| Piłka nożna / Liga Konferencji
Kiedy zadzwonił prezes Cezary Kulesza i zaproponował rolę ambasadora przyszłorocznego finału Ligi Konferencji, który zostanie rozegrany we Wrocławiu, zastanawiałem się kilkanaście sekund. Myślałem, że prezes chce zażartować, ale ton miał bardzo poważny – opowiada TVPSPORT.PL Michał Żewłakow, 102-krotny reprezentant Polski.
Robert Błoński: – Znasz film "Chłopaki nie płaczą"?
Michał Żewłakow (były wybitny reprezentant Polski): – Znam.
– Jeden z jego bohaterów chciał zostać ambasadorem. Ty właśnie zostałeś ambasadorem – finału Ligi Konferencji, który 28 maja przyszłego roku zostanie rozegrany we Wrocławiu. Jak do tego doszło?
– W największym skrócie – wybrano mnie. Jakiś czas temu zadzwonił prezes PZPN Cezary Kulesza z pytaniem, czy jestem zainteresowany taką funkcją. Nie wiem, na jakiej zasadzie to się odbywa, ale podejrzewam, że UEFA konsultuje się z federacją, na terenie której zostanie rozegrane spotkanie finałowe. Nie wiem, czy byłem jedynym kandydatem, ale prezes zadzwonił właśnie do mnie. Nie znam kulis nominacji. UEFA potrzebowała kogoś takiego. Zgodziłem się po 15 sekundach zastanowienia.
– Jakie przywileje i obowiązki są z tym związane?
– Na razie wiem tylko o obowiązkach, przywilejem będzie pewnie bilet na finał. Na pewno wezmę udział w dwóch losowaniach – fazy grupowej, które wydarzy się w piątek w Monaco, oraz fazy pucharowej – w styczniu w Szwajcarii. Szczegółów się dowiem. Przy okazji finału będę tą osobą, która wniesie trofeum na stadion we Wrocławiu tak, by wychodzący na murawę piłkarze widzieli, o co grają. Nie wiem, czy ktoś ze mną będzie. Na razie jestem sam.
– Poczułeś się wyróżniony?
– Bardzo. Przed chwilą powiedziałem, że kiedy zadzwonił Cezary Kulesza, zastanawiałem się 15 sekund. Trwało to tak długo, ponieważ myślałem, czy skory do żartów prezes nie robi mi jakiegoś psikusa. Ale nie. Ton miał bardzo poważny, więc doszedłem do wniosku, że to jest taki dzień, w którym mogę poczuć, że gdzieś byłem, gdzieś w piłkę zagrałem i coś osiągnąłem. I jeszcze ktoś mnie pamięta.
– Tak się złożyło, że to będzie twój drugi finał Ligi Konferencji z rzędu, który obejrzysz ze stadionu.
– I tak się składa, że w obecnej edycji Ligi Konferencji, w barwach Legii, zagrał już mój syn, więc to wszystko składa się w piękną całość. W maju byłem na finale Olympiakos – Fiorentina. Spotkanie odbywało się na stadionie AEK-u Ateny, a mnie zaprosił na dwa dni klub z Pireusu, którego barwy reprezentowałem w latach 2006-10. Wygrał 1:0 po dogrywce i wywalczył pierwsze europejskie trofeum w swojej historii. Spotkałem się z kolegami, z którymi na co dzień się nie widuję. To była grupka byłych piłkarzy Olympiakosu – oprócz mnie wszyscy grali u obecnego właściciela Evangelosa Marinakisa, a ja byłem jedynym z czasów poprzedniego – Sokratisa Kokkalisa. To też miłe. Pojechać i zobaczyć finał, w dodatku zwycięski dla swojej byłej drużyny, to też przeżycie – inne nawet niż dla kibica. Olympiakos umiał wygrać finał – taktyką, wytrwałością i pragmatyzmem.
– Wracamy do tegorocznej edycji – będziesz wyciągał kulki z nazwami drużyn, z którymi spotkają się polskie kluby w fazie grupowej?
– Nie wiem dokładnie, jak będzie. Mam losować kulki, możliwe, że zrobię całość, a możliwe, że z kimś. Wszystko poznam na miejscu – w czwartek lecę do Monaco. Dostałem także zaproszenie na losowanie Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy. Znam to miejsce bardzo dobrze – kilka lat temu jako dyrektor sportowy Legii byłem tam przy okazji losowania grup Champions League i mam pozytywne wspomnienia. Teraz jestem w kontakcie z osobą z UEFA, która zajmuje się całą agendą mojego pobytu.
– Ile polskich klubów zagra w fazie grupowej?
– Kiedy rozpoczynały się eliminacje, mówiłem, że awansują dwa kluby. Oba do Ligi Konferencji. Na razie pewna tego jest Jagiellonia, ma szanse na Ligę Europy, ale musiałaby odrobić w Amsterdamie stratę z pierwszego meczu z Ajaksem, który przegrała u siebie 1:4. Wydaje się to wręcz niemożliwe do zrealizowanie. Podobnie na straconej pozycji wydaje się być Wisła Kraków po 1:6 u siebie z Cercle Brugge. Za to Legia powinna sobie poradzić z Dritą Gnjilane, do Kosowa jedzie z dwubramkową zaliczką i nie wyobrażam sobie, by się nie zakwalifikowała.
– Wspomniałeś już o debiucie swojego syna, 17-letniego Kuby w tej edycji Ligi Konferencji. 1 sierpnia wszedł na boisku w rewanżu z Caernarfon. To był jego pierwszy występ w dorosłej Legii.
– Nie będę ukrywał, było to wydarzenie w naszym domu – nieczęsto zdarza się przeżywać takie chwile. Dla mnie to też swego rodzaju sukces, syn spełnił marzenie i zobaczymy, co z tym zrobi dalej. Kolejny krok ma za sobą, wszystko zależy od niego. Jego karierę staram się przeżywać w miarę normalnie, przynajmniej tak mi się wydaje. Oczywiście mam swoje uwagi, Kuba je przyjmuje, ale każda młoda głowa ma swój sposób i pomysł na konkretne zdarzenia. Chciałbym jedynie wytłumaczyć mu te, które przez niego odbierane są jako proste, że wcale takie proste nie są.
– Kiedyś powiedziałeś, że w kwestiach typowo piłkarskich bardziej słucha twojego brata-bliźniaka. Wujek Marcin też grał w piłkę na poziomie reprezentacyjnym i strzelił gola na mundialu w 2002 roku.
– Też z tego względu, że ja byłem obrońcą, a Kuba jest piłkarzem ofensywnym, więc kiedy mówię mu, co i jak, to słucha z zaciśniętymi zębami i przymrużonymi oczami. W relacji były piłkarz – materiał na piłkarza, syn inaczej odbiera słowa ojca niż osoby z zewnątrz. Kiedy Kuba słucha wskazówek od mojego brata, Marka Saganowskiego czy Kamila Kosowskiego, to mam wrażenie, że gdybym ja powiedział to samo, to musiałoby upłynąć więcej czasu, by to zaakceptował i przyjął, niż gdy mówią to oni.
– Przy okazji losowania miło będzie posłuchać, jak radzisz sobie z angielskim, francuskim i, gdyby zaszła taka potrzeba, serbskim.
– Greckiego też się nauczyłem w stopniu komunikatywnym, grając w Olympiakosie, ale dziś już sporo zapomniałem i używałem najmniej.
– Na scenie poczujesz się jak aktor.
– Nie wiem, czy dopadnie mnie trema, na razie jej nie czuję, ale to uczucie najczęściej pojawia się tuż przed występem. Dreszczyk emocji będzie, żeby na przykład z otwartej kulki nie wypadła kartka i żebym nie musiał podnosić jej z ziemi.
– Anglicy nazywali Ligę Konferencji "Pucharem Kubusia Puchatka", tymczasem rozgrywki nabierają prestiżu. Wygrywały je Roma, West Ham i Olympiakos.
– To rozgrywki stworzone dla zespołów średnich i słabszych z najsilniejszych lig oraz drużyn, które nie mieszczą się w Champions League czy Lidze Europy – by też miały kontakt z międzynarodowym futbolem oraz zarabiały pieniądze.
1 - 4
Chelsea Londyn
2 - 2
Real Betis
1 - 0
Djurgardens IF
2 - 1
ACF Fiorentina
1 - 4
Chelsea Londyn
1 - 4
Djurgardens IF
1 - 2
Legia Warszawa
2 - 2
Celje
1 - 1
Real Betis
2 - 0
Jagiellonia