Kilka lat temu był łączony z transferem do Włoch, ale – jak się okazuje – do konkretów nie doszło. Adam Radwański wciąż jest jednak spragniony wyzwań i w Zagłębiu Lubin chciałbym się rozwinąć. Piłkarz opowiada o pierwszych miesiącach w klubie, pracy z trenerem Franciszkiem Smudą w Widzewie oraz swoich ambicjach, które nie wszyscy podzielali. – Dużo osób myślało, że będę się błąkał po trzecich ligach, potem wrócę. A na szczęście było to też sporo takich, którzy pokładali we mnie wiarę i chciałbym właśnie im udowodnić, że się nie mylili – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL przed meczem drużyny w Pucharze Polski przeciwko Warcie Poznań (transmisja w TVP).
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Dlaczego w letnim oknie transferowym wybrałeś właśnie Zagłębie?
Adam Radwański, piłkarz Zagłębia Lubin: – Ze względu na to, że dochodziły mnie słuchy już dużo wcześniej, że klub był mną zainteresowany, obserwował mnie. Dlatego zdecydowałem się tu przyjść.
– Co chciałbyś tu osiągnąć? Złośliwi twierdzą, że piłkarzom Zagłębia jest za wygodnie, a maksimum aspiracji to środek tabeli.
– Też zanim trafiłem do klubu, słyszałem różne opowieści. Nigdy jednak nie podążam za opinią innych. Przekonałem się już na początku, że mamy na tyle jakościowych zawodników, że nikogo środek tabeli nie będzie zadowalał. Wiem, że przez lata się utarło, że dla Zagłębia ósme miejsce jest dobre. Mogę jednak zapewnić, że wszyscy piłkarze i każda osoba ze sztabu mierzy znacznie wyżej.
– Jak sądzisz – co było waszym problemem na początku sezonu? Sam wspomniałeś, że w drużynie macie sporo ambitnych osób, ale wasze wyniki były rozczarowujące.
– Uważam, że zagraliśmy bardzo dobry mecz z Legią, stwarzaliśmy sytuacje, ale przegraliśmy. Wydawało się, że spotkanie z Pogonią było do wygrania, a jednak – zremisowaliśmy. Mogło nam pójść lepiej i dziś mielibyśmy więcej punktów. Ale wpadliśmy w delikatny dołek. Na szczęście powoli zaczyna się to odwracać. Mam nadzieję, że teraz będziemy już iść w dobrą stronę.
– A jak oceniasz pierwsze czternaście meczów w nowym klubie i swoje postępy?
– Na początku nie byłem zadowolony ze swoich występów. Wiem, jakim jestem zawodnikiem, znam swoją wartość i zdawałem sobie sprawę z tego, że nie pokazywałem tego, co mam najlepsze. Myślę jednak, że z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej. I bardziej widać moje zaangażowanie w grę ofensywną, mam coraz więcej piłek otwierających akcje. Na pewno to wynika z moich częstszych występów.
– Co zmienił w drużynie trener Marcin Włodarski?
– Mamy inny system – gramy trójką z tyłu. I sam byłem w szoku, że tak szybko to załapaliśmy. Zmieniła się także intensywność meczowa. Bardzo dużo gramy do przodu, więcej ryzykujemy, stwarzamy więcej sytuacji. Myślę, że poprawiliśmy też grę obronną – dużo pracowaliśmy nad nią w ostatnich tygodniach. Lepiej też reagujemy na straty piłek, nasz doskok jest szybszy i działa lepiej.
– Gdy rozmawiałem na początku z trenerem Włodarskim, powiedział mi, że wasza drużyna dobrze rozpoczyna akcje od tyłu, potrafi kontratakować, ale skuteczność szwankowała.
– I można powiedzieć, że jeszcze trochę szwankuje. Dlatego pracujemy nad naszą skutecznością w obrębie pola karnego. Ale uważam, że wszystko się zazębia i wkrótce będziemy strzelać więcej goli.
– Jaki jest cel Zagłębia w tym momencie?
– Na razie nie chcemy wybiegać za bardzo w przyszłość. W każdym tygodniu chcemy się jak najlepiej przygotować do przeciwnika, aby umieć wykorzystać jego mankamenty.
– Czy masz cel na ten sezon albo choćby na najbliższe tygodnie?
– Przyznam, że nie stawiam sobie daleko idących celów. Wskoczyłem do pierwszego składu i chciałbym pokazywać trenerowi, że jestem wartością dodaną tej drużyny. Moim głównym celem jest stabilizacja i coraz lepsze występy z meczu na mecz.
– Domyślam się, że zanim trafiłeś do Zagłębia – głównym twoim celem był powrót do Ekstraklasy.
– To prawda, był to jeden z głównych celów. W tym sezonie wróciłem i mam nadzieję, że będzie lepszy niż mój ostatni w Ekstraklasie.
– Czy nie "zasiedziałeś" się w Termalice przez cztery lata?
– Tak, zasiedziałem się tam. Pierwsze dwa lata były bardzo fajne. Najpierw awansowaliśmy do Ekstraklasy, potem w niej graliśmy. Spadliśmy, ale wydaje mi się, że zabrakło nam trochę szczęścia. Były takie mecze, gdy mogliśmy wygrywać, a zamiast tego – traciliśmy głupio punkty. Potem była walka o Ekstraklasę, a ostatni sezon... – do zapomnienia. Mieliśmy drużynę, która mogła uzyskać awans, tak się nie stało. Będę jednak dobrze wspominać czas w Termalice. Bardzo się tam rozwinąłem – sportowo i mentalnie byłem ważną postacią. Jedyny minus był taki, że w ostatnich latach nie graliśmy w Ekstraklasie.
– Maciej Ambrosiewicz powiedział mi ostatnio, że byliście wyczerpani brakiem awansu do Ekstraklasy po spadku.
– W takim momencie nie jest nigdy łatwo, bo każdy z nas chciał grać w Ekstraklasie. Gdy coś się nie udawało, wiara spadała. I dlatego nasza gra wyglądała tak, a nie inaczej.
– Mógłbyś rozwinąć myśl o tym, że rozwinąłeś się mentalnie?
– Nauczyłem się pomagać młodszym kolegom. Teraz, gdy widzę chłopaków w wieku siedemnastu lat, którzy wchodzą do szatni, wiem jak do nich podejść. Myślę, że dzięki temu moi koledzy w Termalice mieli do mnie szacunek, wiedzieli jaki jestem.
– Wrócę jeszcze do twoich dobrych momentów w Termalice. Początek sezonu po awansie miałeś bardzo udany, zrobiło się o tobie głośno. Jak na to reagowałeś?
– To był dobry sezon, chociaż mogę żałować, że nie zrobiłem trochę lepszych liczb. Wtedy nie byłem jeszcze tak pewny siebie. Po pierwszych dwóch meczach – gdy strzeliłem gola i zaliczyłem asystę – myślałem jednak, że to trochę inaczej się potoczy. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale wstrzymała mnie kontuzja. Przeszedłem operację, w niektórych meczach grałem z bólem. Ale uważam, że mogłem być zadowolony z tamtego sezonu.
– Ile było prawdy w pogłoskach o zainteresowaniu tobą włoskich klubów? Doszło do rozmów?
– Szczerze mówiąc, sam o tym się dowiedziałem z mediów społecznościowych. Nikt ze mną się nie kontaktował. Dopiero później prezes Rafał Wisłocki mi mówił, że był jakiś temat, ale bez konkretów.
– A oferty z Ekstraklasy dostawałeś przed transferem do Zagłębia?
– Tak, miałem jeszcze rok do końca kontraktu. Pani prezes zdecydowała, żebym został po awansie. Niestety sezon był jaki był. Dostałem warunki przedłużenia, ale powiedziałem wprost, że chciałbym wrócić do Ekstraklasy. Pani prezes przyjęła moją decyzję ze zrozumieniem i podkreśliła, że życzy mi wszystkiego dobrego. To było miłe pożegnanie.
– Niedawno zmarł Franciszek Smuda. To trener, który dał ci szansę, kiedy jako młodzieżowiec wchodziłeś do drużyny Widzewa. Co mu zawdzięczasz?
– Gdy usłyszałem tę smutną wiadomość, wspomnienia wróciły – z szatni, z boiska, wszystkie anegdoty. Trener Smuda lubił mnie jako zawodnika i jako człowieka, cenił mój charakter i moje umiejętności. Zawsze będę go pamiętał jako świetnego trenera i wspaniałego człowieka.
– Czy utkwiła ci w pamięci szczególnie jakaś sytuacja z udziałem trenera Smudy?
– Od razu przychodzi mi na myśl nasze pierwsze spotkanie. Było to po naszym meczu w Trzeciej Lidze, po którym zwolniono trenera Cecherza. Dostałem wtedy dwie żółte kartki. Gdy przyszedł trener Smuda, powiedział: słyszałem, że jakiś młody dostał dwie żółte kartki za gadanie – za takie coś nie ma prawa siedzieć w tej szatni.
– Wystraszyłeś się?
– Tak, ale później wziął mnie na rozmowę. Poznał mnie i zobaczył, jaki jestem. Od tamtej pory już uważałem, żeby nie dyskutować z sędziami.
– Praca z tak zasłużonym trenerem musiała być dla ciebie, jeszcze młodego zawodnika, nobilitacją
– Oczywiście, że tak. Wcześniej słyszałem o trenerze Smudzie tylko w telewizji. A tutaj nagle on przychodzi do szatni i mnie trenuje. Cała szatnia czuła do niego bardzo duży szacunek i do tego, co mówił. Bardzo się cieszę, że miałem z nim przyjemność pracować.
– A można powiedzieć, że gra u trenera Smudy dodała ci pewności siebie?
– Jeżeli taki trener widzi twój potencjał i dostrzega twoje umiejętności, może to dodać skrzydeł. Słysząc to, że w trakcie konferencji mnie chwalił, dostawałem "kopa" do dalszej pracy.
– Na koniec – czy masz jakieś sportowe marzenie?
– Tak jak powiedziałem wcześniej – nie stawiam sobie długofalowych celów. Moja cała dotychczasowa kariera wyglądała tak, że nie zaczynałem z wysokiego poziomu, tylko musiałem przejść każdą ligę, aż do Ekstraklasy. Chciałbym dlatego cały czas piąć się w górę i móc się rozwijać.
– Co najbardziej cię motywuje?
– Żona i cała rodzina zawsze mnie wspierają. Wiedzą, kim jestem i kim chciałem zostać od dziecka. Widzieli jak się poświęcam. Choć wiele osób się dziwiło, zawsze chciałem udowodnić sobie, że jestem dobrym zawodnikiem, ale również zapewnić mojej rodzinie jak najlepsze życie. To jest moja największa motywacja.
– Jesteś ambitnym człowiekiem, więc dlaczego wiele osób się dziwiło?
– Dużo osób myślało, że będę się błąkał po trzecich ligach, potem wrócę. Widziałem po niektórych, że we mnie nie wierzyli. A na szczęście było to też sporo takich, którzy pokładali we mnie wiarę i chciałbym właśnie im udowodnić, że się nie mylili.
14:00
Ruch Chorzow/Legia Warszawa