| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Czy bolało? Bardzo. To nie był jednak najgorszy problem. Największą trudność sprawiło mi to, że nie byłem w stanie wykonać motorycznie pewnych ruchów [...] Powinien to zoperować od razu, a nie czekać dziewięć dni – mówi w TVPSPORT.PL Srećko Lisinac, doskonale znany w Polsce środkowy reprezentacji Serbii siatkarzy, który od ponad roku mierzy się z kontuzją nerwu. Przez nią "stracił" sezon 2023/2024, w którym występował w barwach Projektu Warszawa. Nie był w stanie grać.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Typowym widokiem podczas meczów Projektu Warszawa w poprzednim sezonie byliście ty i Piotr Nowakowski siedzący wspólnie za bandami. Jak trudno pod względem mentalnym było w ten sposób przeżywać sportową rywalizację? Wszystkiemu winne były problemy zdrowotne.
Srećko Lisinac: – Nie było łatwo. Moim obecnym celem jest odbudowanie się, bycie w stanie grać. Kiedy można trenować, a obostrzenia występują w kwestii samego uczestnictwa w meczach, na pewno przeżywa się to inaczej. Jestem w sytuacji, w której nic ode mnie nie zależy. To już nawet nie jest kwestia tego, że nie jestem na tyle dobry, by grać na oczekiwanym przeze mnie poziomie. Problem jest znacznie większy ode mnie i od tego, co ode mnie zależy.
Razem ze sztabem szkoleniowym Projektu Warszawa przez ostatni sezon robiliśmy wszystko, byśmy razem z Piotrkiem mogli wystąpić w jakimkolwiek meczu poprzednich rozgrywek. Nic z tego. Walka z kontuzjami nerwów opiera się na tym, że potrzebne jest bardzo dużo czasu, by się odbudować. Jest też szansa, że do tego nigdy nie dojdzie. Pracuję jednak dużo i mam nadzieję, że w przyszłości wszystko wróci do normalnego stanu.
Poza tym czuję się bardzo dobrze. Nie odczuwam już żadnego bólu, zachowałem mobilność, ale siła nie jest jeszcze na tyle dobra, bym mógł grać.
– W 2023 roku przeszedłeś operację kręgosłupa. Zabieg obejmował odcinek lędźwiowy. Co wywołało konieczność doprowadzenia do niego?
– Doznałem urazu 1 maja podczas początku pierwszego meczu play-off we Włoszech. Kiedy poczułem ból nie zatrzymałem się i nie poprosiłem o zmianę. To był błąd, który popełniłem. Kolejnego dnia dostałem zastrzyk w plecy, a on nie powinien mieć miejsca od razu po wystąpieniu mojego problemu. To wszystko spowodowało, że moja regeneracja trwała tak długo.
Tak naprawdę poddać się operacji powinienem dzień po meczu, w którym wystąpił ból. My czekaliśmy z zabiegiem dziewięć dni. Nie powinienem był tyle czekać. Kiedy występuje tak duży ucisk na nerwy, trzeba działać od razu.
– Bardzo bolało?
– Bardzo. To nie był jednak najgorszy problem. Największą trudność sprawiło mi to, że nie byłem w stanie wykonać motorycznie pewnych ruchów.
– Czego nie mogłeś wykonać?
– Nie mogłem wyprostować się na palcach. Powinien to zoperować od razu, a nie czekać dziewięć dni. Wtedy nie miałem jednak takiej wiedzy. Gdybym o tym wiedział, od razu bym działał. Teraz mierzę się z tym, że kiedy nerw jest uszkodzony, bardzo długo się regeneruje.
– Słyszałam plotkę, że dochodzisz swoich praw na drodze sądowej z lekarzem klubowym z powodu błędu w sztuce. To prawda?
– Nie, nie jest to prawda. Nic takiego nie ma miejsca. Ktoś w Polsce mówi głupoty (śmiech). Jeszcze z tym nic nie zrobiłem. Lekarz klubowy nie miał na wszystko wpływu. Popełniono błąd, ale do sądu nikogo nie podałem. Koncentruję się na leczeniu, a ciąganiu ludzi po prawnikach.
– Jak często w twojej głowie pojawiały się myśli, że ta kontuzja może oznaczać koniec kariery?
– Przy każdej kontuzji można mieć takie myśli. Ja jestem jednak trochę inaczej skonstruowany i tak do tego nie podchodzę. Robię wszystko, by wrócić, pracuję nad formą cały czas. Mam nadzieję, że to wszystko nie potrwa długo. Jeśli jednak będzie to wymagało więcej czasu, jestem gotów na oczekiwanie. Obecnie gram na piasku w siatkówkę. Nie jestem jeszcze gotowy, by występować na najwyższym poziomie, ale powoli wracam. Mam nadzieję, że postęp będzie cały czas. Dopóki on jest, pracuję dalej. Jeśli stanie w miejscu, może zastanowię się nad alternatywami. Na razie jednak nie biorę ich pod uwagę.
– Projekt Warszawa zachował się dobrze. Niektóre kluby w przypadku kontuzji, które mogą wyeliminować zawodnika na cały sezon, chciałyby błyskawicznie rozwiązać kontrakt. Twoja współpraca z drużyną ze stolicy zakończyła się dopiero po sezonie 2023/2024. Czy obecnie masz plany związania się z jakimś zespołem, czy zrobisz to dopiero pod odzyskaniu pełnej formy i sprawności?
– Projekt Warszawa zachował się w stosunku do mnie bardzo dobrze. Klub pomógł mi w procesie terapeutycznym, przygotował mnie fizycznie. Bardzo ważne dla mnie i Piotrka [Nowakowskiego – przyp. red.] było to, byśmy w obliczu kontuzji byli cały czas w procesie siatkarskim. Nie graliśmy, ale wykonywaliśmy jakieś ćwiczenia, cały czas byliśmy w grupie, więc pozostawaliśmy w pewnym stałym systemie.
W tej sytuacji mój kontrakt nie był jednak standardowy. Oprócz mieszkania, samochodu i innych ustalonych rzeczy kwestie finansowe zostały w jakiś sposób ograniczone do momentu, w którym nie będę zdrowy. Zgodziłem się na takie warunki, bo były bardzo fair. Nie doznałem kontuzji w zespole z Warszawy, więc byłem bardzo wdzięczny, że mimo to klub wziął mnie pod swoje skrzydła i pomagał wrócić do sprawności.
W tym momencie nie chcę podejmować decyzji o graniu w jakimkolwiek klubie. Na razie nie mam powodu, by to robić. Nie jestem w stanie prezentować się na moim poziomie. Nie chcę podpisywać kontaktu, którego nie będę w stanie wypełnić.
– Jakie są minimalne i maksymalne prognozy lekarzy odnoście do rekonwalescencji?
– Nie wiadomo. Nie ma prognoz w procesie leczenia nerwów. Może być to szybciej, może zająć to więcej czasu. Patrząc na to, ile to trwa, sądzę, że jeszcze trochę zajmie mi nim będę w pełni zdrowy.
Czytaj również:
– Polska siatkarka ujawnia: to będzie mój ostatni sezon
– Prezes PZPS po igrzyskach: to dla mnie ruch poniżej pasa
– Gdzie zagrają Kurek, Leon czy Śliwka? Sezon siatkarski coraz bliżej