Jeszcze dwa sezony temu pukała do bram reprezentacji, a pierwsze seniorskie punkty Pucharu Świata w biathlonie zdobyła mniej niż rok temu. Poprzednią zimę zaczęła... ze zbyt małą wiarą w siebie, a skończyła jako jedna z największych niespodzianek mistrzostw świata. Teraz Natalia Sidorowicz udowadnia, że był to kolejny krok na drodze do większych sukcesów. Za taki bez wątpienia należy uznać 4. miejsce w biegu indywidualnym w Kontiolahti. Na taki rezultat Polska czekała bowiem prawie pięć lat.
Magdalena Gwizdoń, Krystyna Guzik, Weronika Nowakowska, Monika Hojnisz, Anna Stera – tylko pięć Polek w historii stawało na podium biathlonowego Pucharu Świata. Ostatnia z nich, Hojnisz, uczyniła to 6 grudnia 2018 roku. Niewiele zabrakło by niemal sześć lat później to grono poszerzyło się o jeszcze jedno nazwisko. Natalia Sidorowicz w skróconym biegu indywidualnym w Kontiolahti zajęła fantastyczne czwarte miejsce.
Pozycję Sidorowicz zapewniło czyste strzelanie w konkurencji, w której za każde pudło otrzymuje się 45 sekund kary. Polka była jedną z zaledwie pięciu zawodniczek, której ani razu nie zadrżała ręka. Spośród nich zajęła drugie miejsce, przegrywając tylko z Lou Jeanmonnot. Francuzka została pierwszą liderką Pucharu Świata, a między nią i Sidorowicz znalazły się jeszcze Ella Halvarsson z jednym pudłem, a także niesamowicie dysponowana biegowo Elvira Oeberg z trzema nietrafionymi strzałami. Polce do historycznego podium brakło ledwie 11,8 sekundy – i to pomimo 43. czasu biegu.
Sidorowicz w ubiegłym sezonie Pucharu Świata zdobyła 71 punktów. W tym już ma na koncie 55. To, że poprawa przyjdzie szybko, zapowiadała w przedsezonowych wywiadach. Mało kto spodziewał się, że już pierwszym startem 26-latka z Podhala niemal zrówna się z osiągnięciami z poprzedniego sezonu. Oczywiście, statystyki te byłyby lepsze, gdyby nie fakt, że zawody mistrzostw świata nie wliczają się do punktacji Pucharu Świata. To właśnie na ubiegłorocznym czempionacie Polka wypłynęła na szerokie wody.
Dość powiedzieć, że przed mistrzostwami w Nowym Meście na Morawach najlepszym wynikiem Sidorowicz było 22. miejsce w skróconym biegu indywidualnym w Anterselvie. Tymczasem w Czechach wynik ten został trzykrotnie poprawiony. Zaczęło się od 16. pozycji w sprincie i 14. w biegu pościgowym. Do tego doszło 16. miejsce w biegu ze startu wspólnego i fantastyczna, 6. lokata w sztafecie. Co było tajemnicą sukcesu? Wiara w siebie. – Przed mistrzostwami świata byłam trochę zrezygnowana, wręcz smutna że słabo się czuję. Potem przemogłam się – i okazało się, że wynik przyszedł kiedy trzeba. Takie momenty przełamania siebie uświadamiają nas, że idziemy w dobrą stronę i możemy wierzyć w to, co robimy – szczerze przyznawała przed sezonem Sidorowicz.
Na mistrzostwach to Sidorowicz była najmocniejszym punktem kadry. Po czempionacie punktowała zarówno w zawodach w Soldier Hollow i Whistler. Ostatecznie została sklasyfikowana na 50. pozycji w Pucharze Świata. Dziś jest czwarta, choć wie, że jeszcze wciąż sporo jest do zrobienia. – Najwięcej do poprawy wciąż jest w biegu, wytrzymałość, siła i technika – to coś nad czym najbardziej pracuję. Czuję, że jest lepiej. Wierzę w nasz proces treningowy, sama dużo od siebie dokładam, bo jest jeszcze trochę pola do popisu – podkreślała biathlonistka.
Sukces w Kontiolahti jest tym większy, że zawodniczka sama zafundowała sobie trudniejsze przygotowania strzeleckie przed sezonem. – W czerwcu zmieniłam kolbę, co jest ryzykowne, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Wierzyłam, że to pomoże mi być jeszcze lepszą, ale początki były ciężkie, bo z poprzednią kolbą byłam zżyta. W końcu jednak znalazłam złoty środek – opowiadała. I jak na potwierdzenie, już w pierwszych indywidualnych zawodach potrafiła zestrzelić wszystkie 20 krążków.
Przed Sidorowicz sobotni sprint i niedzielny bieg ze startu masowego. Trzeci w karierze. Po raz pierwszy taka sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku w Anterselvie. – Zawsze jak oglądałam biegi masowe, myślałam jak to jest znaleźć się w gronie 30 najlepszych w mass starcie. Gdy trafiło mi się to pierwszy raz byłam i podekscytowana, i przerażona jednocześnie. Każdy taki start to olbrzymie doświadczenie – zaznaczała. Wkrótce będzie mogła jeszcze je powiększyć. A to kolejne zawody z czterema strzelaniami – a więc należące do ulubionych u 26-latki.
Sidorowicz przed sezonem zakładała, że przełamanie w ubiegłym sezonie to był dopiero początek. I tak ma być z całą kadrą. – Wierzę, że możemy być jeszcze lepsze. Wszystkie nakręcamy się wzajemnie, co sprawia, że osiągamy jeszcze lepsze wyniki. Zawsze celujemy wyżej – podkreśla Sidorowicz. A w jej przypadku wyżej jest już tylko podium i dołączenie do jakże zacnego grona.