W tej stawce nikt nie może mówić, że jest niepokonany. A ja wierzę, że będę mógł pokonać Austriaków – mówi przed konkursem na Bergisel Gregor Deschwanden, obecnie czwarty najlepszy zawodnik rankingu Turnieju Czterech Skoczni. Jego strata do lidera jest niewielka, choć potrzebuje wybitnych skoków. Tej zimy już takie pokazywał. Szwajcar przeżywa najlepsze chwile kariery.
Korespondencja z Innsbrucku
Na półmetku Turnieju Czterech Skoczni Gregor Deschwanden jest pierwszym spośród ludzi. To znaczy najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem w rankingu imprezy, ale niebędącym reprezentantem Austrii. Szwajcar przeżywa sezon życia. Już cztery razy stał na podium, a najniżej zajął 11. lokatę. Jest szalenie stabilny. Mimo że ma już grubo ponad 30 lat, pnie się w górę. W piątek na Bergisel Gregor był najlepszym skoczkiem, uśredniając jego skoki z obydwu treningów i kwalifikacji. W serii ocenianej zajął trzecie miejsce i w parze KO w sobotę zmierzy się z Piotrem Żyłą.
W rozmowie z TVPSPORT.PL Deschwanden mówi wprost: jest tu, bo wierzy, że uda mu się zbić Austriaków na ich terenie. I odebrać Złotego Orła. Choćby po to, żeby w jego kraju wypromować na nowo skoki narciarskie.
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Spróbujmy po polsku. Jak leci?
GREGOR DESCHWANDEN, SZWAJCARIA: – Dzień. Dobry skok! Wczoraj i… dobre. Szczęśliwy, tak, bardzo, bardzo.
– Nie męczę już. Szło dobrze. Jak się zapatrujesz na parę z Piotrem Żyłą?
– Nie mam pojęcia, szczerze. Piotr w obecnej sytuacji to trochę Puszka Pandory. Biorąc pod uwagę jego możliwości, może być bardzo trudnym przeciwnikiem. Ale z drugiej strony może też mi pójść łatwo. Pary KO są atrakcją, jednak skakanie w nich to wciąż przede wszystkim walka z samym sobą. Obaj możemy wykonać dobre skoki. Wtedy obaj znajdziemy się w drugiej serii. Mam jednak przede wszystkim nadzieję, że w sobotę będę w stanie pokonać Austriaków. O tym myślę.
– Szczerze? To wspaniale, że sam mówisz o tym tak otwarcie. Właściwie, o to chciałem cię zapytać. Nie jesteś daleko w klasyfikacji. Podejrzewam, że skoki z niemieckiej części tylko pobudziły apetyt?
– Tak. I stamtąd, i z piątku na Bergisel. To, co robiłem na ich tle, pokazało mi, że oni są do pokonania. Tak w zasadzie to nikt nie może uważać się za niepokonanego w całej stawce. Nawet tak mocna kadra. To moje zadanie: wykonać świetne skoki. Wtedy czuję, że mogę ich pokonać. Może nie wszystkich naraz, może nie zawsze, ale to mi otworzy drogę do kolejnych podiów.
– To, że możesz tak powiedzieć tej zimy; że tak skaczesz, jest kwestią wzmocnienia fizycznego przed tym sezonem? Wzmocnienia sfery mentalnej? Czy techniki?
– Nie powiedziałbym, że przed tą zimą pracowałem jakoś ciężej fizycznie. Nie jestem wzmocniony względem poprzednich lat. To nie był klucz. Wydaje mi się, że technika jest najważniejsza. Przy wejściu w tę zimę nauczyłem się też wchodzenia w fajne flow. A może ono po prostu się złapało. Z niego potem wynika to, że nawet miewając gorsze próby albo takie, które są spóźnione lub wyglądają dziwacznie, patrzę na listę wyników i widzę: och, i tak jestem w TOP10. Nieźle! To jest budujące. To daje pewność siebie, przekonanie.
– To chyba sportowo twój moment kariery?
(Gregor kiwa głową twierdząco)
– Co cię bardziej ucieszy? Pierwsza wygrana w konkursie, na którą tak czekasz? Czy podium w Turnieju Czterech Skoczni? Ta wygrana… wszyscy tak kibicowali, tyle razy było blisko…
– Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Bo jeden sukces wynika z tego, jak pracujesz przez ponad tydzień, na różnych obiektach. A konkurs to kwestia jednego dnia, dwóch prób. Chyba wolałbym cieszyć się bardziej z tego podium w turnieju. I to nawet, gdybym nigdy nie miał dostąpić zaszczytu wygrania tego konkursu. Nawet jednego. Najlepiej jednak byłoby to jakoś połączyć. To jest możliwe.
– Może to by trochę pobudziło zainteresowanie skokami w Szwajcarii?
– Oby.
– Czytałem trochę szwajcarskie portale. Tam jest tyle gwiazd sportów zimowych, że nawet mając twój poziom, nie jest prosto się tam przebić. To nieco bolesne, przyznasz?
– Tak, ale jesteśmy Szwajcarią. Ten kraj oddycha sportami zimowymi, wszelakimi. Każdy zna gwiazdy zjazdów i innych sportów. Ale wiem, że jeśli skaczę dobrze, mam dla siebie zarezerwowany kawałek sceny. Niemniej, żeby przebić się szerzej, to w takim kraju jak Szwajcaria w zasadzie nie powinieneś schodzić z podium. To jest poprzeczka. Wysoka. Niektórzy to niemal wygrywają wszystko, w czym startują. Nie ma lekko, żeby trafić na pierwsze strony gazet. Ale na to nie mam wpływu. Ja mogę tylko po prostu próbować jak najlepiej skakać. Wtedy zauważą.
– A może to też trochę kwestia osobowościowa? Może kolorowe ptaki, skandaliści klikają się też lepiej? Patrz, zrobiłbyś coś raz na przekór i efekt gwarantowany.
– Może, pewnie tak. Ale ja wiem, że dla czegoś takiego bym się nie zmienił. Jestem kim jestem i już. Nie będę tego ścigał za wszelką cenę. To nie byłoby ze mną zgodne. Nie, żeby mieć może jedną stronę więcej albo dwa więcej wydrukowane moje zdjęcia. To nie ma sensu.
– Masz jakąś wiadomość do twoich polskich fanów? Oczywiście po polsku.
– Dziękuję bardzo for cheering me.
– Ładnie.
– Jak jest cheering me po polsku?
– Kibicowanie.
– Nie słyszałem tego słowa nigdy. Ale znam kilka innych. Jednak te może zostawimy sobie na później, nie wszystkie byłyby do publikacji!