| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Przez długi czas wydawało się, że Mateusz Skrzypczak może mieć problemy z tym, aby zaistnieć w Ekstraklasie. Jego późniejsze losy zaskoczyły wielu kibiców. Obrońca dzięki swojej ciężkiej pracy poradził sobie z wieloma ograniczeniami i dziś jest uważany za największego nieobecnego w kadrze Michała Probierza. 24-latek musiał jednak przejść znacznie dłuższą drogę niż większość innych piłkarzy.
Żadna inna postać tak bardzo nie łączy Lecha Poznań i Jagiellonii Białystok. W końcu mowa o jedynym piłkarzu Kolejorza, który swego czasu otrzymywał od kibiców pozdrawiające transparenty. Kiedy "Skrzypa" został doceniony przez fanów ze stolicy Wielkopolski, nie był postacią pierwszoplanową w zespole prowadzonym przez Macieja Skorżę. Kiedy opuszczał swój ukochany klub, nie brakowało głosów, że może sobie nie poradzić nawet w Jadze, która wtedy zajmowała miejsce w dolnych rejonach tabeli Ekstraklasy. Dziś nikt w Białymstoku nie wyobraża sobie linii obrony bez niego i kwestią czasu wydaje się dzień, w którym zostanie reprezentantem Polski.
Mateusz Skrzypczak rozpoczął swoją przygodę w Lechu Poznań jako mały chłopiec. Przez wiele lat konsekwentnie pracował na to, aby pewnego dnia stać się częścią pierwszego zespołu. Zadanie okazało się jednak niezwykle trudne i do pewnego momentu można było mieć wątpliwości co do tego, czy kiedykolwiek wejdzie na poziom, który będzie go predestynował do gry w tak wielkim klubie.
– Mateusza Skrzypczaka kojarzę od momentu mojego przyjścia do Wronek w 2016 roku. Nie tylko prowadziłem go w rezerwach, ponieważ odpowiadałem również za szkolenie w klubowej akademii, w zasadzie często łączyłem obie te funkcje. U nas w akademii zawsze mówiło się rocznikami i z rocznika 2000 byli Bartkek Mrozek, "Skrzypa", Łukasz Norkowski, Szymon Zalewski, Michał Skóraś, Tymoteusz Klupś i Hubert Sobol. Była to dość mocna grupa. Skrzypczak był zawodnikiem, który wyróżniał się warunkami fizycznymi. Był to defensywny pomocnik, nie grał jako środkowy obrońca. To "szóstka, która górowała nad wszystkimi warunkami fizycznym – mówi w rozmowie z TVP Sport Rafał Ulatowski, były trener piłkarza.
Rafał Ulatowski samodzielnie pomagał zawodnikowi w walce z przeciwnościami losu. Szkoleniowiec przyznał, że młody zawodnik wówczas nie miał szczęścia, a także stał się ofiarą własnych warunków fizycznych. Praca nad doprowadzeniem swojego ciała do optymalnej dyspozycji wymagała wiele cierpliwości.
– W momencie kiedy razem pracowaliśmy, było widać, że był to proces jego wzrostu, a jak rośniesz, to ogranicza ciebie to koordynacyjnie i szybkościowo. Tak już jest organizm zbudowany, że najpierw idziesz w górę, a dopiero później zaczynasz się otaczać mięśniami. "Skrzypa" właśnie miał wtedy taki czas – ocenia szkoleniowiec.
– Przypominam sobie jedną historię, którą on myślę też pamięta. Był wtedy kapitanem młodzieżowej reprezentacji Polski. Wrócił z turnieju i kadra przygotowywała się do występu w Pucharze Syrenki. "Skrzypa" doznał urazu mięśniowego i nie został powołany na wspomniane zawody. Była to wtedy dla niego olbrzymia rzecz, z którą musiał się zmierzyć. Chodzi o trudności, jakie napotyka piłkarz. Kapitan wokół którego zbudowany był skład,nie został powołany na turniej – opowiada Ulatowski.
– Pamiętam odbyliśmy wtedy trening indywidualny na jednym z bocznych boisk we Wronkach. Tamte zajęcia miały na celu utrzymanie go na dobrym poziomie mentalnym. Chodziło o to, aby się nie załamał i nie przestał wierzyć w siebie. Jeden taki turniej to nie jest koniec świata. Jest to jedno z naszych głównych wspomnień, byliśmy wtedy sami i więcej rozmawialiśmy niż trenowaliśmy, ponieważ w tamtym momencie tego potrzebował – dodaje.
Będąc piłkarzem Akademii Lecha Poznań Skrzypczak miał również problemy z tym, aby przebić się do wyższego rocznika. Większość zawodników, która w przyszłości poradziła sobie na poziomie Ekstraklasy, zazwyczaj na tym etapie kariery występowała w wyższej kategorii wiekowej.
– Podobną sytuacją był również fakt, że nie poszedł w pierwszym rzucie z kategorii U-17 do U-19. Zawsze w akademii są zawodnicy, którzy się wyróżniają i są przesuwani do wyższej kategorii wiekowej. "Skrzypa" został na kolejny sezon w U-17 i był to dla niego kolejny cios. Nie pojechał na turniej, nie awansował do starszej grupy, a praktycznie wszyscy jego wyróżniający się koledzy tam trafili. Znów dostał strzał między oczy i nie układało się to wszystko tak, jak to sobie wymarzył – wspomina Ulatowski.
– Był on jednak otoczony przez kapitalną rodzinę. Tatę wszyscy znamy, jest kierownikiem Lecha Poznań. Mama również bardzo mocno go wspierała. To chłopak, w którego żyłach płynęła niebiesko-biała krew zamiast czerwonej, mieszkał 300 metrów od stadionu. Jego starszy brat Maciej również pracował w akademii we Wronkach jako pracownik administracyjny. Lech był u nich jedzony na obiad, śniadanie i kolację. Brak nominacji wraz z rówieśnikami był dla niego ciosem, jednak nie można wykluczyć tego, że pomogło mu się to zahartować i w przyszłości stać się tym, kim stał się dzisiaj – uzupełnia były opiekun akademii Lecha Poznań.
Jednym z głównych mankamentów Mateusza Skrzypczaka w czasach występów w Lechu Poznań była szybkość. Piłkarz odpowiedział na deficyty ciężką pracą, a także wiarą w to, że można polepszyć swoje osiągi.
– Zdawaliśmy sobie sprawę z jego mankamentów szybkościowych. Aby grać w Lechu na środku obrony, trzeba być zawodnikiem, który skraca pole gry i gra na linii środkowej lub nawet na połowie przeciwnika. W przypadku każdej piłki za plecy, musiałeś być szybszy niż napastnik. Wtedy takich obrońców szukaliśmy, a "Skrzypa" nie grzeszył szybkością w czasach juniorskich. Dopiero kiedy trafił do rezerw i pierwszego zespołu był przymierzany jako stoper – ocenia Ulatowski.
– Nie możemy jednak powiedzieć, że Skrzypczak to piłkarz późnodojrzewający, ponieważ zawsze wyróżniał się siłą oraz wzrostem. Miał problemy z koordynacją i szybkością i to właśnie one utrudniły mu rozwój. Natomiast jest to dla mnie pierwszy piłkarz piłkarza, który udowodnił, że szybkość można poprawić. Może nie o sto procent, a o 15-20. "Skrzypa" zrobił to dzięki treningowi indywidualnemu. Pomogła mu również przyjaźń z Jakubem Moderem i Tymoteuszem Puchaczem. To ta słynna grupa, która robi wszystko razem. Zaczęli oni trenować indywidualnie u Gatuno i to dzięki temu treningowi "Skrzypa" poprawił swoją dynamikę działań, np. poprzez lepsze ustawienie nóg przy starcie. Takie ćwiczenia, które tam wykonywał stały się podstawą jego sukcesu. Gra w Jagiellonii dlatego, ze stał się szybszym zawodnikiem – podsumował były trener Mateusza Skrzypczaka w rozmowie z TVP Sport.
W pierwszym zespole Lecha Poznań zadebiutował 20 kwietnia 2019 roku w spotkaniu z... Jagiellonią Białystok.Wtedy trener Żuraw wprowadził go w końcówce zremisowanego 3:3 meczu. Kolejorz fatalnie wspomina tamten sezon, ponieważ zakończył go dopiero na 8. miejcu. Przez ten czas świat mocno się zmienił, jednak pewne rzeczy pozostały nienaruszone. Wtedy dubletem popisał się Jesus Imaz, a w środku pola występował Taras Romanczuk.
Łącznie Mateusz Skrzypczak w pierwszym zespole Lecha zaliczył 14 występów. Wydawało się, że jego sytuacja może się poprawić po wypożyczeniach w sezonie 2020/21 do Puszczy Niepołomice oraz Stomilu Olsztyn, jednak występy w pierwszej lidze nie pozwoliły mu na przebicie się w ukochanym klubie. W mistrzowskim sezonie pod wodzą Macieja Skorży był głębokim rezerwowym, który pojawiał się na boisku głównie w Pucharze Polski.
Jego odejście z Lecha Poznań wydawało się całkowicie naturalne, jednak była to trudna decyzja. W końcu mowa o piłkarzu, który budził największą sympatię wśród kibiców. Ze względu na jego przywiązanie do klubu, nikt inny nie dostawał transparentów z życzeniami urodzinowymi od najbardziej zagorzałych fanów.
– Powiem jeszcze o tym, który opuszcza nas i teraz będzie pszczółką, jednak wierzę, że wróci i będzie reprezentował niebiesko-białe barwy z dumą – powiedział o Skrzypczaku Filip Bednarek podczas świętowania mistrzostwa Polski w 2022 roku.
– Na pewno odejście z Lecha nie było dla niego łatwe. To w końcu klub, w którym się wychował i z którym zdobył mistrzostwo Polski. Jednocześnie wydaje mi się, że perspektywa regularnych występów w Jagiellonii, a następnie mistrzostwo z tym klubem pomogły mu załatać wszelkie rany – mówi w rozmowie z TVP Sport Eryk Chmielewski, przyjaciel Mateusza Skrzypczaka.
Po przejściu do Jagiellonii Białystok Mateusz Skrzypczak od początku nie miał problemu z regularną grą. Mocno zaufał mu trener Maciej Stolarczyk, a młody zawodnik występował w obronie z bardziej doświadczonymi partnerami, takimi jak Michał Pazdan oraz Bogdan Tiru. Sytuacja nie zmieniła się po przyjściu Adriana Siemieńca.
Jedynym okresem, w którym Skrzypczak nie grał regularnie był początek sezonu 2023/24, wtedy szkoleniowiec preferował ustawienie z Adrianem Dieguezem oraz Miłoszem Matysikiem. Później jednak wychowanek Lecha Poznań wrócił do łask i stał się ważną postacią drużyny, która sięgnęła po mistrzostwo Polski. Obserwując jego rozwój kibice klubu ze stolicy Wielkopolski mogli przecierać oczy ze zdumienia, ponieważ stał się zupełnie innym piłkarzem.
W poprzednim sezonie podopieczni trenera Siemieńca tracili średnio 1,32 bramek na mecz, teraz liczba ta spadła do 1,20. Duża w tym zasługa Skrzypczaka, który w obliczu najpierw obniżenia lotów, a następnie kontuzji Adriana Diegueza stał się liderem obrony obecnych mistrzów Polski i świetnie wywiązuje się z tego zadania.
– Myślę, że trener Siemieniec zaufał mu i pozwolił uwydatnić jego najlepsze cechy. Pozwolił mu stać się liderem zarówno na boisku, jak i poza nim. Czy pomógł mu się rozwinąć? Z pewnością tak, ale bez ciężkiej pracy "Skrzypa" nie byłby tu, gdzie jest – ocenił Eryk Chmielewski.
Rozwój Mateusza Skrzypczaka został doceniony przez Michała Probierza, który powołał go na październikowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Marzenia piłkarza o debiucie w narodowych barwach pokrzyżowała jednak kontuzja. Teraz selekcjoner postawił na sprawdzone rozwiązania i postanowił nie skorzystać z usług stopera Jagiellonii.
Decyzja wywołała niemałe oburzenie wynikające z dostrzeżenia jego piłkarskiej klasy, a także nienajlepszej formy jego konkurentów, np. Pawła Dawidowicza. Dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że 24-latek mocno zbliża się do tego, aby założyć koszulkę z orzełkiem na piersi.
Cztery miesiące temu Skrzypczak przedłużył kontrakt z Jagiellonią i jego obecna umowa obowiązuje do końca czerwca 2027 roku. Przez pewien czas wydawało się, że powrót obrońcy do stolicy Wielkopolski może być realny, jednak po złożeniu wspomnianego podpisu trudno wyobrazić sobie to, aby przeszedł do Lecha na zasadzie transferu gotówkowego.
Rozwój Mateusza Skrzypczaka to dla Lechitów lekcja, która pokazuje, że niektórzy piłkarze potrzebują nieco więcej czasu i nie należy nikogo definitywnie skreślać.
Początek meczu Jagiellonia - Lech o godzinie 20:15. Relacja na żywo w TVP Sport.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
18:15
Pogoń Szczecin
16:00
Bruk-Bet Termalica