| Piłka nożna / Liga Konferencji
Zbigniew Boniek powrócił do Łodzi w półfinale Pucharu Europy 1982/1983. Wielki Real Madryt odwiedził malutki Mielec kilka ładnych lat wcześniej. Liverpool był we Wrocławiu, Barcelona w Katowicach, Milan w Lubinie, a już wkrótce... Chelsea zagra w Warszawie.
Po reformie europejskich pucharów w 1992 roku zmalała szansa na wizyty wielkich drużyn w Polsce. W latach 90. polska piłka klubowa miała jeszcze resztki dawnego poziomu, więc nowy system zdawał się być mniejszym ograniczeniem niż przez ostatnie lata. Czołowe drużyny ligi wciąż mogły rywalizować ze swoimi odpowiednikami z największych krajów Zachodu. Później zmienił się jeszcze system eliminacji, co stworzyło kolejną przeszkodę.
Co jednak ciekawe, to w najnowszej historii bardzo często bywało tak, że wielka drużyna, która przyjeżdżała do Polski, wygrywała następnie całe rozgrywki. Zaczęło się od wizyty Borussii Dortmund w Łodzi 20 listopada 1996, w fazie grupowej dojrzewającej Ligi Mistrzów.
– Szczęście było blisko – tak skomentował wynik spotkania (2:2) trener gospodarzy, Franciszek Smuda. Był to kluczowy mecz – Widzewiacy musieli wygrać, by myśleć o awansie do ćwierćfinału. Rozczarowanie było duże, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Już w dwudziestej minucie drużyna z Łodzi prowadziła 2:1 po dwóch golach Jacka Dembińskiego. A to przecież Mathias Sammer miesiąc później dostał Złotą Piłkę. Drużyna Ottmara Hitzfelda wyrównała w drugiej połowie i zagwarantowała sobie udział w fazie pucharowej.
W wielkim finale dortmundczycy, z Paulo Sousą w składzie, pokonali broniący tytułu Juventus. Na trybunach stadionu w Monachium, gdzie było to spotkanie, zasiedli ówczesny właściciel Widzewa, Andrzej Grajewski i wspomniany Smuda. Zobaczyli jak dobrze radzi sobie Borussia, więc mogli jeszcze bardziej żałować straconej szansy. Szczęście wydawało się blisko...
W grupie razem z Borussią i Widzewem znalazło się też Atletico Madryt, które przyjechało do Polski we wrześniu 1996. Mistrz Hiszpanii zwyciężył 4:1. Szczęście było daleko, ale deszczowy dzień w Łodzi zapisał się w historii dzięki pięknej bramce Marka Citki, który z kilkudziesięciu metrów przelobował bramkarza. "Przygotowując się do meczu z Hiszpanami, zauważyłem, że ich bramkarz lubi wychodzić" - powiedział po latach dziennikarzowi Przeglądu Sportowego. Sezon później do "miasta włókniarzy" przyjechała Parma w II rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Trzy gole Enrico Chiesy szybko pozbawiły łodzian nadziei na awans.
Manchester United, jako wicemistrz Anglii sezonu 1997/1998, nie miał gwarancji gry w Lidze Mistrzów w kolejnym, więc musiał grać w eliminacjach. W II rundzie los skrzyżował wybrańców Sir Alexa Fergusona z innym łódzkim zespołem, ŁKS-em. Angielska drużyna przyleciała do Polski 26 sierpnia 1998. Chociaż wygrała pierwsze spotkanie na Old Trafford 2:0, to nie oszczędzała żadnej z postaci pierwszoplanowych: Beckhama, Scholesa, Giggsa oraz Schmeichela. Ta silna jedenastka nie wystarczyła, bo po 90 minutach tablica wyników wciąż pokazywała 0:0.
Piłkarze ŁKS-u wyszli wówczas do gry z fryzurami "na zapałkę". Można było dopatrywać się w tym próby zmylenia przeciwnika i utrudnienia identyfikacji. Nie chodziło jednak o to. W wywiadzie dla Weszło Dzidosław Żuberek, piłkarz tamtej drużyny, zdradził, że wtedy do klubu wszedł nowy sponsor, Gipsar. Piłkarze ścięli włosy, by dostać premię. Umowa nie została dotrzymana.
"Czerwone Diabły" zakończyły sezon z potrójną koroną, a remis w Łodzi pozostał jedynym meczem europejskich pucharów, w którym nie odniosły zwycięstwa i nie zdobyły bramki. Wszyscy chyba pamiętamy gole Sheringhama i Solskjaera z Bayernem w doliczonym czasie wielkiego finału na Camp Nou. Mogło ich nie być, gdyby latem poprzedniego roku ŁKS miał więcej szczęścia...
9 lat później Camp Nou było świadkiem innej historii. Trenerem FC Barcelony został Pep Guardiola, legendarny piłkarz i do tamtej pory szkoleniowiec rezerw klubu. Zespół nie był w dobrej kondycji, więc w Katalończyku upatrywano szansy na nowe otwarcie. W pierwszym meczu o stawkę rywalem była Wisła Kraków, mistrz Polski.
Trzecia runda kwalifikacji do Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu w Hiszpanii gospodarz wygrał 4:0 po golach Eto’o, Xaviego i Henry’ego. Dwa tygodnie później, mimo małego prawdopodobieństwa powodzenia w rewanżu, w Krakowie panowała atmosfera wielkiego święta. Rzadko bowiem gra się z aż tak wielkim przeciwnikiem. Jak okaże się później, być może nigdy. Po meczu pełnym ciekawych sytuacji z jednej i drugiej strony Wisła odniosła zwycięstwo 1:0 po trafieniu Clebera. Było to pierwsze (i jak dotąd ostatnie) zwycięstwo polskiej drużyny z Barceloną. Była też to jej jedyna porażka w rozgrywkach, które wygrała we wspaniałym stylu. I tak jak Manchester United zdobyła potrójną koronę.
Można było szukać przyczyn odpadnięcia Wisły w pierwszym meczu oraz wiązać rewanż z niedalekim startem ligi hiszpańskiej, która była w tamtym czasie priorytetem Guardioli. Jednak nawet zwycięstwo krakowian w takich okolicznościach było cenne dla polskiego futbolu. Tym bardziej, że poza wynikiem drugiego meczu przyjazd znakomitych gości nie miał w sobie nic szczególnego. Katalończycy zamknęli się w hotelu Sheraton i nie skorzystali z uroków byłej stolicy, a podczas konferencji prasowej nie wychodzili poza tematy sztampowe. Taki zwiastun profesjonalizacji. W relacji Leszka Orłowskiego dla Piłki Nożnej możemy przeczytać, że barcelońskie media dostrzegły lokalną popularność grilla, bowiem kłęby dymu unosiły się stale w okolicy stadionu przy Reymonta.
W 2008 roku pozostawały jeszcze żywe wspomnienia poprzednich wizyt Barcelony, która na początku tysiąclecia odwiedziła zarówno Warszawę, jak i Kraków w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. W 2001 roku prowadzona przez Franciszka Smudę drużyna znowu była blisko szczęścia, bowiem Wisła trzy razy prowadziła, ale ostatecznie przegrała. Ze zdaniem późniejszego selekcjonera reprezentacji zgodzili się Patrick Kluivert i Carles Rexach, którzy z uznaniem wypowiadali się o polskim rywalu. 12 miesięcy później Barcelona miała rewanż z Legią, po wygraniu pierwszego spotkania u siebie. Warszawianom nie udało się nic zdziałać w tym spotkaniu.
Inaczej było w sezonie 2016/2017. Po wielu latach nieobecności w fazie grupowej Ligi Mistrzów polska drużyna wreszcie pojawiła się w salonie piłkarskiej Europy. Legia trafiła do trudnej grupy. Mecz z obrońcą tytułu Realem Madryt przy Łazienkowskiej wyznaczono na czwartą kolejkę. W pierwszych trzech mistrz Polski miał komplet... porażek z dwunastoma golami na minusie. W tym 1:5 na Santiago Bernabeu. Oczekiwania były więc skromne. Na domiar złego mecz musiał być przy pustych trybunach. UEFA nałożyła taką karę na stołeczny klub za zachowanie kibiców w trakcie spotkania z Borussią Dortmund. Wiele zatem wskazywało na to, że będzie to niesławny powrót do Ligi Mistrzów.
Real posłał do boju największe gwiazdy, co nie może dziwić. Każdy mecz Ligi Mistrzów to prestiż i okazja do poprawienia rekordów. I od tego się zaczęło - Bale i Benzema szybko trafili. To nie był jednak koniec emocji. Stranieri Legii stanęli na wysokości zdania, a być może zrobili nawet więcej niż oczekiwał trener Jacek Magiera. Vadis Odjidja-Ofoe zdobył bramkę "do szatni" po dryblingu na małej przestrzeni, a po przerwie Miroslav Radović kopnął sprytnie czubkiem buta. Potem jeszcze Thibault Moulin przymierzył i piłka wpadła po odbiciu się od słupka. Przed końcowym gwizdkiem arbitra wyrównał Kovacić, ale nie odebrał polskiej drużynie słodkich chwil. I tak rozpoczęła się ładna historia. Legia zagrała jeszcze w rekordowym meczu w Dortmundzie i pokonała Sporting, co dało jej przepustkę do Ligi Europy. Po przeszło ośmiu latach wiemy, że była to jednorazowa opowieść, ale... lepszy rydz niż nic.
Real z kolei jako pierwszy zespół w historii zdobył trofeum Ligi Mistrzów dwa razy z rzędu. Przyjazd do Polski, mimo remisu, był więc dla niego szczęśliwy. W sezonie 2004/2005 "Królewscy" odpadli już w ⅛ finału z Juventusem. Wcześniej, w kwalifikacjach, mierzyli się z Wisłą. Odwiedzili Kraków w sierpniu, a o tym meczu mówiło całe miasto. Mirosław Szymkowiak motywował kolegów na konferencji prasowej mówiąc, że o wyeliminowaniu drużyny z Madrytu będą wiedzieć nawet dzieci w najdalszej afrykańskiej wiosce. Tak się jednak nie stało. Dwa decydujące gole Fernando Morientesa...
Z lekkim przymrużeniem oka można napisać, że Pep Guardiola rozpoczął karierę szkoleniową w Krakowie. Ale to nie jedyny trener, który zaczynał w Polsce. W 2002 roku Polonia Warszawa starła się w Płocku w I rundzie Pucharu UEFA z FC Porto, które trochę wcześniej objął Jose Mourinho. Portugalczyk był wówczas postacią dużo mniej znaną niż dwa lata później. Do tego stopnia, że polski realizator uparcie pokazywał jego asystenta, którego przy jednym ze zbliżeń podpisano... Jose Maurinho. Mało kto mógł też przewidzieć, że Porto najpierw wygra Puchar UEFA, a następnie Ligę Mistrzów, a jego największe gwiazdy - Deco i strzelec samobója Ricardo Carvalho - staną się postaciami wielkiego formatu w światowym futbolu. Zatem pierwotnie ten dwumecz nie miał aż takiego znaczenia, jak ma z obecnej perspektywy. "Czarne Koszule" wygrały 2:0, ale to była jedynie wygrana pocieszenia, bowiem dwa tygodnie wcześniej Portugalczycy zwyciężyli aż 6:0.
W półfinale Pucharu UEFA Porto wyeliminowało Lazio, które znalazło się w nim nie bez przygód. Polska zima zaskoczyła piłkarzy. Po spektaklu w Wiecznym Mieście, gdzie gospodarz zremisował z Wisłą Kraków 3:3, rewanż musiał być przełożony z powodu złego stanu murawy. W tydzień nie wszystko dało się poprawić, co sędzia Stuart Dougal przypłacił kontuzją. Zastąpił go arbiter techniczny. W tym nietypowym starciu polskiej drużynie znowu zabrakło szczęścia, a prześladowcą ponownie okazał się Enrico Chiesa. Był to jego siódmy gol w meczach z polskimi drużynami.
W śnieżnych okolicznościach była też inna rywalizacja polsko-włoska. W grudniu 2010 przyleciał do Poznania Juventus. Dla zespołu z miasta, które organizowało Zimowe Igrzyska Olimpijskie cztery lata wcześniej, pora roku nie powinna być przeszkodą. A jednak to Lech dyktował warunki i przez długi czas wygrywał dzięki trafieniu Artjomsa Rudnevsa. I choć rywal wyrównał, to Lechici przypieczętowali udział w fazie pucharowej Ligi Europy. Miesiąc wcześniej wygrali przy Bułgarskiej z Manchesterem City, który znajdował się akurat na początku zmian.
Do Polski przyjeżdżały jeszcze Inter, Napoli, sporo drużyn hiszpańskich i kilka angielskich. Chelsea zagra tu po raz pierwszy. I choć Liga Konferencji nie jest Ligą Mistrzów, to można chyba liczyć na emocje. Może tym razem obędzie się bez tego, tak polskiego "prawie"...
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.