzeczy. Takie, których nie chce się wspominać.
Niemcy również będą chcieli wymazać to wspomnienie. Z turnieju wyeliminował ich gol Mikela Merino w przedostatniej minucie dogrywki.